niedziela, 30 czerwca 2013

13. Wredna dziewczyna - Znacząca rozmowa

Ariss nacisnęła przycisk i winda otworzyła się. Weszła do niej i gdy zamknęły się drzwi dziewczyna nacisnęła guzik koło, którego był numerek 7. Z głośników leciała muzyka. Ariss zaczynała się denerwować. Wiedziała, że od tej rozmowy nie ma już ucieczki. Nie może wrócić, bo Pan Dov już na nią czeka. "Będzie dobrze" pomyślała. Nagle winda się zatrzymała. Ariss spojrzała na strzałkę. Wskazywała, że znajduje się na 5 piętrze. Drzwi otworzyły się. Do windy weszła kobieta z wózkiem, na którym leżało 5 filiżanek kawy. Kobieta nacisnęła guzik obok dziewiątki. Potem winda zatrzymała się po raz kolejny. Tym razem strzałka wskazywała siódemkę. Ariss wyszła i rozejrzała się wokół. Winda zamknęła się za nią i dźwięki muzyczki ucichły. Wokół dziewczyny zapanowała głucha cisza przerywana jedynie jej oddechem. Korytarz był inny niż hall. Podłoga była czarna i lśniąca. Na środku leżał długi czerwony dywan. Na końcu korytarza, przy wielkim oknie wisiały purpurowe kotary, a ściany były obite ciemną boazerią. Lampy przypominały średniowieczne świeczniki. Po obu stronach korytarza było pełno drzwi. Ariss szła po czerwonym dywanie i szukała pokoju z numerem 419.  Nagle zobaczyła drzwi z napisem: 419 Pan Andree Dov. Dziewczyna zatrzymała się. Próbowała opanować swój strach i skupić się na celu. Po co tu przyszła? Żeby coś osiągnąć i nie zamierza stchórzyć. Podniosła rękę i głuchą ciszę przerwało ciche pukanie.
-Proszę!- odezwał się pan Dov.
Dziewczyna weszła do gabinetu. Klimat umeblowania był praktycznie taki sam jak korytarz. Pod ścianą stały wielkie regały z mnóstwem książek, w kącie stała wielka roślina, a przy oknie stało wielkie drewniane i zapewne bardzo drogie biurko. Podłoga i ściany były takie same jak na korytarzu.
-Dzień dobry- powiedziała Ariss do pana Dov'a.
-Witaj Ariss. Nie powinnaś być teraz w szkole?-zauważył mężczyzna.
-Tak, tak. Powinnam, ale nie mogłam pozwolić na to by Pan był okłamywany. Po prostu moje sumienie mi na to nie pozwala. To takie straszne. Muszę Panu o czymś powiedzieć . To bardzo ważne.
-Zamieniam się w słuch.-odpowiedział lekko zdenerwowany.
-Niestety. Z wielkim bólem serca, muszę złożyć skargę na pańskiego syna. Nie... Muszę donieść na pańskiego syna.-poprawiła się. Wszystko mówiła z udawanym smutkiem, a tak na prawdę bardzo starała się nie wybuchnąć śmiechem.
-Co takiego zrobił Mark?- zaniepokoił się jeszcze bardziej.
-Niech się Pan uspokoi. Wiem, że to nie będzie łatwe. To w końcu Pański syn.-tu pokręciła głową- co on najlepszego wyrabia. Mimo wszystko niech Pan będzie spokojny.
-Postaram się. No? To co się stało?
-No bo...- zająknęła się Ariss. Już tu jest. Nie może niczego spaprać. Dopiero teraz poczuła jak się jej ręce pocą, a serce wrzuciło na szybszy bieg.
-O co chodzi Ariss? To coś poważnego?
-markspotykasiępotajemniezoląlight.- powiedziała tak szybko i nie wyraźnie, że nawet sama siebie nie potrafiła zrozumieć.
-CO, co, co? Nie zrozumiałem... możesz powtórzyć?
-Mark....spotyka się... potajemnie z...- i już chciała powiedzieć imię tej cholernej dziewczyny, ale nie potrafiła.
-No z kim!
-...
-Aris Logh! Odpowiadaj natychmiast!
-MARK SPOTYKA SIĘ POTAJEMNIE Z OLĄ LIGHT!- wykrzyczała najgłośniej jak potrafiła. Poczuła wielką ulgę, a na sercu zrobiło się jej cieplej. Zrobiła to! Już nic i nikt jej nie przeszkodzi. Teraz spojrzała na ojca Marka. Pan Dov nic nie odpowiedział. Był w szoku. Nie mógł uwierzyć, że jego syn jest taki głupi i lekkomyślny. Był po prostu zaskoczony i przerażony tym co usłyszał. "No to teraz czas na moją tajną broń" Pomyślała Ariss. Z całych sił skupiła się i zaczęła wkładać swoje myśli do głowy taty Marka.
"Mark mnie okłamuje","Co jeżeli jeszcze coś ukrywa", "Mark spotyka się z tą dziwną dziewczyną", "Jeżeli ktoś się dowie lub ich razem zobaczy moja reputacja legnie w gruzach", On okrywa hańbą naszą rodzinę", Co jeżeli  się całowali", "Muszę przerwać ten związek", "Muszę zakazać mu spotykać się z tą dziewczyną i  jeżeli sam nie potrafi sobie wybrać dziewczyny to sam to zrobię i to będzie już do nie odwołania"," Gdyby nie Ariss to dalej by mnie okłamywał", "Ona jest dobrą kandydatką dla mojego syna". Pan Dov uśmiechnął się do "swoich" myśli. Ariss widząc, że jej plan się powiódł, postanowiła przerwać, w delikatny sposób, tę sesję.
-Wszystko w porządku?- spytała się zatroskanym głosem.
-Tak, tak. Wybacz, ale zamyśliłem się. Dziękuję Ci bardzo za tą cenną informacje. Teraz muszę Cię przeprosić, ale musisz wyjść.
-Oczywiście, proszę Pana. Do widzenia.
-Do widzenia, do widzenia...-odparł zamyślony nad czymś mężczyzna. Ariss już była przy drzwiach gdy nagle ją olśniło.
-Panie Dov?
-Tak?
-Czy mogłabym liczyć na dyskrecję z Pańskiej strony?
-Naturalnie młoda damo- uśmiechnął się do niej.
-Dziękuję bardzo. Do widzenia.
-Żegnaj.
Gdy Ariss tylko wyszła z biurowca podskoczyła radośnie. Jej plan zadziałał. "Oj czekaj kotek. Zobaczysz, że ja zawsze mam to co chcę". Z taką myślą dziewczyna zasnęła pod jakimś drzewem w Parku.
*****
Zajęcia skończyły się. Miałam nadzieję, że moi przyjaciele poszli sobie do domu. Wyszłam z kabiny i podeszłam do umywalki. Moja twarz wyglądała okropnie. Cały makijaż został rozmyty, a na moich policzkach były widoczne czarne stróżki łez. Wyszłam ze szkoły i niestety... przeliczyłam się. Przed budynkiem pod moim ulubionym drzewem czekali na mnie Mark i Kiara. Gdy tylko mnie zobaczyli podbiegli w moją stronę. Pierwszy przyleciał Mark.
-Ola!- wrzasnął i przytulił mnie. Ja próbowałam go odepchnąć i coś powiedzieć, ale on był silniejszy i nie pozwolił mi dojść do słowa. W końcu mnie puścił.
-Matko! Jak ty strasznie wyglądasz- zaśmiał się. Mi jednak nie było do śmiechu.
-Dzięki za komplement- gdy to powiedziałam od razu mina mu zrzedła. 
-Ej no! Przecież wiesz, że żartowałem!- Ja jednak szłam dalej przed siebie. Musiałam bardzo się starać by przy nich się nie rozkleić po raz kolejny.
-Ola! Wracaj!- tym razem zawołała Kiara. Ona nawet nie wie jak bardzo bym chciała wrócić i rzucić się im w ramiona. Ale nie mogłam. Muszę pozbyć się tego chłopaka z mojej głowy. Tylko , że ja nie wiem jak. 
Gdy byłam w parku usiadłam pod drzewem i zaczęłam płakać. Jeszcze wczoraj było wszystko dobrze. Gdybym kilka dni wcześniej wiedziała, że to się tak skończy nie zaczęłabym z nim gadać. Teraz ten chłopak zakorzenił się w moim sercu i nie wiem jak wyrwać tą piękną roślinę z serca. Rany pozostaną na zawsze bo jestem pewna, że nigdy go nie zapomnę na dobre. Na prawdę nie chciałam Markowi zepsuć życia. Dlaczego ja? Teraz muszę się do niego nie odzywać, unikać go, udawać,że go nie ma. Ma byś tak jak dawniej... Tylko czy ja będę to potrafiła zrobić? Niby znamy się 2 dni, a czuję jakby to była wieczność. Oj Mark, Mark... Coś ty ze mną zrobił.
Gdy tak rozmyślałam jakiś przechodnia zatrzymała się koło mnie. Ja nie spojrzałam na niego ani razu , dopóki nie usłyszałam jego głosu. Podniosłam głowę i moim oczom ukazał się wysoki mężczyzna. Miał blond włosy (prawie białe) i błękitne oczy. Uśmiechnął się przyjaźnie i spytał:
-Czemu płaczesz?
-Nie ważne.
-Jeżeli przez chłopaka to wiedz, że na pewno nie jest wart twoich łez.
-Nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz.
-Czyli powodem twojego płaczu jest chłopak... ach- westchnął i usiadł koło mnie.-Chcesz chusteczkę?- ja tylko kiwnęłam głową. Wyciągnął z kieszeni jakiś patyczek. Popatrzyłam na niego jak na kretyna. On tylko zaśmiał się i machnął patykiem. Nagle ni stąd ni zowąd w jego ręce pojawiła się chusteczka. Podał mi ją. Byłam w szoku. W jego oczach widziałam tą głupią satysfakcję, że udało mu się mnie zaskoczyć. Wtedy wpadło mi coś do głowy:
-Jesteś czarodziejem!
-Brawo! Czyli jednak uważasz na lekcjach.-zaśmiał się.
-Ha, ha, ha bardzo śmieszne. Co tu robisz...eee...jak masz na imię?
-Tim.
-Ja jestem Ola. No to co tutaj robisz Tim?
-Jestem na wycieczce z klasą i w sumie za 10 minut mamy zbiórkę.
-Na ile dni tu przyjechaliście?
-5 dni. Dziś jest trzeci.
-Aha...-odpowiedziałam głupio- w jakim hotelu mieszkacie?
-Akweny czekolady.
-Może wpadnę do Ciebie jutro po południu.
-Spoko. Do zobaczenia.-wstał i już miał odejść gdy odwrócił się do mnie powiedział:-Pamiętaj! Nie płacz już.- puścił mi oczko i odszedł w tylko sobie znanym kierunku.
~*~*~*~*~*~*~*~
Hej! 
Jak już kiedyś mówiłam: Jestem zmienną osobą xD
Dodaję dziś rozdział na prośbę mojej przyjaciółki :D
A i oprócz tych sobót to może czasem wieczorem coś napiszę
Życzę miłej niedzieli
Pozdrawiam wszystkich
Wasza
Lila <3
P.S.
Rozdział dedykuje Zuzie :* Mojej przyjaciółce którą kocham! <3 :P

sobota, 29 czerwca 2013

Koniec roku...

Hej!
Ta.... no i nadszedł ten upragniony przez wszystkich koniec roku...
Ogłaszam, że koniec roku nie oznacza końca działalności na blogu
Nie oznacza również większej ilości notek
Będę się starała dodawać je systematycznie co SOBOTĘ
No ale może.... czasem jak będzie mi się nudzić to wstawię xD
Ale co jakiś czas będę gdzieś wyjeżdżać i jestem na 100% pewna, że tam nie ma internetu :(
Także tego ten....
Życzę wszystkim udanych wakacji :D
Pozdrawiam 
Lila <3

piątek, 21 czerwca 2013

Życie jest niesprawiedliwe cz.1

Pewnego popołudnia Ania wracała do domu. Niektórzy ludzie dziwnie się na nią patrzyli, bo w prawej ręce trzymała laskę, choć była młodą osobą. Miała 16 lat. Niektórzy patrzyli na nią ze smutkiem i współczuciem. Jednak Ona nie widziała ani tych pierwszych ani tych drugich spojrzeń. Anian jest niewidomą dziewczyną, która świetnie sobie radzi w życiu. Można nawet zaryzykować stwierdzenia, że niekiedy lepiej od tych co wszystko widzą.
Owego popołudnia Ania zbliżała się do przejścia dla pieszych. Żeby dojść do domu musi przez nie przejść. Niestety nie ma świateł dla pieszych, a ruch uliczny nie jest wcale mały. Ania jednak ma sposób na takie sytuacje. W końcu od kilkunastu lat chodzi tą drogą do domu. Dziewczyna zaczęła słuchać. Słyszała śpiew ptaków, szum wiatru i inne odgłosy natury. Nic co słyszała nie przypominało warkotu samochodów. Ania postanowiła przejść przez jezdnię. Gdy postawiła pierwszy krok ktoś zawołał:
-Stój!- więc się zatrzymała i dla bezpieczeństwa cofnęła o dwa kroki w tył.- Chcesz się zabić?!- zawołała zdyszana kobieta. Najwidoczniej biegła w jej stronę.
-Dlaczego pani tak uważa? Ja tylko chciałam przejść na drugą stronę. Co jest w tym tak strasznego?
-Co jest strasznego?- spytała roztrzęsionym głosem- Nie wiem- dodała ironicznie. -Może straszne było to, że pakowałaś się prosto pod koła samochodu?!
-Nic nie słyszałam- powiedziała Ania. Nawet nie do końca wiedziała, czy te słowa były skierowane do tej Pani, czy może bardziej do siebie samej.
-To się patrzy. Nie masz oczu dziecko? Jak przechodzi się przez ulicę trzeba uważać, a nie bujać w obłokach.- odpowiedziała kobieta. Wtedy coś zakuło Anię w serce. Zrobiło się jej słabo i smutno. Upadła na ziemię, a oczy zaszkliły się od łez. Zaczęła płakać. W sumie pogodziła się już daaaawno z tym, że nie widzi... ale jak ktoś wypomina jej to lub krzyczy na nią z tego powodu zawsze tak reaguje. Ania usłyszała pisk. To w uszach zaczęło jej piszczeć. Zaczynała coraz szybciej i płyciej oddychać.
-Dziecko co się dzieje?- Spytała przestraszona kobieta. Jednak ona jej nie słyszała. Pojawiły się jej mroczki przed oczami i zemdlała. Po pewnej chwili obudziła się. Nie leżała już na chodniku tylko na ławce która stała obok.
-\Co się stało?
-Nic. Chcę pani wyjaśnić, że ja nie widzę i nie miałam pojęcia, że tam jedzie jakieś auto. I mam też prośbę. Mogłaby pani już na mnie nie krzyczeć? Zawsze, gdy ktoś na mnie krzyczy mdleje.- Pani Manson ( bo tak miała na nazwisko) dopiero teraz zorientowała się jak wielki błąd popełniła.
-Oj. Przepraszam cię. Nie wiedziałam. Pomóc Ci?
-Nie trzeba. Poradzę sobie.
-Ja nalegam. Uważam, że powinnam Ci pomóc. Przynajmniej przeprowadzić Cię przez ulicę. Zgódź się. Przecież Ci nic nie zrobię, a będziesz bezpieczniejsza.
-No dobrze.- powiedziała Ania i wstała z ławeczki. Zaczęły iść po ulicy.
-Gdzie mieszkasz?- spytała się kobieta, gdy doszły na drugą stronę.
-Na Kwiatowej.
-To jeszcze kawał drogi!
-Poradzę sobie. Dziękuję za pomoc.
-Nie dziękuj tylko chodź.- i chwyciła ją za rękę.
Podczas drogi Ania rozmawiała z panią Manson na  różne tematy np.: gdzie się uczy, co lubi robić i jak sobie radzi. Dziewczyna na każde pytanie kobiety odpowiadała szczerze, choć nie znała tej Pani w ogóle. Ale cóż poradzić. Taką już jest osobą. Szczerą i zawsze uśmiechniętą.
Gdy doszły do domu Ani, pożegnały się i każda poszła w swoją stronę.
~*~*~*~*~*~*~*~*~
Hej!
Dzisiaj postanowiłam dodać pierwszą część mojej pierwszej miniaturki.
Składa się ona z 2 części ( drugą dodam jakoś w środku tygodnia)
Miniaturka w ogóle nie ma nic wspólnego z głównym opowiadaniem :)
Mam nadzieje, że się wam podoba.
Liczę na wasze opinie w komentarzach.
Pozdrawiam
Lila <3
P.S.
Ja nie mogę się doczekać wakacji a wy?
Jeszcze tylko tydzień!

piątek, 14 czerwca 2013

12. Wredna dziewczyna - W szkole i nie tylko

-Trrrrrrr- rozległ się dzwonek na przerwę. Lekcja ciekawostek o naszym świecie i nie tylko była dziś strasznie nudna.
-Cześć Dziewczyny!- przywitał nas Mark.
-Hej Mark!- odpowiedziałam równocześnie z Kiarą. Roześmiałyśmy się i  poszliśmy dalej.
-Muszę wam coś powiedzieć. Coś tak czuję, że będę mieć dziś kłopoty.-powiedział Mark.
-Dlaczego? Nie zrobiłeś pracy domowej? Hahahahahaahah- roześmiała się Kiara. Spojrzałam na nią z niezadowoleniem i przestała się śmiać.
-Kontynuuj....- powiedziałam patrząc na zielone oczy chłopaka. Są takie piękne.
-No więc...- zaczął mówić.
-Nie zaczyna się zdania od więc- wtrąciła Kiara i puściła mu oczko.
-Dobra. Wczoraj popołudniu w parku prowadziłem dość ciekawą wymianę zdań z naszą jakże ulubioną koleżanką Ariss- oznajmił Mark. Te ostatnie słowa były tak pełne sarkazmu, że zrobiło mi się niedobrze. I w końcu wiem czemu się ze mną nie spotkał. Bo Ariss pierwsza go spotkała.
-Mam dla Ciebie dobrą wiadomość! Ariss dziś nie ma w szkole!- zawołała Kiara z takim entuzjazmem, jakby właśnie wygrała Totolotka.
-Kiara, coś mi się zdaje, że lepiej by było jakby Ariss pojawiła się dzisiaj w szkole.- powiedziałam trochę zszokowana tym co zobaczyłam. Twarz Marka była pełna strachu i przerażenia.- Wszystko w porządku?- spytałam się z troską chłopaka.
-Nie. Nic nie jest w porządku. Dostane dziś taką awanturę w domu, że hoho! I do tego... zobaczymy czy  nie będzie gorzej.
-Dlaczego!- Zawołałam spanikowana. Martwiłam się o niego. Bardzo... Nie, bardzo to za mało powiedziane. Cholernie się o niego bałam. Od początku tygodnia zauważyłam, że się zmieniłam. Zaczęło mi zależeć na Marku. Tak jak zależy mi na Kiarze. Jest moim nowym przyjacielem. Nie jestem pewna czy w przyszłości nie przerodzi się to w coś innego, ale nie będę sobie robić nadziei... kto by się we mnie zakochał. Jesteśmy kumplami...TYLKO! Owszem jest przystojny... ale przecież nie mogłam się zakochać! Ja...nigdy. Chociaż...Nie wiem. Takie bitwy z myślami zdarzają mi się coraz częściej. Gubię się w swoich uczuciach.
Poszliśmy w trójkę na stołówkę, bo była przerwa obiadowa. Tam Mark opowiedział nam szczegółowo rozmowę z Ariss. Jak On o tym opowiadał zrobiło mi się jakoś... tak dziwnie.... jakbym zagotowała się z wściekłości i zazdrości. Jak Mark skończył mówić Kiara dalej nie ogarniała po co to wielkie halo. Czasem mam ochotę potrząsnąć nią i wrzasnąć do niej by w końcu to do niej dotarło.
-Mark. To przecież twój tata. Co on Ci może zrobić- zaśmiała się.
-Kiara... nie zapominaj, że ja nie jestem normalna. Jestem po prostu inna i niektórzy nie toleruję mnie. Nie każdy jest tak cudowny jak wy- zaszczebiotałam coraz wyższym głosem ze zdenerwowania. W gardle stanęła mi wielka gula, a do oczu zaczynały napływać łzy.
-Mark. Tak bardzo Cię przepraszam. Przeze mnie masz kłopoty- mówiąc to nie wytrzymałam i pierwsze łzy popłynęły mi po policzkach.
-Ola! Nie opowiadaj głupot.- powiedział i mnie przytulił. Potem dołączyła się Kiara i przytulaliśmy się w trójkę. Z czyjegoś punktu widzenia to musiało wyglądać komicznie. dwójka osób przytula rozryczaną dziewczynę. Normalnie tulą się jak teletubisie.
-Możesz nam wytłumaczyć dlaczego Twój tata miałby nie zaakceptować twojej znajomości z Olą?-spytała spokojnie Kiara.
-Wiesz co to jest podział społeczny? Na czym polega?-dziewczyna kiwnęła głową- No. To mój tata znajduje się w tym przedziale, który jest najwyżej położonym. Każdy tam wie o Oli, że nie ma mocy i każdy kto by się z nią zadawał i pokazał z nią razem okryłby rodzinę hańbą. Cały szacunek zniknął by od tak- i pstryknął palcami- Dlatego większość szkoły tak Cię unika i tak traktuje- tu spojrzał na mnie. W jego oczach ujrzałam jakieś uczucie, ale nie mogłam odgadnąć co to. Troska? Współczucie?
-Moi rodzice i ja nie przejmujemy się żadnym podziałem. To jakaś głupota. Ola jest świetną osobą i nie powinna być tak traktowana.
-Powiedz to innym.
-Moi rodzice od razu ją zaakceptowali.
-Bo jesteś cudowna tak samo jak twoja rodzina- powiedziałam połykając łzy.
-Ale to nie wszystko-powiedział Mark z jeszcze smutniejszym wyrazem twarzy- Tata wściekłby się nie tylko dla tego, że się z Tobą kumpluje. To by może jakoś zniósł, bo sam lubi kontakt z ludźmi z innych światów. Dla niego porażką będzie to, że coś przed nim ukrywałem.
-To może nie będzie tak źle...-powiedziała z nadzieją Kiara.
-Nie liczył bym na to. Ważna też jest forma przekazu. Ariss chyba niezbyt dobrze to zrobi. Pewnie coś tam jeszcze podkoloryzuje... wiecie jaka ona jest. A ojciec za nic w świecie po czymś takim mi nie uwierzy.
-To straszne!-rozryczałam się już na maksa- Bardzo Cię przepraszam, że jestem błędem twojego życia!- powiedziawszy to wybiegłam ze stołówki.
-Ola czekaj!- zawołała za mną Kiara, ale się nie zatrzymałam. Wbiegłam do toalety dla dziewczyn. Zamknęłam się w kabinie i siedziałam tam z 2 godziny. Kiara była tu chyba 10 razy, ale na żadne prośby i pocieszenia nie odpowiadałam. Ciągle płakałam i myślałam o tym co zrobiłam Markowi. Przeze mnie ma kłopoty.... to znaczy będzie mieć kłopoty. Po co w ogóle On zaczął ze mną gadać, skoro wiedział, że to wszystko może się tak skończyć. Przeklęta Ariss. Zawsze musi wszystko zepsuć. Wtedy właśnie postanowiłam, że już więcej się do niego nie zbliżę.
*****
- Co z nią?- spytał załamany brunet na przerwie.
-Ciągle siedzi w łazience i płacze. Raz coś usłyszałam jak burczała pod naosem "przeklęta Ariss" I wiesz co? Całkowicie się z nią zgadzam. Gdyby nie ona to teraz razem byśmy sobie gadali.
-Prędzej czy później ojciec i tak by się dowiedział.
-Ale nie w taki sposób!
-Masz racje.-Nastała cisza. Wyszli na dwór i usiedli pod ulubionym drzewem Oli.
-Mark?
-Chmm...
-Powiedz mi... dlaczego zacząłeś się z nami zadawać skoro wiedziałeś, że to może się tak skończyć?- Dziewczyna uważała to pytanie za całkowicie niepotrzebne... przecież od razu widziała jak Mark patrzy na Olę. Podoba mu się.
-A tam... moje towarzystwo mi nie odpowiadało, a zauważyłem, że wy jesteście dość ciekawe.- próbował skłamać, ale mu to zbytnio nie wychodziło.
-Dobra, dobra... takie kity to ty możesz Ariss wciskać. Mnie nie okłamiesz. Dobrze wiem, że Ola Ci się podoba.
-Nie wiem o co Ci cho...-nie zdążył nawet dokończyć zdania bo zadzwonił dzwonek.- Widzisz? Dzwonek. Chodź bo się spóźnimy.- i wywinął się od odpowiedzi. Kiara uniosła oczy ku niebu i zaśmiała się. Mark powoli zaczął wchodzić do klasy.
-Ej czekaj!- zawołała i podbiegła do niego.
-Co?
-Jak da Ci się pomóc?
-Nie da się. Kto wie... może ona właśnie teraz rozmawia z  moim ojcem- i usiadli w ławkach.
*****
(poranek od strony kogoś innego)
-Hej mamo! Idę do szkoły- zawołała blond-włosa dziewczyna.
-Co tak wcześnie? Do lekcji została Ci jeszcze godzina.
-Muszę przed lekcjami porozmawiać z taką jedną osobą-i tu na jej twarzy pojawił się szatański uśmieszek.
-Dobra. Jak chcesz. Na stole masz kanapki.
-Dzięki. Do zobaczenia!
-Pa!- i wyszła. Właśnie za to uwielbiała swoją matkę. Nigdy nie wtrynia się w jej sprawy. Ariss miała dzisiaj dużo  do załatwienia, ale miała dobry humor. Zamierzała dokonać dzisiaj czegoś bardzo fajnego. Tak fajnego, że ta smarkula się nie pozbiera. Po prostu nigdy więcej się nie zbliży do JEJ Marka. 
Gdy Ariss powoli dochodziła do swojego pierwszego celu wyciągnęła zeszyt i długopis z torby. Wyrwała kartkę i napisała na niej krótki list. Treść była prosta do zrozumienia:  "Zobaczysz! Zemsta jest słodka!" Na dole widniał jej podpis. Ruszyła w stronę krzaków przed domem Marka i schowała się tam. Po pewnym czasie w drzwiach ujrzała zrozpaczonego Marka razem z ojcem. Uśmiech na jej twarzy gwałtownie się powiększył. Gdy tylko Pan Andree się teleportował, dziewczyna podeszła do płotu i wsadziła między drewienka list. "Teraz do biura"- pomyślała. Minusem planu było tak, że do pracy pana Dov'a idzie się na początku tak samo jak do szkoły i ktoś mógł by ją zobaczyć. Ariss zarzuciła kaptur na głowę kaptur i wyszła zza zakrętu. Na przeciwnym końcu ulicy ujrzała tą głupią idiotkę. Przyspieszyła kroku i w parku skręciła zamiast do szkoły, do biurowca. Po 5 minutach marszu Aris usiadła na ławce i  wygodnie oparła głowę o brzeg oparcia. Myślała sobie " I cóż teraz może pójść nie tak. Jak ojciec zakaże mu się z nią spotykać to będzie musiał to zrobić. Jeszcze przyjdzie do niej jak pies z podkulonym ogonem i będzie błagać o wybaczenie. Dlaczego on nie dostrzega tego jaka jest cudowna i piękna! Przecież jakby chciała to każdy chłopak w szkole byłby jej." Potem przeanalizowała każdy szczególik planu, wstała i poszła w kierunku wielkiego  wieżowca.
 Podeszłą do drzwi, które same się otworzyły. W środku ujrzała marmurową podłogę, kryształowe żyrandole i sofy ze skóry. Po dwóch końcach korytarza znajdowały się schody, a po środku stał kontuar. Za nim rozmawiała przez komunikator jakaś kobieta. Stała tyłem więc Ariss nie mogła zobaczyć jej twarzy. Widziała tylko burzę czarnych loków. Podeszła do kontuaru i odchrząknęła. Nie poskutkowało. Odchrząknęła drugi raz. Tym razem głośniej, ale to też nie zadziałało.
-Przepraszam?- spytała niepewnie. Wtedy kobieta odłożyła komunikator i odwróciła się do niej. Przywitała ją uśmiechem. Okazało się, że Mardy ( tak miała napisane na plakietce) miała ciemną skórę, pełne usta i czekoladowe oczy.
-Witam. W czym mogę pomóc?- spytała uprzejmie recepcjonistka. 
-Szukam Pana Dov'a.
Niestety ale od 15 minut ma spotkanie.
-A ile ono jeszcze potrwa?
-Jakąś godzinę.
-Dobrze. To poczekam tutaj- powiedziała Ariss i usiadła na jednej ze skórzanych sof. W hallu nie panował zbytni ruch. Od czasu do czasu do budynku wchodzili jacyś eleganccy mężczyźni lub ślicznie ubrane kobiety.  Raz nawet przyjechała winda i wyszedł z niej znany prezenter telewizyjny. Po godzinie ruch w hallu zwiększył się. Po schodach schodzili ludzie w garniturach z czarnymi teczkami i złotymi spinkami przy koszulach. Ariss domyśliła się, że spotkanie właśnie dobiegło końca. Jej myśli potwierdziła Mardy podchodząc do niej:
-Pan Dov czeka na Panią w swoim gabinecie.- uśmiechnęła się.
-Dziękuję.- odpowiedziała dziewczyna i gdy Mardy miała odejść Ariss spytała się:
-A gdzie jest ten gabinet?
-Pokój nr 419. 7 piętro- i wskazała na windę.
~*~*~*~*~*~*~
Hej!
Po pierwsze dziękuję za komentarze!
Po drugie za dużą liczbę wejść! Ponad 2000! *-*
Po trzecie mam nadzieję że wam się podoba :P
Dzięki wam że jesteście.
Dedykuję ten rozdział wszystkim moim stałym czytelnikom!
Zapraszam do komentowania
Pozdrawiam
Lila <3

piątek, 7 czerwca 2013

11. Wredna dziewczyna - Poranek

Dziś rano obudziłam się byłam bardzo niespokojna. Ciągle myślałam nad tym wczorajszym wydarzeniem. Dlaczego słyszałam głosik, którego nikt inny nie słyszał? Czyżbym zwariowała? Wtedy do pokoju wbiegła Sisi.
-Chodź się pobawić ze mną!- zawołała Sisi
-Dobra chodź!
-W co się bawimy?
-Po prostu pobiegajmy po łące!- i zaczęłyśmy biegać. Po chwili zaczęłam się zastanawiać dlaczego rozmawiałam z psem? Jakim cudem? Zatrzymałam się i nagle wszystko się zatrzęsło. Popatrzyłam w górę ... niebo zbliżyło się do ziemi. Rozpoczęło się trzęsienie ziemi. Dom przepołowił się i podłoże zaczęło się rozpadać na dwie części. Całkowicie nie wiedziałam co się dzieje. I wtedy... na głowę zaczął opadać wielki głaz. Zaczęłam się cofać. Niestety po kilku krokach nie poczułam niczego pod stopami i wpadłam w wielką dziurę.
-NNNNNNIIIIIIEEEEEE!- i wtedy stało się coś jeszcze dziwniejszego. Na latającej chmurce pojawił się Mark. Podszedł do mnie.
-Cześć! Ola mam dla Ciebie niespodziankę- powiedział i... popchnął mnie tak, że spadałam jeszcze szybciej. Nie wiem co się działo, ale nagle wrzasnęłam i... Obudziłam się. To był tylko sen. Bardzo dziwny i przerażający. Zaczęłam się nad nim zastanawiać. Dlaczego na początku rozmawiałam z Sisi? Ten głos, który miała w tym śnie był podobny do tego tajemniczego z wczoraj. Bardzo dziwne. Wstałam i podeszłam do okna.Otworzyłam je na oścież i wpuściłam do pokoju mnóstwo świeżego powietrza. Widok za oknem był przepiękny! Słońce dopiero wstawało. Chmurki były pomarańczowe jak mandarynki, a niebo przybrało barwy różu, fioletu i delikatnego błękitu.
Co jeżeli coś z tego snu było prawdziwe? Mam takie dziwne wrażenie, że coś z niego było prawdą... Mam nadzieję, że nie to trzęsienie ziemi. Poszłam do łazienki. Zaczęłam się powoli ogarniać. Ubrałam dzisiaj cienką czarną zieloną opaskę zieloną koszulką w kwiatki i białe rurki. Na twarzy pojawił się delikatny makijaż i byłam gotowa. Zeszłam na dół i zaczęłam szykować śniadanie. Po 15 minutach na dół zeszła mama.
-Hej! Co tak wcześnie?- zdziwiła się.
-Nie mogłam spać. Miałam bardzo dziwny sen.
-A o czym?
-On był bardzo skomplikowany i zagmatwany... Mamo?
-Tak?
-Czy to możliwe by zwierzęta mówiły w ludzkim języku?
-yyyyy... A skąd takie pytanie?
-Tak się pytam...bo...-zaczęłam się jąkać. Bo to raczej kłopotliwe jeżeli wieży się w takie rzeczy zwłaszcza jak zdarzyły się we śnie. Nie wiem dlaczego moja podświadomość kazała mi wierzyć, że ten fragment nie był tylko snem. Kazała mi wierzyć, że coś takiego może się zdarzyć. Czasem siebie nie ogarniam.
-To co? Kiedy są kastingi do tej sztuki?- zapytała Ziree całkiem z innej beczki.
-Jakie ka...aaa! Te kastingi! W przyszłym tygodniu.
-Zgłaszasz się? 
-Nie wiem. Może będę sprzedawać bilety...
-CO? Nie, nie, nie, nie i jeszcze raz NIE!
-Co nie?
-Masz zgłosić się na kastingi by zagrać w przedstawieni jakąś rolę.
-Dlaczego?
-Bo jesteś świetna! Ile razy widziałam cię kiedyś jak na łące grasz jakieś scenki z Kiarą. Ty i Ona jesteście świetne. Główną rolę masz jak w banku!
-Tyle, że ja nie chcę głównej roli.
-Dlaczego?
-Bo nienawidzę stresu. Wiesz, że ktoś kto ma główną rolę ciągle stoi na scenie a oczy wszystkich widzów są skierowane właśnie na tego kogoś?! To jest straszne i okropne!
-E tam... Opowiadasz bajki. Wcale nie jest tak źle.
-Dobra, dobra. Jak pójdę to pójdę. Powiem Ci jeżeli dostanę jakąś rolę... ale to dopiero w przyszłym tygodniu.
-O.k. A teraz leć się spakuj bo jak zwykle się spóźnisz- zaśmiała się Ziree.
-Jak zwykle przez ciebie.- Zawołałam i pobiegłam do swojego pokoju.
*****
Mark siedział na łóżku. Od dawna już nie spał. Nie potrafił bo szczerze powiedziawszy bardzo się przejął groźbą Ariss. Ona jest zdolna do wszystkiego! Wiedział to bardzo dobrze bo ta dziewczyna prześladuje go od 1 poziomu. Chłopak dobrze wie, że kto jak kto, ale ona to potrafi zrobić człowiekowi piekło. "Ariss na pewno zrobi to co powiedziała"-myślał Mark. Po pewnym czasie do głowy przyszłą mu pewna myśl. Jeżeli On porozmawia z ojcem to istnieje taka możliwość, że się tak bardzo nie wkurzy. Ale jakby doniosła na niego Ariss, to byłoby o wiele gorzej. Ojciec byłby zły nie tylko dlatego, że zadaje się z Olą. Do tego doszłoby to, że coś ukrywa. Jeszcze moc Ariss potrafi wiele zdziałać. "Przecież Ona może wszystko powsadzać mu do głowy"- przeraził się.
Mark zeskoczył z łóżka i pobiegł na dół. Zastał tam mamę krzątającą się po kuchni, swoją młodszą siostrę jedzącą śniadanie i ojca, który właśnie ubierał na swoją białą koszulę i zielony krawat czarną marynarkę. 
-Tato. Musimy porozmawiać.- Powiedział stanowczo Mark.
-Dobrze. Jak najbardziej! To wyśmienity pomysł, ale nie teraz bo muszę iść do pracy. Mam dzisiaj bardzo ważne spotkanie.
-Ale tato! To jest bardzo ważne.
-Moja praca też jest ważna. Obiecuję, że pogadamy później- powiedział otwierając drzwi-A teraz Pa. Cześć kochanie! - Zawołał do mamy i wyszedł.
-Tato!- Zawołał Mark i po sekundzie już go nie było. Mark usłyszał ciche pyknięcie bo Andree się teleportował.(ma taką moc)
-Później to będzie za późno.- powiedział chłopak, ale tek, ze nikt tego nie usłyszał.
Mark wszedł do domu i zrobił sobie kanapki do szkoły. Wyszedł z domu. Przed bramką znalazł kartkę: "Zobaczysz! Zemsta jest słodka!" z podpisem Ariss. Mark naprawdę zaczął się bać. Poszedł dalej do szkoły myśląc co może go dzisiaj spotkać.
*****
Gdy wyszłam z domu zobaczyłam jakąś dziewczynę. Wyglądała jak Ariss (nie widziałam jej dokładnie ciągle byłą tyłem i miała kaptur zarzucony na głowę), ale co ona by tu robiła? Osoba ta wyglądała na kogoś w moim wieku, lecz nie poszła do szkoły. W pewnym momencie zamiast pójść prosto to skręciła  w prawo. Dziwne nie?
~*~*~*~*~*~
Hej!
Od razu przepraszam za tak beznadziejny rozdział! :(
Przepraszam ale nie miałam weny.
W kolejnym rozdziale będzie się działo :D
Zapraszam do czytania i komentowania :)
Pozdrawiam :)
Lila <3

sobota, 1 czerwca 2013

10. Dobry początek dobrej znajomości - Wieczór

Siedziałam sobie przy biurku i właśnie kończyłam odrabiać swoją pracę domową gdy coś zastukało w okno. Był to piękny żółty ptaszek.
- A co ty tu robisz Sun?- ptaszek pokazał mi nóżkę, do której był przywiązany mały liścik. Sun to kanarek od Kiary. Zawsze gdy czegoś ode mnie chce a nie może przyjść wysyła go do mnie. Odwiązałam liścik i rozwinęłam go. "Jak tam było na spacerze?". Wzięłam długopis i na drugiej stronie odpisałam "Taak... na spacerze... Tak na prawdę to nie było spaceru. Nie przyszedł. Pewnie mu coś wypadło". Zwinęłam  w mały rulonik karteczkę i delikatnie przywiązałam do nóżki Sun'a.
-Leć do Kiary.- Powiedziałam i otworzyłam okno. Spojrzałam na zegarek. Było dość wcześnie. Poszłam do łazienki i nalałam wody do wanny. Wsypałam troszkę płatków róż i wlałam olejki do kąpieli. Rozebrałam się i  wskoczyłam do wanny. Położyłam się i zamknęłam oczy. Zaczęłam rozmyślać. Właśnie. Dlaczego nie przyszedł? A może on po prostu bawi się mną jak zabawką, którą w każdej chwili może wyrzucić jeżeli mu się znudzi? Nie... Myślę, że on taki nie jest. Na 100% coś mu wypadło. Jutro mnie przeprosi, a ja mu wybaczę bo w końcu nic się przecież nie stało. Tak! Tak na pewno będzie. Otworzyłam oczy. Nic kompletnie nie było widać bo wszędzie była para wodna. Umyłam się i jeszcze troszkę sobie poleżałam. Zaczęłam sobie podśpiewywać pod nosem. Nagle ktoś zawołał:
-Hej! Ola! Pomożesz mi?-był to ten sam głosik co rano na polance. Wyszłam z wanny troszkę przestraszona i owinęłam się ręcznikiem. Otworzyłam drzwi i poczułam zimno. No tak w łazience było strasznie gorąco i parno w porównaniu do reszty otoczenia. Co do tego głosiku to nigdzie nikogo nie widziałam. Jedynie przy drzwiach leżała Sisi i próbowała otworzyć pudełko z chrupkami.
-Sisi! Co ty robisz kochanie?- zapytałam i zabrałam jej pudełko.
-Ej to nie fer!- zawołał tajemniczy głosik. Ciekawe kto to. Mama?
Zeszłam na dół zostawiając za sobą ścieżkę mokrych stóp.
-Mamo! Czy coś się dzieje?- weszłam do salonu. Miny Ziree i jej szefa były bezcenne. Wyobrażacie sobie siedzieć w salonie z szefem i rozmawiać na ważne tematy firmy gdy nagle do pomieszczenia, w którym się znajdujecie wchodzi cała mokra dziewczyna z mokrymi włosami owinięta w ręcznik, który w każdej chwili może spaść na ziemię?
-Eee... Dobry wieczór.-powiedziałam nie pewnie. W głowie krzyczałam do siebie żeby jak najszybciej wyjść z tego pomieszczenia ale nie... Moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa ze strachu. Stałam tam dobre 30 sekund, gdy nagle usłyszałam biegnącą Sisi, a tak dokładniej mówiąc ślizgającą się Sisi na moich mokrych śladach. Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. Tajemniczy głosik krzyknął- UWAGA!-w tej samej chwili szczeniak skoczył i chciał chwycić pojemnik z chrupkami. Zamiast tego chwyciła mój niebieski ręcznik, którym byłam luźno owinięta. Piesek trzymając materiał upadł na ziemię i pociągnął go za sobą. Ręcznik spadł na ziemię a ja stałam naga przed mamą i jej szefem. Oczywiście ja głupia, zamiast zwiać szybko do łazienki na górę lub chociaż zakryć się rękami, albo chociaż kucnąć i chwycić ręcznik stałam ciągle w miejscu jak ściana. Widziałam przerażony i smutny wzrok mamy, która potem odwróciła głowę w inną stronę i wzrok szefa, który perfidnie spoczął na moich piersiach, potem niżej. To było okropne!. W końcu do mojego mózgu dotarło to co się przed chwilą stało i kucnęłam, chwyciłam ręcznik i pobiegłam na górę do łazienki. Tam osunęłam się na ziemię i zaczęłam płakać. Zawszę gdy działa na mnie jakiś silny stres lub strach albo wstyd płaczę. Po 10 minutach do drzwi łazienki zapukała Ziree.
-Oluś? Mogę wejść?- spytała się. Ja szybko wstałam i ubrałam się w piżamę. Po krótkim szczęknięciu drzwi do łazienki otworzyły się.
-Córciu! Strasznie mi przykro. Przepraszam. Powinnam ci powiedzieć o moim spotkaniu z panem Rogerem. Chciałaś coś ode mnie?- Zapytała zaniepokojona i smutna mama.
-Niee.- powiedziałam.-Już nic.Idę się położyć. Jestem bardzo zmęczona- i wyszłam z łazienki. Otworzyłam okno i zaczęłam wdychać świeże nocne powietrze. Po moim policzku zaczęły spływać pojedyncze łzy. Potem zamknęłam okno i położyłam się na łóżku.
Chyba na prawdę byłam zmęczona bo słyszałam głosy. Co za absurd. A nawet w naszym świecie to nie jest normalne...
~*~*~*~*~*~
Hej! 
I jak wam się podoba?
Mam nadzieję, że choć troszkę :)
Mam pytanie...
Nie przeszkadzały wam przekleństwa w poprzedniej notce?
I mam jeszcze prośbę. 
Jak czytacie to komentujcie! :P
A i mam jeszcze podziękowania za dużą liczbę wejść!
Jesteście wspaniali.
AAA!!
I jeszcze dziękuje Black, która ciągle wspiera mnie w swoich komentarzach :)
Pozdrawiam
Lila <3