środa, 24 lipca 2013

15. "On jest mój ty głupia dziewczyno!"-powiedziała wariatka - Poranek z zagadką

Jak się obudziłam to na początku nie ogarniałam gdzie się znajduję. Dopiero później moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności i zorientowałam się, że jestem w sypialni mamy. Delikatnie wstałam i wróciłam do swojego pokoju. Spojrzałam na zegarek, który pokazywał 6:45. Odsłoniłam rolety i moim oczom ukazał się deszcz. Nie! To była ulewa! Postanowiłam otworzyć okno. Do pomieszczenia wleciał przepiękny zapach. Uwielbiam woń deszczu. Jest taki świeży i orzeźwiający. Po jakimś czasie, gdy już się nawdychałam, wykonałam poranną toaletę. Później ubrałam jasne jeansy i białą bluzkę z czarnym kotem. Na mojej twarzy pojawił się delikatny makijaż, a w uszach zabłyszczały złote kolczyki od babci. A właśnie! A propo babci. Dawno u niej nie byłam. \przydałoby się ją odwiedzić.
Gdy wyszłam z łazienki było 5 po siódmej. Zeszłam na dół i trochę się zdziwiłam bo Ziree jeszcze nie wstała. Spojrzałam na grafik jej pracy i puknęłam się w czoło. Rzeczywiście dzisiaj nie musi  tak wcześnie wstawać bo ma na popołudnie.
-No trudno. Trzeba samemu sobie zrobić śniadanie.- powiedziałam do siebie. Gdy kończyłam robić jajecznice podbiegła do mnie Sisi.
-Cześć piesku! Co tam? Chcesz coś zjeść?- zapytałam i zaśmiałam się w myślach, że mówię do pieska jak do człowieka.
-Chętnie!- odpowiedział głosik. Zdumiona popatrzyłam w stronę pupila.
-CO?- wrzasnęłam najgłośniej jak potrafiłam.
-Nic. Mówiłam tylko, że chętnie coś bym zjadła. Podasz mi chrupki?- odpowiedział głosik. A raczej Sisi. Bo tak mi się przynajmniej zdawało.
-Od kiedy ty mówisz?
-Tak dokładnie toooo... od urodzenia.- odpowiedział piesek i zaśmiał się.
-Kiedyś to ja słyszałam jak szczekasz, a nie mówisz.- powiedziałam jeszcze bardziej przekonana, że właśnie rozmawiam z Sisi.
-No bo Cię wyznaczyłam jakoś kilka dni temu.
-Co to znaczy "wyznaczyłam"?- i w tym momencie do kuchni weszła Ziree.
-Co to za krzyki? I z kim rozmawiasz.... i dlaczego Sisi ciągle szczeka.
-Oh. Przepraszam, że Cię obudziłam, ale coś mnie bardzo zdziwiło. Prawda Sisi?
-Tak- odpowiedział piesek.
-Widzisz?! To mnie właśnie zdziwiło.
-Co?- spytała zdezorientowana mama.
-No to, że Sisi mówi.- powiedziałam i poczułam jak ciągnie mnie za spodnie.
-A co w tym dziwnego, że Sisi szczeka?
-Ale przecież Ona mówi w ludzkim języku!- i tu pojawiła się bezcenna mina mojej mamy wyrażająca wszystkie emocje jakie przeleciały przez jej  głowę. "oszalała", "ma schizy", "lunatykuje?", "uderzyła się w głowę".
-Skarbie wszystko w porządku?
-Czyli ty tego nie słyszysz?
-Czego?
-Eeee... nie ważne.- usiadłam przy stoliku i wpadłam na świetny pomysł by wyjść z tej sytuacji z twarzą. - Wiesz co mamusiu?
-Chmmm...?
-To tylko sen-Tylko sen.- powtórzyła.
-Tak. Tylko sen. Więc idź i śnij dalej.
-Śnij dalej...- powiedziała i poszła na górę do swojej sypialni. Gdy usłyszałam trzask drzwi... załamałam się.
Tak bardzo bym chciała żeby to był sen, ale żadne szczypanie mi nie pomagało. Do głowy przychodziły mi dwie odpowiedzi. Albo oszalałam i mam schiz, albo... no właśnie. Albo co? Talent, moc? Nie wierzę. Muszę o tym porozmawiać z Kiarą. Miejmy nadzieję, że nie weźmie mnie za wariatkę tak jak mama.
Spojrzałam na zegarek. Tsa... jest 7:30. Muszę już iść bo się spóźnię, a Zelda- nauczycielka WF-u tego nie toleruje. Mówiąc nie toleruje mam na myśli, że za każde spóźnienie trzeba robić jakieś ciężkie ćwiczenia dodatkowo.
Ubrałam kurtkę i wyszłam. Poczułam mokry i zimny deszcz, który moczy mi twarz i włosy... Właśnie! Zapomniałam opaski. No i się wróciłam. Pobiegłam na górę, chwyciłam białą plastikową opaskę i włożyłam na głowę. "Tak lepiej"-pomyślałam i zeszłam na dół. Po raz kolejny wyszłam z domu. Po drodze spotkałam Kiarę i razem poszłyśmy do szkoły... jednak nie wspomniałam jej ani słowa o porannym incydencie.
~*~*~*~*~*~*~*~*~
Hej Wam!
Przepraszam, że krótki.... no ale to jest poranek... zawsze ma takie małe rozmiary bo tam się dzieje tylko troszke ;D
Mam nadzieję, że wam się podoba ten rozdział i troszkę rozjaśnia wątek o "tajemniczym głosiku" :P
Rozdział dedykuje Black z bloga http://fred-weasley-carmen-black.blogspot.com/
Który również wam polecam bo jest genialny! :D
Tak więc mam jeszcze komunikat, że raczej nie dodam w sobote rozdziału bo jadę nad morze z przyjaciółką :D
Tak... donapisania za tydzień!
Pozdrawiam...
Lila <3
P.S.
Zapraszam do komentowania. Bardzo mnie cieszą :P

wtorek, 23 lipca 2013

Miniaturka Harry Potter

Pewnego marcowego ranka Hermiona pakowała książki do swojej starej torby. Była już po śniadaniu i za 10 minut będą zaczynać się zajęcia. Dziewczyna spojrzała na swój plan lekcji. Pierwsze są eliksiry z ślizgonami. Pierwsza myśl jaka przyszła jej do głowy brzmiała "O nie! Dlaczego muszę oglądać twarz tego nietoperza z samego rana?!". Spodziewała się kłopotów. Gdy Miona spakowała wszystkie prace domowe i książki ( a było ich bardzo dużo) zostało jej 5 minut do lekcji, więc powolnym krokiem ruszyła w stronę lochów. Oczywiście nie obyło się bez długiego czekania na schody, którym akurat w tym momencie zachciało się ruszać. Gdy gryfonka była niedaleko wielkiej sali zadzwonił dzwon oznajmujący początek zajęć. Zdenerwowana dziewczyna zaczęła biec. Byle tylko się nie spóźnić Gdy dochodziła do lochów ktoś chwycił ją w pasie i wciągnął do starej i pustej klasy. Przestraszona Miona gdy tylko została puszczona zaczęła się cofać. Gdy jej plecy dotknęły zimnej ściany serce zaczęło jej szybciej bić. Spojrzała się w kierunku porywacza. Było ciemno więc nie widziała jego lub jej twarzy.
-Kim jesteś i czego chcesz?- powiedziała lekko drżącym głosem z nadmiaru emocji. Przeciwnik, bo był to mężczyzna, zaśmiał się cicho.
-Nie poznajesz mnie? To ja. Wiktor.- po tych słowach gryfonka usłyszała ciche lumos i ujrzała barczystego chłopaka bardzo blisko siebie. Chwycił ją za nadgarstki i powoli zbliżył swoją twarz do jej. Był niebezpiecznie blisko. No i tak jak się spodziewała Krum zbliżył się jeszcze bardziej i pocałował ją. Krótko, ale stanowczo.
-Wiktor! Jak ja dawno Ciebie nie widziałam. Słuchaj... bo ja mam teraz eliksiry i muszę iść. Możemy się spotkać po moich zajęciach?- spytała dziewczyna ciągle drżącym głosem.
-To ja wymykam się z Durmstrongu żeby się z tobą spotkać, a ty chcesz mnie zostawić? Najwidoczniej w ogóle nie tęsknisz za swoim chłopakiem.
-Wiktor! Nie mów tak! Tęsknię za tobą, ale muszę iść na lekcje. Snape na 100% odejmie nam punkty jeżeli jeszcze chwilę tu zostanę.- już chciała iść w stronę drzwi, ale on jej nie puszczał. Hermiona widziała niezadowoloną twarz swojego chłopaka więc powiedziała - kocham Cię i każdego wieczoru myślę o tobie... ale teraz muszę iść- i gdy to powiedziała odwróciła głowę w inną stronę. Nienawidzi kłamać. Jednak w tej sprawie musi to robić. Nie chce go zranić.... i boi się jego reakcji. Tak na prawdę to wcale go nie kocha, a boi się go. Przeraża ją ta jego brutalność i siła, którą wykorzystuje w każdym momencie. Nigdy nie zapomni jak ją spoliczkował za to, że nie pozwoliła mu się do niej dobierać.
-Miona! Kochanie ty moje. Co się z tobą dzieje. Nie piszesz do mnie w ogóle... nie wiem co mam myśleć.
-Przepraszam. Nie miałam czasu.- powiedziała ze spuszczoną głową w dół.
-A na co miałaś czas? Na obściskiwanie się z innym?- powiedział i mocniej chwycił jej nadgarstki. Prawie je miażdżył.
-Ałć! To boli. Puszczaj.- zaczęła się wyrywać.
-Nie! Posłuchaj mnie ty szlamo! Ja wiem wszystko! Ty mnie nie kochasz. Znalazłaś sobie innego i mnie zdradzasz i wykorzystujesz! Jesteś okropną szmatą! Zrywam z tobą. Nie spodziewałem się, że jesteś taka dwulicowa.- Spoliczkował ją, by następnie brutalnie pocałować.
-Żegnaj Hermiono.- powiedział i wyszedł zostawiając ją samą. "Czyli tak to się potoczyło" myślała gryfonka. W sumie... wszystkie przykre słowa spłynęły po niej jak deszcz po rynnie. W ogóle jej to nie zabolało. Poczuła ulgę. Z jednej strony cieszyła się, że już z nim nie jest... ale z drugiej... szkoda, że ma o niej takie zdanie." Trudno. Będzie musiał żyć w kłamstwie." Jej przemyślenia przerwał dzwon oznajmujący koniec pierwszej lekcji. Gryfonka poprawiła swojego kucyka i wyszła z pustej sali. Szczęśliwym trafem wpadła na swoich przyjaciół.
-Gdzieś ty była?- zawołał Ron.
-Martwiliśmy się o Ciebie- dopowiedział Harry.
-Może jakieś cześć na początek? No więc tak - "nie zaczyna się od więc" zbeształa się sama siebie w myślach- coś... a raczej ktoś mnie zatrzymał. Muszę wam coś powiedzieć. Zerwałam z Krumem.
-Nareszcie!- zawołali chłopcy równocześnie co bardzo zdziwiło gryfonkę. Zatrzymała się gwałtownie i już miała mówić "co to ma znaczyć" gdy ktoś, kto szedł za nimi, wpadł na nią. Tym kimś był Draco Malfoy cały uhahany... nie wiadomo dlaczego. Tak jak mówiłam Draco wpadł na zaskoczoną dziewczynę. Większym zdziwieniem dla Hermiony było to, że zamiast zacząć wyzywać ją od szlam... on tylko się uśmiechnął. Zaraz, zaraz! Od kiedy Draco Malfoy się uśmiecha???? I to jeszcze do niej? No tak... Zmienił się. Tak przynajmniej twierdzi Harry. Gdy Miona sobie myślała, ślizgon wymienił kilka słów z Potterem i poszedł w swoją stronę. Z zamyślenia wyrwał ją głos wybrańca.
-Wszystko ok?
-Tak, tak. Co robiliście na eliksirach?
-Mieliśmy uwarzyć wywar żywej śmierci. Oczywiście blond Fretka razem z Zabinim najlepiej go uwarzyli i najszybciej za co dostali 20 punktów. - powiedział Ron. Po krótkiej chwili ciszy Harry i Ron wybuchnęli niepohamowanym śmiechem.
-Co was tak bawi? Mam coś na twarzy?- spytała zdezorientowana Miona.
-Nie...-powiedział Harry i dalej się śmiał- wspomnienia wracają <śmiech> Draco jako fretka wyglądał prześlicznie <śmiech>
-Mógł go już tak zostawić.- powiedział Ron na koniec.
-No dobraaa...chłopaki! Przestańcie się już śmiać. Pewnie byłoby to dla niego to jest wkurzające gdyby usłyszał.- powiedziała i ugryzła się w język. Co ją podkusiło żeby to powiedzieć?
-A co ty tak go bronisz?- spytał Rudy.
-Po prostu...- zawahała się- po prostu tak uważam Ron. Nie było by Ci raczej miło gdybym ciągle wypominała jak wyglądałeś na balu bożonarodzeniowym. - zachichotała gdy zobaczyła jak radosna wyraz rudzielca momentalnie się zmienia.
Gdy trójka przyjaciół doszła pod klasę od transmutacji Harry spytał się swojej koleżanki.
-Hermino?
-Tak?
-Co byś powiedziała na lekcję latania na miotle?- spytał bliznowaty.
-CO?! Wiesz przecież, że nie lubię tego. Co ci w ogóle strzeliło do głowy?- obruszyła się.
-A nic. Tak się pytam... to  może gdzieś razem wyskoczymy? Skoro jesteś wolna to nikt nie będzie już zazdrosny, że jestem z tobą sam na sam.- to ostatnie zdanie powiedział jej na ucho. Twarz Rona stała się takiego samego koloru co jego włosy.
-Harry.... nie wiem czy to dobry pomysł.
-O.k Jeśli nie chcesz to zrozumiem.
-Ale się nie obrazisz jak Cormac kiedyś tam?
-Nie no co ty! Jesteśmy przyjaciółmi i tak może zostać.- trochę spochmurniał ale starał się tego nie okazywać.
-To może ze mną wyskoczysz?- spytał z nadzieją Weasley.
-Ron... byliśmy ze sobą razem i nie wyszło. Jesteśmy przyjaciółmi! A ty Harry... proponuję Ci zabrać się za Ginny. Ona Cię kocha! Ty też! Wiem to!
-Dzięki. Jesteś najlepszą przyjaciółką na świecie.- zaśmiał się i przytulił ją do siebie. -RON!-Wrzasnął po jakiejś chwili.
-Co.- odpowiedział znudzonym tonem głosu.
-Mam złoty znicz!
-Jak to? Skąd? - ożywił się.
-Znalazłem w szatni za koszem na śmieci. Ma złamane skrzydełko, ale może kiedyś go naprawię.
No i tak... Lekcje mijały, na przerwach Hermiona rozmawiała z przyjaciółmi, czytała książki, ale po jej głowie chodziła jedna myśl. Draco się do niej uśmiechnął. A był to jeden z piękniejszych uśmiechów jaki widziała.
Gdy dzwon zadzwonił trzy razy znaczyło to, że czas na obiad. W wielkiej sali już czekał na nich dyrektor- Albus Dumbledor i inni nauczyciele. Gdy mężczyzna z długą brodą klasnął w dłonie na stołach pojawiły się różne potrawy. Miona na obiad nałożyła sobie kotleta devolay, purre ziemniaczane i marchewkę z jabłkiem. Na deser planowała zjeść budyń czekoladowy. Podczas posiłku gryfonka co chwilę spoglądała na stół ślizgonów. A tak dokładnie patrzyła się na Dracona Malfoya, który również patrzył się na nią. Po pewnym czasie, gdy uczniowie zaczynali jeść swoje desery, do wielkiej sali wbiegł Filch. Upadł na podłogę i zawołał:
-Śmierciożercy są na błoniach!
W sali zapanował szum i harmider. Dyrektor wstał i zawołał:
-SPOKÓJ! Wszyscy zostańcie w tej sali i nie obawiajcie się niczego. Zostaniecie tu pod opieką Hagrida. My zaś pójdziemy "dowiedzieć się o co chodzi"- po tych słowach wszyscy nauczyciele opuścili to pomieszczenie. Nastała głucha cisza. Po chwili dało się usłyszeć jakieś chrapanie. To Hagrid zasnął bo za dużo wypił kremowego piwa, które tak na niego działa. W sali jak za odjęciem ręki nastał znowu szum, bo każdy rozmawiał ze sobą i robił to coraz głośniej by przekrzyczeć swoich sąsiadów. Tylko Hermiona nie rozmawiała. Martwiła się czego śmierciożercy szukają w hogwarcie po upadku Voldemorta?
-Boisz się?- spytał Malfoy, który nie wiadomo  jak i kiedy pojawił się obok niej.
-Malfoy! Co ty tu robisz? I nie! Nie boję się. A co? Martwisz się o mnie?
- Tak jakby.
-Niby czemu
-Nie wiem...- odpowiedział szczerze i zaśmiał się. Usiadł koło niej. Mionę trochę zdziwiło zachowanie ślizgona. Był... miły. To do niego nie pasowało. Nie dla niej! Ta tajemniczość bardzo zaintrygowała ją.
-Grenger...
-Co?
-Słyszałem, że zerwałeś z Krumem.
-No nie... ty tez już to wiesz? Jakim cudem?
-Normalnym.
-A co w związku z tym, że z nim zerwałam?
-Umówisz się ze mną?- Hermiona z wrażenia otwarła usta, by potem je zamknąć. Nie potrafiła nic powiedzieć.
-Żartujesz!
-Nie pytam serio.
-Żartujesz! Nie wieżę ci!
-Jak mam Ci udowodnić, że mówię prawdę?
-Nie wiem. Po prostu nie mogę... nie potrafię w to uwierzyć.
-To uwierz! Wiara czyni cuda.- zaśmiał się po raz kolejny tym swoim pięknym śmiechem.
-Muszę się zastanowić.- i odwróciła głowę w inną stronę. Zaczęła myśleć. "Merlinie! Zerwałam z Krumem dziś rano, a już trzecia osoba chce się ze mną umówić... ale randka z Draco była by ciekawym doświadczeniem."
-Grenger...
-Co znowu jeszcze się .... AAAAAAAAAAAAAAA!- wrzasnęła kiedy Draco rzucił w nią makaronem z miski, która stała obok.
-Malfoy! Ty wredna świnio!- zawołała co on skwitował tylko śmiechem. Dziewczyna żuciła w niego makaronem z tej samej miski. Niestety nie trafiła w niego tylko w kogoś z Ravenclavu. Ta osoba zaś rzuciła kurczakiem w kogoś z Gryfindoru, a ten ktoś z domu lwa rzucił w jakiegoś puchona, który ze zdenerwowania wylał szklankę soku dyniowego na dziewczynę z Slytherinu. I tak w oto ten sposób w wielkiej sali rozpoczęła się wielka bitwa na jedzenie. A Hagrid oczywiście sobie smacznie spał.
Po 25 minutach zabawę przerwało otwarcie się drzwi. Do pomieszczenia weszło całe grono pedagogiczne. Doznali wielkiego szoku widząc bardzo wielki bałagan.
-Kto to zrobił proszę wstać.- zawołał dyrektor. Nie miał gniewnego tonu głosu. Raczej starał się nie wybuchnąć śmiechem i nie powiedzieć " czemu to się działo beze mnie"
-Ja- powiedział Draco i wstał. Hermiona też czuła się winna więc dołączyła do niego z słowami
-I ja.
- W takim razie Pan Malfoy i Panna Grenger to posprzątają- wskazał palcem całą wielką salę.- A teraz proszę się rozejść.
I tak Dumbledor zabrał im różdżki z słowami "Jak skończycie zgłoście się do mnie do gabinetu. Hasło to musy świstusy". Wszyscy uczniowie gapiąc się na sprawców jedzeniowej bitwy opuścili pomieszczenie. Gdy w sali został tylko Draco i Hermiona przyszły skrzaty i dały im gąbki, miotły, mopy i wiaderka.
-Musisz poćwiczyć nad celem, Grenger.- powiedział Draco gdy zaczęli pracować.
- To nie moja wina, że tobie zachciało się we mnie rzucać!- zawołała i zaczęła się śmiać bo Draco był cały w pianie.
-Tak cię to bawi? Poczekaj! Ty też tak będziesz wyglądać!- i zaczął ją gonić po całym pomieszczeniu z wiadrem pełnym piany.
Resztę pięć godzin gryfonka ze ślizgonem sprzątali w mokrych od piany i brudnych od jedzenia ubraniach. Ale nie żałowali. Mile spędzili czas w swoim towarzystwie. Na koniec Hermiona zgodziła się na randkę co blondyn przyjął z niemałym zaskoczeniem. Pożegnali się pod portretem grubej damy, bo Draco uparł się, że musi ją odprowadzić. Oczywiście zapomnieli o różdżkach i rano zderzyli się pod posągiem pilnującym gabinet dyrektora.
Po randce, między Hermioną a Draconem powstało coś na kształt miłości.
Ostatniego wieczoru w hogwarcie... bo byli w ostatniej klasie... Miona siedziała ze swoim chłopakiem pod drzewem i oglądali piękny zachód słońca. Do głowy dziewczyny wpadło głupie pytanie.
-Draco?
-Tak?- objął ją ramieniem.
-Pamiętasz tą bite na jedzenie co była kilka miesięcy temu?
-Tak.
-Kto zwyciężył?- Draco zaśmiał się i odpowiedział:
-Oczywiście, że ja! I otrzymałem przepiękną nagrodę- i pocałował czule Hermionę w usta.
~*~*~*~*~*~*~
Hej!
Witam was wszystkich :P
Mam nadzieję, że urodzinowa miniaturka przypadła wam do gustu xD
Nie wiem czy dzisiaj dodam rozdział głównego opowiadania....
Postaram się ;D
Dziękuję wam bardzo za ponad 3000 wejść *-*
Dzięki!
Wspaniały prezent :P
No to ....
Mam nadzieję, że się podoba...
komentarze nie gryzą xD
Pozdrawiam 
Lila <3

piątek, 12 lipca 2013

środa, 10 lipca 2013

14. Wredna dziewczyna - Kłótnie...

Przez alejki parku szedł Mark z Kiarą i rozmawiali.
-Jak myślisz... Dlaczego Ola uciekła?
-Nie mam pojęcia, ale obawiam się, że dzisiejsze wydarzenia mocno nadszarpnęły naszą znajomość.
-Też tak myślę. Ale czekaj... nie rozumiem. Ola jest na mnie o coś zła?
-Czemu tak myślisz?
-No nie wiem... jeżeli tak to nie wiem dlaczego. To ja powinienem być zły na nią, że przez nią będę mieć w domu kłopoty.
-A nie jesteś? Przecież wiesz do czego Ariss jest zdolna.
-Wiem, wiem... ale widzisz. Zaczynając z wami gadać wiedziałem co robię i jakie będą tego być może skutki uboczne.
-To dlaczego to zrobiłeś?
-Już Ci mówiłem.
-Kłamałeś.
-Nieprawda.
-Kłamałeś jak z nut. Takie kity to możesz wciskać Ariss, a nie mnie. Ja dobrze wiem czemu to zacząłeś.- powiedziała Kiara i zatrzymała się. Mark dopiero po chwili zorientował się, że koło niego nikt nie idzie więc zrobił to samo i odwrócił się w jej stronę.
-To po co pytasz skoro wiesz?- powiedział twardo i wyraźnie Mark.
-Bo chcę usłyszeć to z twoich ust i być w 100% pewna, że mam rację.
-Trudno. Będziesz musiała żyć w tej niepewności bo ja Ci teraz tego nie mam zamiaru mówić.- odwrócił się na pięcie i już miał iść dalej gdy nagle coś twardego uderzyło go w głowę. Okazało się, że była to gałązka, którą Kiara uniosła swoją mocą.
-Ałć! Za co to?
-Bo nie chcesz mi powiedzieć i się ode mnie odwróciłeś gdy Ja jeszcze nie skończyłam do Ciebie mówić.- Po tych słowach zrezygnowany Mark usiadł na ławce i poklepał miejsce obok siebie by Kiara usiadła koło niego. Ona zadowolona, że dopięła swego wykonała jego prośbę.
-No to słucham.- Nastała cisza.
-Ja...-zająknął się- Mi...- nie potrafił nic powiedzieć.
-No wykrztuś To z siebie!
-Mi się Ola podoba!- powiedział na jednym tchu.
-Brawo! Nareszcie to powiedziałeś!- zaśmiała się Kiara.
-Bardzo śmieszne. Tylko wiesz? Teraz mam problem bo dziewczyna moich marzeń zaczęła mnie unikać. I to wszystko przez tą kretynkę Ariss. A już zaczęło nam się układać. Nawet chyba zdobyłem jej zaufanie. Tak myślę.- dodał po krótkim namyśle.
-Zwalasz całą winę na Ariss. I temu Ci się nie dziwię i nawet przyznam Ci racje. Dziwi mnie jeden fakt. Ciągle martwisz się o Olę. Mówisz tak jakbyś w ogóle nie przejmował się tym co zastaniesz w domu.
-Tata sobie trochę pokrzyczy, po dramatyzuje i w końcu kiedyś mu przejdzie. A jeśli nie to ma pecha. Moja sprawa, moje decyzje, moje życie.
-Co zamierzasz zrobić z Olą?
-Jak to co? Jutro jest normalny dzień. Będę z nią gadać i siedzieć w ławce tak jak wczoraj i przedwczoraj.
-Dobra. Mam nadzieję, że wszystko w końcu się ułoży. Powodzenia w domu.-powiedziała Kiara wchodząc na swoje podwórko.
-Dzięki. Do zobaczenia.- powiedział Mark i pomachał do dziewczyny.
-Hej! Do jutra.-uśmiechnęła się i zniknęła z drzwiami.
Mark resztę drogi myślał o Oli, o tym co go czeka w domu i jakie będą tego konsekwencje. "Na 100% będzie jakiś szlaban lub coś w tym stylu" pomyślał. Szczerze powiedziawszy troszkę się bał. No bo w końcu to jego tata, który w akcie desperacji może zrobić wszystko. Nawet zmienić mu szkołę. Tego by nie przeżył. Do Marka dopiero kilka metrów przed domem dotarło, że jednak może mieć większe kłopoty niż myślał.
Chłopak doszedł do domu i już miał nacisnąć klamkę gdy nagle drzwi się same otworzyły. Markowi serce stanęło... ale okazało się, że to jego młodsza siostra Blue. Piegowata dziewczynka zdziwiła się, że jej starszy brat stał przed drzwiami.
-Czemu nie wchodzisz? Przecież jest otwarte.
-Właśnie miałem otwierać. Gdzie idziesz?
-Do sklepu po coś słodkiego.
-Jest tata?
-Nie, a co?
-A nic. Tak się pytam.
-Dobra. To ja lecę.- Blue wyszczerzyła swoje białe ząbki i poszła.
Mark wszedł do domu. ściągnął buty i kurtkę, a potem wszedł w głąb domu.
-Hej mamo.
-Cześć. Jak w szkole?
-Nie najgorzej.-odpowiedział brunet nalewając sobie soku pomarańczowego.
-Co słychać u Loopiego?
-Nie wiem.
-Jak to? To twój przyjaciel.
-Ostatnio nie gadamy ze sobą.
-Pokłóciliście się?- spytała zatroskana.
-Nie.
-A co się stało?
-Nic.
-To czemu nie rozmawiacie?- zdenerwowała się Meaki.
-Bo tak chciały biedronki... Mamo! Nie wiem czemu. Po prostu tak wyszło.
-Dobrze, dobrze. Już tak się nie wkurzaj.- odpowiedziała Pani Dov. Wiedziała, że tego tematu nie warto drążyć. Choć bardzo była ciekawa dlaczego jej syn nie rozmawia z najlepszym przyjacielem.
-A z kim rozmawiasz w szkole?- dopytywała się Meaki. Chłopak wiedział, że ona nie odpuści. Wiedział również, że rozmowy z Meaki są tak samo fajne jak z Kiarą czy Olą. Jest jego przyjaciółką i wie, że wszystko co jej mówi zostaje między nimi. Z Blue jest podobnie. Odziedziczyła to po matce.
-Z takimi dziewczynami.- odpowiedział zrezygnowany Mark.
-O! Które to? Ta ładna blondynka Ivessa? Jest urocza. Może zaprosisz ją kiedyś do nas? Może Ci się z nią ułoży i w końcu znajdziesz tą jedyną. Ta Ivessa jest piękna i mądra... no i utalentowana. Nadawała by się...- i już chciała mówić dalej, ale Mark szybko jej przerwał.
-NIE! Ona jest ładna, ale leci na kasę.
-No to może wracasz do Lorence?
-Nie. Lorence to skończony temat. Jest głupia i fałszywa.- posmutniał Mark wspominając swój nieudany związek z tą szatynką.
-To może w końcu dałeś szansę tej biednej Ariss?-Marka wtedy zatkało.
-Ariss?!
-No co? Jest ładna, mądra utalentowana. Czegoś więcej chcieć- zaśmiała się. Dobrze wiedziała, że to nie o nią chodzi, ale chciała się trochę z nim podroczyć.
-Ale za to pusta, nienormalna i zadufana w sobie!
-Wiem, wiem... Tak sobie tylko żartuję, a ty wszystko bierzesz wszystko na poważnie. To co? Zdradzisz mi imiona... albo imię? I powiedz... ale szczerze... podoba Ci się jedna z nich?
-Wiesz mamo... to jest troszkę skomplikowane.
-Postaram się zrozumieć.
-Możesz uznać to za głupie ale... tylko się nie wściekaj.
-Nie rozumiem ale ok.
-Bo nie myśl, że ja o tym nie myślałem. Bardzo dokładnie przemyślałem każdą decyzję.
-Jesteś GEJEM?- wypaliła Meaki.
-CO? Przecież powiedziałem, że zacząłem gadać z dziewczynami!
-No tak. Faktycznie. Wybacz. To co z tą decyzją?- i w tym momencie Mark usłyszał trzask teleportacji. " O nie! tylko nie to! Nie teraz!"- pomyślał zrozpaczony chłopak. Andree Dov właśnie wchodził do domu. Gdy tylko zobaczył syna zmroził go swoim spojrzeniem. Meaki widząc to nieco się zdiwiła.
-Hej Mea! Jak Ci minął dzień?- spytał żonę.
-Całkiem nieźle. A tobie?
-Niezbyt- tu spojrzał na Marka- Musimy porozmawiać- dodał ostro.
-A może po obiedzie?- zapytała mama. Tata tylko kiwnął głową i zniknął za drzwiami do salonu.
-Oj szykuje się długa i ciężka rozmowa.- powiedział Mark i w tym momencie do domu weszła ruda dziewczynka.
-Ej wiewiórko! Masz coś dla mnie?- zapytał chłopak.
-Łap batonika- rzuciła mu ciastko i poszła na górę. Zmartwiony Mark usiadł przy stole i obserwował jak rudowłosa kobieta krząta się po kuchni.
******
Cała rodzina Dov właśnie kończyła jeść obiad. Mała Blue po zjedzeniu zmyła talerze  (potrafi tryskać wodą z palców) i pobiegła pobawić się w swoim pokoju. Przy stole został Andree, Meaki i Mark. Pierwszy odezwał się młody Dov:
-Tato. Wiem o co Ci chodzi i wiedz, że zaraz wszystko Ci wytłumaczę.
-Ale Ja nie wiem o co chodzi, a chyba mam takie prawo.-odpowiedziała kobieta.
-Chodzi o to, że nasz rodzony syn okrywa hańbą naszą rodzinę będąc w związku z córką tej... jak jej tam? Aha! Już wiem. Light.- ostatnie słowo powiedział z taką odrazą jakby to było najokropniejsze słowo na świecie.
-Z tą dziewczynką co urodziła się bez mocy?
-Tak.
-Ja nie jestem z nią w związku!
-To o tym chciałeś mi powiedzieć?- spytała Meaki syna, który wpatrzony w ojca tylko kiwnął głową.
-Z moich informacji wynika, że jesteście szczęśliwą parą od kilku tygodni.
-Kto Ci takich bzdur naopowiadał?
-Dobry informator.
-Ariss? Zazdrosna i podła dziewczyna? Jeżeli tak to daruj sobie. Radze Ci nie wierzyć w żadne jej słowo.
-Nie!-zawahał się Andree.- z resztą to nie jest ważne. Nawet jeżeli z nią nie jesteś to dlaczego z nią rozmawiasz?
-A co w tym złego?
-To, że to dla Ciebie zakazane! Ona jest inna! W ogóle nie powinno jej tu być!
-Ale jest! i nic tego nie zmieni.- wrzasnął Mark- Nie mów tak o niej.
-Co się dzieje?- Zawołała z góry Blue.
-Nic, skarbie.- odpowiedziała mama- Tatuś po prostu głośno rozmawia z twoim bratem.
-Aha.- powiedziała i wróciła do swojego pokoju głośno zamykając drzwi.
-Odpowiedz. Czemu z nią zacząłeś rozmawiać!
-To moja sprawa.
-Odpowiadaj!
-Nie! Ty nigdy nic nie rozumiesz. Zawsze myślisz tylko o  sobie i o tym jak zrobić żeby Tobie było dobrze.
-Ach Tak? To proszę. Oświeć mnie ! Bo na prawdę nic teraz nie rozumiem- wrzasnął Pan Dov.
-Andree...- Meaki powiedziała do męża i spojrzała na niego wzrokiem proszącym aby przestał. Ona doskonale wiedziała. Mark zakochał się w Lightenównie.
-Nie Meaki. Jak nasz syn coś zrobił niech teraz się tłumaczy. Wiesz, że jakby ktoś z mojej pracy zobaczył Cię w towarzystwie tej dziewczyny dowiedzieli by się wszyscy pracownicy biura? Całą moja reputacja legła by w gruzach! Szacunek?! Prysnął by w jednej chwili. Wszystko co wypracowałem przez tyle lat zniknęło by i już nigdy nie wróciło. A dlaczego? Bo mój syn wpadł na głupi pomysł by spotykać się z dziwadłem!
-Nie nazywaj jej tak! Ona ma imię! I widzisz? Ciągle mówisz o sobie! Nie pomyślisz o moim szczęściu!
-Czasem trzeba zrezygnować z własnego... jak to ująłeś "szczęścia" dla dobra rodziny.
-Chyba twojego dobra...
-Nie będziesz tu ze mną dyskutował! Co Ci padło na mózg by spotykać się z tym dziwadłem?
-Mówiłem, że Ona ma na imię Ola!
-Nie obchodzi mnie to!- wrzasnął po czym nastała cisza. Po jakimś czasie Mark spytał się spokojnym głosem:
-Mogę coś powiedzieć?
-No! Tłumacz się.
-Nie mam takiego zamiaru.
-No to nie masz nic więcej do dodania. Naraziłeś rodzinę i w ogóle nie czujesz jakiejkolwiek winy! Jak można być takim głupcem. Masz się do niej nie zbliżać. Zapomnij o niej. Ma być tak jak kiedyś. Wiedz, że ja się dowiem czy z nią rozmawiałeś czy nie. Masz szlaban! Zakaz wychodzenia z domu!- nakręcał się jeszcze bardziej- i Ty- tu spojrzał na Meaki- masz dopilnować by nie ruszał się z tond.
-A szkoła?- zapytał coraz bardziej bezradny i załamany Mark. Nie miał bladego pojęcia, że to wszystko może się tak skończyć.
-Codziennie będzie do Ciebie przychodzić Ariss. Jest to bardzo miła osoba. To ją powinieneś wybrać a nie jakąś... Olę. Zaraz wyślę do niej Pegi- i zagwizdał. Po chwili na poręczy krzesła usiadła kolorowa papuga. Andree chwycił długopis i napisał krótki list. Przywiązał do nogi Pegi i wypuścił ptaka przez okno.
-A teraz marsz do pokoju! I to jest moje ostatnie słowo w tym temacie.- i wyszedł do salonu.
-Jak ochłonie to z nim pogadam. I do Ciebie też zajrzę - powiedziała Meaki i znów zaczęła sprzątać w kuchni.
Zrezygnowany Mark wszedł na górę.
-Co się stało?- spytała zatroskana Blue wyglądając ze swojego pokoju.
-Chodź wiewiórko. Wszystko Ci opowiem- chwycił siostrę za rękę i wszedł do swojego pokoju.
*****
Przez całą drogę do domu byłam smutna i załamana. Już nie płakałam ale oczy mnie strasznie bolały. W gardle dalej czułam wielką gulę. Myśl, że mam się nie odzywać do Marka przerażała mnie. To tak, jakby ktoś zakazał mi oddychać. Nie mam zielonego pojęcia dlaczego tak jest, ale to jest chore i okropne. Próbuję sobie wmówić "to zwykły chłopak z klasy". Ale niestety mój mózg dobrze wie, że ten chłopak nie jest mi obojętny. A ja głupia nie chcę mu wierzyć. W tym momencie okłamuję sama siebie... ale czasem tak trzeba.
Gdy weszłam do domu Ziree pytała się mnie co się stało. Ja tylko odpowiedziałam ciche "nic". Obiad jadłyśmy w całkowitej ciszy. Po spożytym posiłku poszłam na górę, założyłam słuchawki i włączyłam muzykę na maksa. Położyłam się na łóżku. Słuchając głośnych dźwięków piosenki jednej z ulubionych wokalistek uspokoiłam się i zasnęłam. Niestety sen nie był ukojeniem, bo przyśnił mi się właśnie On. Stałam na wyspie, na środku oceanu. On wsiadał na łódź i powoli odpływał. Podbiegłam do brzegu ale On był już daleko. Zawołałam błagalnie:
-MARK! Wracaj! Nie zostawiaj mnie.- on tylko uśmiechnął się i pomachał na pożegnanie. Po chwili na łodzi pojawiła się Ariss. Chłopak chwycił ją za dłoń i lekko pocałował w ust. Poczułam jak coś we mnie krzyczy z bólu i zazdrości. Jak coś pęka i tłucze się na miliony maluteńkich kawałków. To było moje biedne serce. Do moich uszu dobiegł szyderczy śmiech Ariss.
-Mówiłam, że Cię zniszczę?! Zrobię to właśni teraz!- zawołała blondynka.
-Nie kotku. Zrobimy to razem- powiedział Mark do Ariss i razem chwycili pistolet. No i strzelili we mnie. W chwili, w której kula trafiała mnie, obudziłam się. Dookoła było ciemno. Usiadłam na łóżku cała zalana potem i zatrzęsłam się z zimna. Poczułam się taka samotna... nigdy wcześniej się tak nie czułam. Znowu zaczęłam płakać. Miałam już tego dość, ale nie potrafiłam tego powstrzymać. Uświadomiłam sobie, że nigdy nie będzie moim przyjacielem bo to niemożliwe. Bo wtedy chyba uświadomiłam sobie, że bardzo mi na nim zależy. O wiele bardziej niż na przyjacielu.
Poszłam się ogarnąć. Przebrałam się w piżamę umyłam zęby, twarz i po cichu weszłam do sypialni mamy. Delikatnie odsunęłam kołudrę i przytuliłam się do mamy. Ona odwzajemniła uścisk. Kij z tym, że jeśli się obudzi przede mną odczyta wszystkie moje wspomnienia. Potrzebowałam wtedy bliskości. I właśnie w ten sposób zasnęłam w ramionach mojej kochanej mamusi.
*****
Meaki po rozmowie z Markiem już wszystko wiedziała na 100%. Jej syn każdą decyzję bardzo długo i dobrze przemyślał. W sumie podzielała zdanie Marka, bo nie uważała Oli za złą osobę. To, że nie ma mocy nic nie znaczy. Może dla niektórych jest to jakiś wyznacznik lepszości. Przypomniało jej się stare przysłowie jej mamy"Inna nie znaczy gorsza". Jak najbardziej się z tym zgadza. Meaki zrozumiała również, że jej syn zakochał się w Oli na zabój. Teraz tylko tą wiedzę musi przekazać Andree w odpowiedni sposób.
Meaki weszła do sypialni. Jej mąż jeszcze nie spał, ale leżał w łóżku i nad czymś rozmyślał. Spodziewała się nawet nad czym. Położyła się obok niego. Widać, że był zdenerwowany bo długo się nie odzywał. Po jakichś 10 minutach Meaki przytuliła się do Andree. On odwzajemnił uścisk i pocałował żonę we włosy.
-Meaki musimy po...- zaczął, ale nie skończył, bo jego usta zostały zamknięte pocałunkiem. Trochę zdziwiony skąd się wziął taki nagły przypływ miłości odwzajemnił pieszczotę, która z delikatnego cmoknięcia w usta przerodził się w zachłanny i pełen namiętności całus z języczkiem. Ręka Andree powoli powędrowała na plecy Meaki by rozpiąć jej stanik. Gdy udało mu się pozbyć tej części garderoby rzucił  ją na podłogę. Potem zaczął całować. No i tak po pewnym czasie wypełnionym wzdychaniami i jękami i różnymi pieszczotami, Meaki usiadła okrakiem na brzuchu męża. Powoli schyliła się, a burza jej rudych włosów spłynęła kaskadami na twarz rozochoconego Andree. Najwidoczniej nie miał dość bo ciągle całował ją po brzuchu.
-Kochanie... pamiętasz jak się we mnie zakochałeś?
-Tak- odpowiedział rozmarzonym głosem.
-Co byś czuł jakby ktoś zakazał Ci się ze mną spotykać?
-Nie rozumiem do czego zmierzasz... możemy porozmawiać później jak skończymy- i zaczął całować ją zachłannie w usta. Kobieta stanowczo odepchnęła go od siebie i położyła się koło niego.
-NIE- powiedziała ostro.-Andree...- zmieniła ton głosu na bardzo słodki. Chwyciła twarz męża w dłonie i skierowała ją tak, że patrzyli sobie w oczy.
-Jeżeli dalej nie wiesz o co mi chodzi to Cię oświecę i wyjaśnię, że chodzi o naszego syna.
-A tak dokładniej?- spytał całując delikatnie jej płatek ucha.
-Mark zakochał się w Oli.- w tamtym momencie Andree usiadł na łóżku i spojrzał na nią morderczym wzrokiem.
-I co? Mam pozwolić mu obściskiwać się z nią publicznie? Nie ma mowy!
-Dlaczego?!
-No bo tak. A teraz skończmy gadać i dokończmy to co zaczęliśmy!- i przyciągnął ją do siebie.
-O nie, nie, nie, nie. Nie mój drogi. Zero przyjemności dopóki nie zmienisz zdania.- Meaki wstała i ubrała jakąś koszulkę, która leżała na krześle.
-Dobranoc.- powiedziała i odwróciła się do niego plecami- Prześpij się z tym i przemyśl dobrze.- to były ostatnie słowa jakie wypowiedziała tego wieczoru.
~*~*~*~*~*~*~
Hej wszystkim!
Na początku chciałabym was przeprosić za to że rozdział spóźniony. Ale jak widzicie jest dłuższy i dłużej go pisałam. Jestem z niego chyba zadowolona :P
Dziękuje za komentarze i ponad 2700 wejść.
Tak na koniec chcę wam przypomneić, że komentowanie nie boli ;D Spokojnie możecie je dodawać. Dla was to jakaś chwilka, a dla mnie bardzo ważne!
No.... na razie nie wiem kiedy wyjeżdżam ale jak będzie tego blisko to wam napiszę.
Pozdrawiam
Lila <3
P.S.
Ach... zapomniałabym! Rozdział dedykuję Klaudii mojej nowej czytelniczce! Masz świetnego bloga! Polecam wam go  /.http://historia-jakiej-nie-znaliscie.blogspot.com/.
No to teraz na pewno cześć :P