piątek, 30 maja 2014

2. Dzień czwarty


Nie chcę tu być. Chcę zniknąć. Zamknąć się w swoim pokoju i nie wychodzić. Znowu krzyczą. Bo znowu zrobiłam to nie tak jak chcieli. Bo znowu to widziałam. Wszystko wyraźnie i tak samo jak zawsze. Zostały mi trzy dni. Trzy dni wolności i normalności. Normalności? A co to właściwie jest? Dla każdego to może oznaczać coś innego. I tak… ja jestem normalna mimo, że większość tak nie twierdzi. Dziś znowu w szkole jak zwykle omijali mnę szerokim łukiem. Znowu na lekcjach zasłabłam i obudziłam się w domu. Znowu wszystko widziałam i słyszałam. Nie chcę tego! Tak wielu rzeczy nie chcę.  Ale co z tego? Za trzy dni wszystko się skończy.. albo wręcz przeciwnie. Wszystko się pogorszy. Zostawcie mnie  w spokoju! Przestańcie łomotać w te drzwi bo i tak wam nie otworzę! Nie dlatego, że popełniam samobójstwo jak wszyscy myślą… Pozostaje pytanie… dlaczego? Dlaczego tak wszyscy myślą? Doktor tłumaczy, że zawsze tak jest. I, że jestem zagrożeniem dla siebie i otoczenia. Czy ktokolwiek wie co widzę? Co słyszę? Co mnie skłoniło do takich a nie innych czynów? Nie? Ciekawe dlaczego…. Może dlatego , że nikt nie zapytał? Może dlatego, że nikt nie chce ze mną o tym rozmawiać? Może dlatego, że nikt nie bierze mnie na poważnie? Boję się. Siedzę skulona w koncie i czekam, aż to znowu nadejdzie. Wizje są okropne.  Nie będę wam tego opisywać. Nie teraz… może później. Teraz nie dam rady. Muszę się uspokoić bo zaczynam się dusić. Nie mogę nabrać powietrza. Tak i oczywiście wszyscy się wpierdolili do mojego pokoju i drzwi do wymiany. I po co kurwa? Co zobaczyli? Mnie płaczącą i siedzącą na ziemi. Bo co mam robić? Nie chcę ich widzieć. Chowam twarz w dłoniach i krzyczę by odeszli. Nie chcę ich teraz widzieć. Ich smutnych, zatroskanych twarzy.  Słowa „Wszystko będzie dobrze” i „nie bój się” mogą sobie wsadzić w dupę. Niech się odpierdolą raz na zawsze. Nie mam ochoty słuchać bez końca pustych słów. A wiem, że jak trafię do wariatkowa tylko to będę słyszeć. Nie! Koniec. Niech to się wreszcie skończy! Czego wy chcecie? Że wstanę i przestanę płakać? Kurwa…. Potrzebuje pomocy… ale nie od was. Bo wy mi nie pomagacie. Chcę uciec ale nie mogę. Ale no co? Spróbować nie zaszkodzi choć wiem, że wszystko pójdzie na marne. Wstałam i co? Facet w białym ubraniu od razu mnie złapał i mówi „dokąd idziesz”… a co go to kurwa obchodzi? Nie mogę sobie gdzieś iść? Wyszarpuję się z jego uścisku i biegnę. Nie patrzę gdzie. Nie jestem tu bezpieczna. W końcu to do mnie dotarło. Jeśli tu zostanę czeka mnie wariatkowo. Nie mogę tu zostać. Nie jestem tu potrzebna. Nikomu. Muszę biec. Dalej. Przed siebie. I gdy brakuje mi tchu upadam. Nie wiem gdzie leże. Najpewniej na środku jakiejś drogi. Najpewniej wszyscy patrzą na mnie jak na wariatkę, najpewniej  mają też o mnie takie zdanie.  Bo kto normalny ma uczucia co? Taki świat. Masz uczucia? Jesteś słaby. Bo kto normalny leży na środku ulicy i płacze i krzyczy, żeby ją zostawiono w spokoju? Oczywiście zostałam dogoniona i wzięta na ręce przez ojca. Nie! Znowu dom! Ja tam nie chcę. Tam nie jestem bezpieczna. Nie nie  nie. Dajcie mi spokój. „Może coś brała?” Tak matko. Brałam. Wiesz co? Życie. Właśnie tak.  Ćpałam życie. Jestem narkomanką. Jestem uzależniona od powietrza, miłości i poczucia bezpieczeństwa. A co się dzieje z narkomanami, którzy nie mają towaru? Szaleją. Tak! Właśnie tak. Nie mam towaru. Nie mam miłości, poczucia bezpieczeństwa.  Ale co ja mogę od was oczekiwać? Waszą troską o mnie jest wysłanie mnie do psychiatryka.  Dzięki za taką pomoc. Pewnie. Bo kłopot z głowy cnie? Jasne. Ja się wam nie dam. Nie będziecie mi wkładać swoich myśli do mojej głowy. Ja chcę tylko pozbyć się tych cholernych wizji. Nie chcę siedzieć całe życie zamknięta w jednym pokoju. Nie! Znowu się zaczyna. Zaczynają mi się trząść ręce. Dlaczego? Co na to wpływa? Proszę nie! Przestań! I koniec. Ostatnią rzeczą jaką pamiętam to akwarium stojące przede mną w salonie. Potem nastała ciemność. Pisk i wszystko od początku.
~*~*~*~*~*~*~*~*~
Witam wszystkich!
Dzisiaj również nie mam dla was rozdziału z opowiadania głównego, za to mam drugi rozdział miniaturki :)
Jak wam się podobała poprzednia część?
Następna część lub rozdział pojawi się raczej zgodnie z planem w przyszłym tygodniu w piątek
Miłego dnia ;D
Wasza
Li ;P

piątek, 23 maja 2014

1. Dzień piąty

Gdzie są wszyscy?  Dlaczego akurat teraz wszyscy zniknęli? Czy to na prawdę jest takie straszne? To, że mam kłopoty ze sobą? Czy to wszystkich odstraszyło? A może nigdy nie byli ze mną szczerzy i mówiąc „zawsze” mieli na myśli….”tylko na jakiś czas”…. Czy  Te najważniejsze osoby w moim życiu mówiły prawdę ? Czy według nich „kocham cię” było tylko pustymi słowami? Bo jeśli nie… to dalej kochają. A jeśli teraz nie kochają…. To znaczy, że nigdy tak naprawdę nie kochali. I teraz właśnie widzę jacy wszyscy są. I okazuje się, że nie mogę nikomu ufać. Bez wyjątku. Bo to, że zostałam sama wcale nie pomaga mi w mojej sytuacji. Dalej się boje. Dalej jestem sama. Dalej słyszę i widzę to czego nie trzeba. Wszyscy mnie zostawili. Nawet rodzice, od czasu ostatniego napadu histerii jakoś mniej ze mną rozmawiają. Nie pamiętam. Nie pamiętam co robiłam, co mówiłam, gdzie byłam, co mną kierowało. I to jest najgorsze. Halo! To ja! JA! Dalej taka sama, jak wcześniej. Bo ja zawsze taka byłam. Tylko dopiero teraz wszyscy to zauważyli i co? Odeszli. I raczej nie wrócą. Nawet jeśli zostawili po sobie jakieś rzeczy w postaci… no nie wiem… załóżmy… w postaci nie dokończonych spraw…. Nie wrócą. Na zawsze zostaną niedokończone. Za cztery dni  wyjeżdżam. Boję się. Nie chcę tam jechać.  Nie chcę skończyć w białym pokoju z metalowym łóżkiem i kamerą, by wszyscy mogli patrzeć  jak się męczę. By wszyscy mogli patrzeć czy czasem nie postanawiam sobie odebrać życia, co próbowałam dwa razy uczynić. Ale za każdym razem mi się nie udawało. Zawsze znalazł się ktoś kto mnie ratował. Ale po co?! Skoro nikt się mną nie zajmuje to po co mam być? Zapytacie dlaczego próbowałam się zabić? Powodów jest wiele… mogłabym wymieniać i wymieniać… ale po co? To przecież nikogo nie interesuje. Powiecie pewnie „lekarzy interesuje, bo chcą ci pomóc”…. Gówno prawda. Im chodzi o kasę. I nawet jeśli jest lepiej nie powiedzą tego. Będą utrzymywać, że istnieje szansa, że postanowię się zabić po raz kolejny… Ale czy oni wierzą w Boga? Tak w sumie… mogę sobie sama zadać to pytanie. Czy ja wierzę w Boga. Odpowiedź nie jest łatwa. Ale odczuwam wyraźny znak. Jeśli już dwa razy nie pozwolił mi zginąć to znaczy, że po coś tu jestem. Mam jakiś cel w życiu, o którym nie wiem. I tu jest problem. Jak mam realizować swoją misję, skoro nie wiem jaka ona jest, na czym polega… Wracając do mojego wyjazdu do wariatkowa, jak to nazywam, uważam, że to jest całkowicie bez sensu. Nikogo nie zabiłam. Nawet siebie mi się nie udało to co dopiero kogoś. Czy nie uważacie, że jestem głupia? Może powinnam… właściwie co powinnam? Przestać to widzieć? Przestać to słyszeć? I zawsze tak samo… Powinnam przestać tracić świadomość i przestać robić rzeczy, których potem nie pamiętam? Jak? Ja się pytam jak do kurwy! Czego wy ode mnie wymagacie. Że od tak nagle powiem sobie „Dobra Christin. Koniec z tymi dziwnymi jakby wizjami. Bądź normalna i zachowuj się tak jakby nic się nie wydarzyło”. Myślicie, że nawet jak jakimś cudem mnie wyleczycie to będę taka jak kiedyś? Niee… to grubo się mylicie. Tamtej Christin już nie ma i w sumie nigdy nie było. To był tylko chory wymysł waszej wyobraźni. Widzieliście mnie taką jaką chcieliście zobaczyć a nie jaką byłam. I gdy nagle moje … można powiedzieć … dotychczas mało widoczne dziwactwo pokazało się w całej okazałości udajecie, że mnie nie znacie. Spierdalajcie mi z takimi przyjaciółmi.   To nie ja jestem chora. To wy. Może w innym sensie. Może nie… źle to ubrałam w słowa. Ja może jestem chora, ale wy bardziej. Jesteście ślepi! Nie widzicie pewnych jasnych i logicznych rzeczy.  Od momentu, gdy obudziłam się po drugiej nie udanej próbie samobójstwa zaczęłam patrzeć na świat innymi oczami. Może moje widzenia (mogę to tak nazwać?)  się nie skończyły. Ale ja już nie chcę się zabić. Czy wy tego nie potraficie zrozumieć?! Jasne… bo po co mnie słuchać. Bo przecież wszyscy dookoła  wiedzą lepiej co czuje, co myśli Christin. Dlatego za dni wyjeżdżam. Do wariatkowa. I jak tam mi się nie pogorszy to będzie cud. Bo oni mi nie pomogą. Jestem tego święcie przekonana. Będą mi wmawiać jakieś niezliczone rady, sentencje, opowiadania o życiu… ale jaki to ma cel? Jak ma mi to pomóc?


~*~*~*~*~*~*~
Witam :P
Jako, że jest piątek ♥
mam wstawić notkę. Rozdział głównego opowiadania nie jest gotowy. Dlatego wstawiam rozdział czegoś co napisałam wczoraj o 1:30. A tak właściwie to dzisiaj xD
Jest to dziwne i będzie tylko pięć lub sześć rozdziałów tej miniaturki. 
Kolejnej notki spodziewajcie się za tydzień bo raczej na stałe wróciłąm na blogosferę xp
Nie wiem czy wstawie główne opowiadanie czy jakąś miniaturkę np kolejny rozdział kryminału (pamiętacie go jeszcze choć trochę? xddd) albo właśnie tego opowiadania
Rozdział dedykuję zmarłym komarom, które w nocy zginęły i leżą na moim parapecie xD
Pozdrawiam miłego weekendu 
Wasza Lee :*

piątek, 16 maja 2014

19. Miły weekend- Sobota

- Halo! Pobudka. Chyba nie chcesz przespać całego dnia!- zawołał radosny głos odsłaniając zasłony. Otworzyłam oczy i oślepiły mnie jasne promienie słońca. Zdezorientowana zamrugałam i zobaczyłam Kiare.
-Kiara! Co ty tu robisz tak wcześnie?
 - Wcześnie!- zaśmiała się- spójrz na zegarek. Tak też zrobiłam i okazało się że była 12:30. No ładnie. Spróbowałam w stać ale poczułam straszny ból głowy. dlaczego mnie bo... aha! tak. nieszczęsna wizyta u Tima.
-Co ci? - spytała kładąc się obok mnie.
 - Powiem ci wszystko ale nie teraz- posłałam jej tajemniczy uśmiech i poszłam do łazienki. Ubrałam kolorowy kombinezon, włosy związałam w wysokiego koka i w wesołych podskokach pobiegłam do Kiary.
 - Chodź na dół umieram z głodu! - zawołałam. Radosne jak małe dziewczynki wpadłyśmy do kuchni gdzie mama piła kawę i czytała gazetę. Spojrzała na nas i lekko się uśmiechnęła. Byłyśmy takie radosne. Na śniadanie zjadłam kilka tostów z serem. Po skończonym posiłku ubrałam sandałki i zawołałam
 - Mamuś! Wychodzimy gdzieś i... nie wiem kiedy wrócę. Pa!
Już chciałam wyjść ale... No właśnie. Ale.
-A uścisk? -zawołała za mną. Zawahałam się, ale jednak odwróciłam się i spojrzałam na nią przepraszającym wzrokiem
-Nie teraz mamo.- powiedziałam smutno i  wyszłam, żeby tylko nie myśleć o wczorajszych kłopotach. Później z nią pogadam. Nie chcę by wszystko wiedziała przez swój dar. Wszystko jej wyjaśnię. Tak wiem... zachowałam się jak ostatni cham.. ale ona na pewno rozumie. Bo przecież ile było takich sytuacji, że nie pozwalałam jej się mnie dotknąć. Później i tak wszystko jej mówiłam. Nie ma sensu naciskać.
Przez całą drogę do parku starałam się nie myśleć o kłopotach i innych sprawach, jednak mój humor diametralnie się zmienił. Z pełnej chęci życia na zrezygnowano pesymistkę.
-Nie Ola! Nie rób mi tego teraz. To nasz dzień. Wyznania i poważne rozmowy na poważne tematy potem.- popatrzyła mi w oczy. Miała je takie radosne i pełne blasku, że nie potrafiłam jej odmówić.
-Zgoda.- uśmiechnęłam się i poszłyśmy dalej.
Dotarłyśmy do parku. Usiadłyśmy na czerwonym kocu w kratę, który zabrałam z domu i zaczęłyśmy gadać, śmiać się z byle czego. To było piękne. Piękne jak wszystko co nas otaczało. Wokół rosło pełno różnokolorowych kwiatów, gdzieniegdzie wyrastały pojedyncze drzewa, a cały ten widok dopełniał wielki staw, w którym odbijało się piękne letnie słońce. A najlepsze w tej całej sytuacji  jest to, że jestem tu z Kiarą. A jesli jestem z nią... to znaczy, że jestem na 100% sobą. Uwielbiam z nią spędzać czas, a zwłaszcza soboty gdzy mamy wolne i możemy robić co tylko nam się podoba.

-Kiedy są castingi?- spytała nagle Kiara całkowicie z innej beczki.
 -Że co! Jakie... Aaaaa! Te castingi.
 -No i?
 -Chyba we wtorek. Wybierasz się?
 -No jasne. Ale i tak głównej roli nie dostanę.
 -Jak to? Czemu tak mówisz? Przecież zawsze ty ją dostajesz. Jesteś najlepsza.
 -Być może byłam... Ale znam jedną lepszą ode mnie.
 -Kogo niby. Przestań. Przecież dobrze wiesz jak jest.
 -Ale powiedz mi... jak ja mam równać się z tobą. Kobieto! To ty będziesz mieć tą rolę jak w banku.
 -Być może.... gdybym startowała.... to kto wie...- na te słowa Kiarę zatkało.
 -Jak to... zaraz zaraz. Możesz powtórzyć co powiedziałaś?
 -Być może gdybym startowała to kto wie. Co jest w tym zdaniu dziwnego?
 -CZEKAJ! WRÓĆ. "GDYBYM STARTOWAŁA"??!!
 -Yyyy.... no?
 -Chyba Ci coś się pomieszało w głowie. Przecież musisz startować.
 -Nic nie muszę. Sprzedawanie biletów lub odsłanianie i zasłanianie kurtyny w zupełności mi wystarczy.
 -Ola. Nie marudź mi tu. Już w zeszłym semestrze mówiłaś, że nie. I rok temu... i dwa lata temu też. Ale ja nie zapomniałam. Podczas premiery w zeszłym semestrze obiecałaś mi, że chociaż weźmiesz udział w castingu.
 -Ale...- zająknęłam się. Rzeczywiście tak powiedziałam.- ale...Ale Kiara! To było pod wpływem impulsu! Tak pięknie się prezentowałaś na tej scenie!
 -To nic nie zmienia. Obietnica to obietnica, a przyjaciele dotrzymują obietnic.- powiedziała z wyrzutami w głosie bo była pewna, że się nie zgodzę. Nastała dłuuuga chwila ciszy. To znaczy na zewnątrz śpiewały ptaszki, szumiały drzewa i w ogóle, ale we mnie było baaardzo głośno. Aż chciało by się zatkać uszy. A najlepsze jest to, że  tylko jeden malutki, cichutki głosik nie chciał brać udziału w przedstawieniu. Cała reszta mnie jednogłośnie chciała stawiła czoło temu wyzwaniu. Bym w końcu zrobiła to co lubię, a nie chowała się przed innymi.
 -Nooo.... dobra.- powiedziałam patrząc na szereg dziwnych procesów na twarzy Kiary. Najpierw jakby "O co chodzi?" potem "Zwariowała" następnie "ona chyba tak na serio" i w końcu końcowy efekt "na serio się zgodziła". Kiara cała uśmiechnięta i szczęśliwa normalnie do łez żuciła się mi na szyje i prawie udusiła.
 -Dobra dobra! Bo mnie udusisz!
 -Sory.- powiedziała siadając znowu na swoim miejscu.- Zobaczysz. Będzie świetnie.
 -Zobaczymy.- powiedziałam półgłosem dalej zastanawiając się dlaczego tak bardzo chciałam wziąć udział w tym przedstawieniu. Może po prostu... chciałam uszczęśliwić przyjaciółkę?
 -No dobra. My tu gadu gadu a ja jestem głodna.- stwierdziłam już na głos.
 -Przecież niedawno jadłaś śniadanie.
 -Wiem. Co nie zmienia faktu, że jestem strasznie głodna i okropnie chce mi się pić.- przełknęłam slinę i poczułam ból suchego jak wiór gardła.
 -ok... to proponuję jakąś fajną restaurację w centrum.
 -O nie! Mam lepszy pomysł! Chodźmy do mojej babci
 -Dobra- uśmiechnęła się i już pomagała mi składać koc.
 Po chwili wstałyśmy i dalej śmiejąc się poszłyśmy w stronę domku babci Hellisti.
 *****
 Siedziała obok i patrzyła jak jego prawa ręka pisze ładne, kształtne literki, układające się w słowa. Za nimi siedział pan Dov i przeglądał jakieś papiery z biura i co jakiś czas ukradkiem zerkał na swojego syna i jego towarzyszkę.
 -Koniec.- Mark wstał od ciemnego stołu i zaczął iść w stronę schodów.
 -Może zaprosisz koleżanką na górę? Tak nie ładnie ją zostawiasz.- spytał ojciec.
 -Nie mam ochoty. Poza tym to nie jest moja koleżanka.- powiedział idąc dalej.
 -Nie przejmuj się nim i idź- zachęcił blondynkę, która pozbierała swoje zeszyty do czarnej torby i ruszyła jak cień za chłopakiem swoich marzeń.
 -Powiedziałem Ci, że nie życzę sobie, żebyś przebywała w moim pokoju.- warknął Mark, jednak Ariss sprawiała wrażenie, jakby nie usłyszała jego nie miłej uwagi. Gdy doszli do jego drzwi dziewczyna bez skrupułów weszła do jego pokoju .Rozejrzała się i stwierdziła
 -Masz ładny pokój.
 -Nie wkurwiaj mnie. Masz stąd natychmiast wyjść- zdenerwował się Mark zaciskając dłonie w pięści.
 -Zmuś mnie- zaśmiała się perfidnie i rzuciła w niego poduszką. Następnie sama walnęła się na jego łóżko. Mark bez słowa zamknął drzwi do swojego pokoju i poszedł w kierunku łazienki. Lekko zdziwiona Ariss wstała i zaczęła dokładniej przyglądać się pomieszczeniu,  w którym się znajdowała. Na półkach znalazła kilka ciekawych i głupich książek. Na szafce nocnej stało kilka ramek ze zdjęciami. Na szczęście nie było ani jednego zdjęcia dziwadła. Pewnie od razu by je zabrała i schowała gdzieś gdzie nikt by go nie znalazł. Ostatni mebel, który najbardziej przykuł uwagę Ariss zostawiła sobie na koniec. Była to wielka komoda z ciemnego drewna, z misternie zdobionymi rączkami i delikatnymi, złotymi dekoracjami na całej powierzchni szuflad. Wszystkie siedem szuflad miało dziurki na klucze. W każdej szufladzie poza jedną kluczyki były na miejscu. Co Mark tu chowa? Blondynka rozejrzała się w poszukiwaniu kluczyka. Nie musiała długo szukać bo kluczyk leżał niedbale na podłodze przy łóżku. Musiał mu kiedyś wypaść.
 Dziewczyna pospiesznie podniosła kluczyk i wsadziła w dziurkę. Pasował idealnie. Lekko przekręciła w prawo i usłyszała ciche kliknięcie oznaczające otwartą szafkę. Szuflada po otwarciu nie wydawała się pod żadnym względem jakaś specjalna... kilka albumów na zdjęcia, jakieś zeszyty, i ciemne pudełeczko. Ariss podniosła je i delikatnie uniosła wieczko. Jej oczom ukazał się najpiękniejszy naszyjnik jaki kiedykolwiek widziała. Był to delikatny złoty łańcuszek z zawieszką w kształcie malutkiego kółeczka. A może to literka O? Kółeczko było również ze złota, tyle że po prawej stronie w równych odstępach były maluteńkie białe kryształki.. Ariss stała tak wpatrzona w biżuterię do puki nie przyszedł Mark.
 -Zostaw to! - zawołał.
 -Ja... ja tylko.... tylko pa-patrzę.... To znaczy... To znaczy skąd TO masz Mark!
 -Nie twój interes.
 -Ale dla kogo?!- dopytywała się.
 -Nie ważne. -powiedział zabierając jej pudełeczko, wkładając do szuflady, zamykając ją na kluczyk i wsuwając kluczyk do kieszeni spodni.
 -Ale...
 -Ariss. Możesz już sobie iść. Jeśli nie ma więcej zadań na prawdę nie musisz tu siedzieć.
 Mark próbował grzecznie ją wyprosić, ale ona była zbyt zszokowana tym co zobaczyła. Bo dla kogo to może być? Dla mamy? Siostry? Dla niej? Ale przecież... kółeczko? A może to rzeczywiście jest litera O.
 -To pewnie dla tej głupiej zdziry, za którą się tak uganiasz. Tak?!- zawołała Ariss i poczuła jak fala wściekłości całą ją zalewa. Tak nie może być. Przecież....TAK! Ola całowała się z tym blondynem! Dziewczyna nie wytrzymała wściekłości i użyła swojego daru. Pokazała Markowi wszystko. Całą sytuację w Parku. Gdy skończyła widząc przerażoną twarz Marka uśmiechnęła się triumfalnie.
 -Widzisz! Ona wcale Cię nie kocha!
 -Kłamiesz!- zawołał z rozpaczą w głosie. Dziewczyna wykorzystała to i pokazała mu jeszcze raz pocałunek. Tym razem jak w kamerze zrobiła zbliżenie na ich twarze.
 -Wynoś się z mojego domu!-zawołał  dygocąc z wściekłości. Ariss wyszła za drzwi i usłyszała jak Mark woła coś w stylu "Cholera! Nie wierzę!" I w coś uderza. Blondynka dobrze wie, że on jej nie wierzy. Ale zasiała ziarno niepewności. Teraz wystarczy ciągnąć to i żeby w odpowiednim momencie ten blondyn wkroczył do akcji.
 *****
 Po pysznym obiedzie i długiej rozmowie z babcią Hellistią, powoli wracałyśmy do domu. Słońce zaczęło zachodzić, a ja nic nie powiedziałam Kiarze. Ani słowa o Timie, piciu, pocałunku. Czułam się okropnie. 
 W pewnym momencie nie wytrzymałam. Coś we mnie pękło. Jakby woda przerwała tamę. Zatrzymałam się na środku chodnika, a do oczu napłynęły mi łzy. Nie chciałam płakać. Nie. Nie chciałam. A jednak. Znowu. Jestem taka słaba. Nie potrafię zapanować nad łzami co dopiero nad uczuciami.
 -Ola? Co się stało? Widzę, że przez cały dzień coś Cię dręczy.
 -Kiara...bo ja....ja wczoraj zrobiłam coś strasznie, ale to bardzo głupiego. I bardzo bardzo tego żałuję. I ogólnie nie radzę sobie z tym wszystkim. Jestem taka naiwna i głupia kochając Marka.
 -Czekaj. Zacznij od początku.
 Usiadłyśmy na najbliższej ławce, otarłam łzy i zaczęłam mówić wszystko. Nie było to łatwe bo większość rzeczy mi się mieszało lub nie wyraźnie pamiętam lub w ogóle nie pamiętam. Zastanawiam się też, czy niektóre rzeczy, które jej powiedziałam nie były snem. Kiara wysłuchała mnie popatrzyła w oczy i mocno przytuliła.
 -Ola...- powiedziała i zaczęła myśleć jak mi to powiedzieć.- nic złego nie zrobiłaś. Ten pocałunek był spowodowany alkoholem i nadmiarem emocji, które trzymałaś w sobie od dłuższego czasu. Jest ok.
 Ta wypowiedź lekko podniosła mnie na duchu, jednak dalej myśląc o pocałunku  z Timem mam wrażenie jak bym zdradzała Marka...

~*~*~*~*~*~*~
Patrzcie patrzcie i podziwiajcie!
Kto dodał rozdział?!
JA
heheheheheh
Cóż za miła niespodzianika co?
tak mnie znowu wzięło na tego bloga. I do pisania powróciły chęci... Może to dzięki wyróżnienieu  w konkursie xD (Nieeee... wcale wam się nie chwale xP)
Pewnie w niedługim czasie to opowoiadanie znajdzie się na tym blogu.
Do rzeczy...
Rozdizał dedykuję Zuzie, Klaudii i Black :D
Mam nadzieje, że rozdział nie za krótki i że nie ma zbyt wielu błędów i co najważniejsze że wam, się spodoba ;)
Tak na końcu stała prośba o komenty :P
Jeśli są błędy to poprawię potem bo teraz muszę uciekać
Dzięki za przeczytanie
Pozdrawiam 
Li <3

piątek, 9 maja 2014

18. "On jest mój ty głupia dziewczyno!"-powiedziała wariatka - Dziwne popołudnie cz.2

Przytuliła mnie i zasnęła.
-To jest twoja dziewczyna?- spytała się Mija.
-Nie- odpowiedziałem,  a po namyśle dodałem- jeszcze.
-A kiedy się poznaliście?- spytała podekscytowana tą sytuacją Diana.
-Wczoraj.
-Jak to wczoraj?!- zawołała Amanda.
-Cii! Normalnie. Siedziała w parku pod drzewem cała zapłakana to podszedłem.
-A czemu płakała?- zdziwił się Travis.
-Przez jakiegoś chłopaka.
-Myślisz, że ją zostawił?- zmartwiła się Diana.
-Być może.... Dlatego potrzebuje teraz MOJEGO wsparcia. I zobaczycie, że za niedługo będziemy razem.- mówiąc to pogłaskałem Olę po ramieniu. Jest taka delikatna i piękna. Jak ktoś mógł ją zostawić?
   No i siedzieliśmy tak chyba  godzinę gdy Ola się obudziła. Popatrzyła na mnie zaspanymi oczami i wymamrotała:
-Mark?
-CO?!- zdziwiła się Diana. Ja w sumie też bo o co jej chodzi? Jaki Mark?
-O...Gdzie ja jestem?- spytała zbita z tropu.
-Z nami- zaśmiał się przyjaźnie Travis.
-Aha! Tim- spojrzała na mnie dość przenikliwie i wyszeptała - już pamiętam.- Ola lekko pobladła i zamknęła oczy.
********
Gdy tylko się obudziłam poczułam, że jestem w czyichś ramionach. Uśmiechnęłam się do siebie i nie myśląc palnęłam
-Mark?- chłopak nie miał głosu jak Mark. Otworzyłam szerzej oczy.
-CO?!- zawołała jakaś dziewczyna. Niespokojnie rozejrzałam się po pomieszczeniu. Gdzie ja jestem i z kim?! Kto to jest? Jej twarz zdaje mi się znajoma ale nie potrafię sobie przypomnieć skąd. Jakoś ciężko mi się myśli. Spojrzałam jeszcze raz po pokoju.
-O... Gdzie ja jestem?
-Z nami- zaśmiał się czarnowłosy chłopak. Tego też pamiętam. Zaraz, zaraz... jak on miał na imię? Tra... Travis? Tak! Już pamiętam. Przypomniałam sobie wszystkich. Travis, Diana, Amanda, Mija i mnie trzyma... Tim. Przez chwilę w głowie pojawił mi się obraz mnie całującej się z blondynem. Co?! To chyba nie stało się naprawdę? Może to był tylko sen?
-Aha! Tim. Już pamiętam.- Popatrzyłam na niego i poczułam jak mi się robi słabo. Usłyszałam wokół śmiechy... ale mi wcale do śmiechu nie było. Poczułam jak zalewa mnie fala gorąca i nie wiem czemu po policzkach zaczęły płynąć mi łzy. Czułam się tak okropnie smutna jak nigdy wcześniej. Nawet nie wiem kiedy Tim przytulił mnie mocniej, Diana podeszła i chwyciła mnie za rękę, a ja zaczęłam się im żalić ze wszystkiego. Wyrzuciłam z siebie wszystko co leżało mi na sercu, z czym nie mogłam sobie poradzić i co mnie od zawsze smuciło. Niewiele myśląc,  co tego popołudnia zdarza mi się dość często, chwyciłam jakąś butelkę i zaczęłam pić. Płyn w środku był ohydny! Całe gardło zaczęło mnie palić i myślałam, że zaraz zwymiotuję. 
   Po jakimś czasie, gdy już w miarę się ogarnęłam zwróciłam uwagę, że świat wiruje. Spojrzałam na zegarek. Nie wierzyłam własnym oczom dlatego pomrugałam chwilę i godzina była dalej taka sama.
-Tim.... musimy.... to znaczy ja muszę już iść.- nie mogłam się wysłowić i to było bardzo denerwujące.
-Ok. odprowadzę cię bo sama nie dasz radę dojść- powiedział całując mnie w czoło.
-Nie musisz.... dam radę.... spokojnie trafię- popatrzyłam na niego i spróbowałam wstać. Gdy tylko się podniosłam i spróbowałam zrobić krok zaczęłam się chwiać i upadłam z powrotem na sofę. Co się ze mną dzieje. To bardzo denerwujące, że nie mogę sama wstać i chodzić.
-Na pewno sobie poradzisz?_ spytał z kpiącym uśmiechem podając mi rękę. Nerwowo zachichotałam i chwyciłam jego dłoń. Tim pociągnął mnie tak, że znowu wylądowałam w jego ramionach. Cicho zachichotałam i się do niego przytuliłam. Nie chciałam znowu upaść przy wszystkich. To żenujące. Nagle poczułam jak Tim odsuwa mnie od siebie, patrzy mi  w oczy i  zaczyna całować do puki nie kończy nam się oddech. Zaskoczona jego posunięciem próbowałam wyplątać się z jego objęć. Po jakimś czasie sam mnie puścił i poleciałam w tył prosto na kolana Travisa i Mije. Oni zaczęli się śmiać, a mi zrobiło się nie dobrze i duszno.
-Chodź do mnie księżniczko. Muszę Cię trochę ogarnąć.- podszedł do mnie i wziął na ręce.
-Jeszcze tu wrócimy- powiedział przez ramię i zniknęliśmy.
Tak jak myślałam pojawiliśmy się piętro niżej. Tim dał mi jakąś fiolkę i kazał wypić. Posłusznie wykonałam jego prośbę. Płyn był ohydny! Ale muszę przyznać, że poczułam się nieco lepiej. Później dał mi gumę do żucia i spryskał mnie perfumami jednej z dziewczyn. Na koniec cmoknął mnie w czoło i znowu podniósł, a ja nie miałam już siły protestować. Znowu się teleportowaliśmy.
-Uchu.... moje perfumy- zaśmiała się Diana. Uśmiechnęłam się przyjaźnie i dalej kurczowo trzymałam się Tima, żebym mu czasem nie spadła.
-Przyszliśmy się pożegnać.- powiedział blondyn. Na te słowa wszyscy wstali i podeszli do nas. Chłopak lekko opuścił mnie na ziemię. Zostałam wyściskana jak należy i od każdego usłyszałam coś w stylu "miło było cię poznać" lub "trzymaj się" albo "mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy". Potem Travis powiedział coś Timowi ściszonym głosem na co blondyn wybuchnął śmiechem. Potem spoważniał i powiedział:
-Pomyślę. -potem razem zaczęli się śmiać.
Ok... nie wiem o co chodzi, ale Travis od tego momentu jakoś inaczej na mnie patrzył.
-Hej wszystkim!- Zawołałam i zniknęliśmy. Usłyszałam ciche pyknięcie i pojawiliśmy się w tym samym miejscu gdzie wczoraj rozmawialiśmy. Miałam wrażenie jakby od tego czasu minęło kilka lat. Ale... dlaczego pojawiliśmy się tutaj a nie od razu pod moim domem? Przecież pada deszcz.
-Pamiętasz to miejsce? Tu się wczoraj poznaliśmy.
-Jak bym mogła zapomnieć.- zaśmiałam się. W sumie to dobrze, że go poznałam. Czuję się... w miarę ok. To znaczy.... byłam w tym momencie ogarnięta pustką. W mojej głowie nie było kompletnie nic. Szufladka z napisem Mark w końcu ucichła. Zadziwiające jak alkohol wpływa na człowieka. Nagle zapragnęłam takiej nicości na zawsze. Nic mi nie przeszkadza. Nikt i nic nie rani. Po prostu jestem. Jak roślinka egzystuje na świecie do puki nie skończy się mój czas. Do puki nie przeminę. Po prostu jestem. Nikt i nic mnie nie obchodzi. Nie ma żadnych głosów w mojej głowie co mam robić a czego nie powinna. Co należy a czego nie wypada. Nic. Jest jedna wielka cisza. Nic się nie liczy. czyż to nie piękne? I tak ogarnięta pustką stałam w deszczu z Timem twarzą w twarz i patrząc sobie w oczy. Nie czułam nic. Ani smutku z wcześniej, ani radości z chwili obecnej. Ale co się dzieję obecnie? Mianowicie Tim całuje moje usta i dotyka moich włosów i pleców. Całuje mnie z taką namiętnością i zachłannością ale ja.... nie czułam nic. Ta chwila i każda wcześniejsza nic dla mnie nie znaczyła. Zwykła odskocznia od codzienności. Wiem, że potem będę tego żałować. Że jutro wszystko wróci być może ze zdwojoną siłą... ale co tam. Pogłębiłam pocałunek i wplotłam dłonie w jego platynowe włosy. Dałam się ponieść. Ale nic nie czułam. Beznadziejna sytuacja. Mam nadzieję, że on sobie nic nie pomyśli. Że też traktuje to tak jak ja. Że nic dla niego nie znaczę bo będzie kolejną osobą, którą zranię. Która będzie przeze mnie cierpiała. Gdy po jakimś czasie się od siebie odkleiliśmy miałam wrażenie, że on promienieje szczęściem. Chwycił mnie pod rękę i poszliśmy dalej. To znaczy potem się go uczepiłam i szłam zawieszona na nim bo nie potrafiłam sama ustać  na nogach. Doszliśmy do mojego domu. Bezmyślnie weszłam od razu do środka nie kłopocząc się tym czy mama jest w domu czy jej nie ma. Poszłam prosto na górę bo już w miarę trzymając się ściany potrafiłam chodzić. Tim był jak cień i podążał tuż za mną najpewniej mnie asekurując i będąc gotowym w każdej chwili mnie złapać. Chyba coś do mnie mówił jak wchodziliśmy do mojego pokoju. Ogólnie to chyba całą drogę coś do mnie mówił, ale ja całkowicie go olewałam. Miałam dość wszystkiego. Nawet pustki, która mnie ogarniała jak na mój gust już trochę za długo. Bolała mnie głowa i miałam wrażenie, że wszystko się rusza. A problemy wracają. Nie tylko te stare ale i te nowe, których sobie narobiłam przez ostatnie godziny.
-OLA!- wrzasnął Tim bo dopiero teraz dostrzegł, że do mnie nic nie dociera.
-CO!- zawołałam zdenerwowana. Dlaczego na mnie krzyczy? Jakim prawem. Nawet go nie znam. Jakim prawem wszedł do mojego domu. Dlaczego minie całował kilkakrotnie. Dlaczego mnie poznał. Dlaczego tego cholernego dnia podszedł do mnie w parku? Co się dzieje?
-Ej! Spokojnie. Bez nerwów. Nic się złego nie dzieje.
-Przepraszam. Jestem jakoś rozchwiana emocjonalnie. -stwierdziłam ziewając.
-Spokojnie. Nic się nie stało- próbował mnie uspokoić i pogłaskał mnie po ramieniu. Nagle poczułam jak strasznie mi zimno i zaczęłam się trząść.
-Zimno mi. I jest mi niedobrze.
-Zaraz ci pomogę. To normalne w twoim stanie. Niczym się nie przejmuj. Ja się wszystkim zajmę. A teraz Ci radzę wziąć porządną kąpiel, umyć się dokładnie, wziąć eliksir, który postawiłem tu na szafce i iść spać.- powiedział i pogłaskał mnie po głowie. Poczułam się osaczona. Nie chcę już by tu był. Pospiesznie pokiwałam głową i poszłam wykonać te czynności.
*****
Po około godzinie byłam gotowa do spania. Położyłam się na łóżku i Tim przykrył mnie kołdrą. 
-Śpij dobrze skarbie. Niedługo się zobaczymy. Obiecuję- powiedział  całując mnie na pożegnanie.
-Dobranoc.- i tyle bo tylko na tyle pozwalała mi wielka gula w gardle. Gdy tylko usłyszałam, że wyszedł już się nie powstrzymywałam. Zaczęłam ryczeć do poduszki. Bo to nie sprawiedliwe. Jak ja mogłam się tak zachować. Nawet nie zauważyłam, że ciągle powtarzam "co ja zrobiłam". Nie nie nie nie. Jak ja mogłam. Co ja zrobiłam. Muszę zasnąć. 
Niech ten okropny dzień w końcu się skończy! Nie chce. Nic już nie chce. Tylko spać. Spaaać...- i odpłynęłam.
*****
Dziewczyna z ciemnoblond włosami siedziała sobie na ławce. Ni to smutna ni to zła. Kompletnie nie wiedziała jak się czuje. Bo.... on był w szkole. I potraktował ją... źle. Przecież... czemu on tego nie rozumie, że ona to robi dla jego dobra. W pewnym momencie zobaczyła jakiegoś blondyna obejmującego jakąś dziewczynę, której twarz aż do złudzenia przypominała twarz.... NIE. To przecież nie możliwe. Doznała szoku. Przed nią stał jakiś przystojny blondyn i ...Ola Light. Obiekt, którego szczerze nienawidzi z całego serca. A co najdziwniejsze w tej sytuacji było? To, że nieznajomy całował blondynkę, a ona to odwzajemniała. Nie uciekała z piskiem jak by to był jakiś pedofil czy coś.... Wyglądała na szczęśliwą. Zielonooką lekko zatkało. Nie spodziewała się takiego czegoś. A może jej się to zdaje? Zamknęła oczy, policzyła do trzech. Po czym znowu je otwarła i dalej widział tą samą, dziwną scenkę. Podeszła bliżej chowając się za krzakami. Podsłuchała trochę.
-Chodź. Zaprowadzę cię do domu.
Chwyciła go pod rękę i poszli. Ariss postanowiła pójść za nimi. Szła w bezpiecznej odległości więc nie udało jej się nic usłyszeć, za to jednak obserwacje robią swoje. Ola szła, a właściwie to chłopak ją ciągnął, a ona tylko nieudolnie włóczyła nogami jakby była pijana. To do niej w ogóle nie pasowało więc ... więc co? Co jej się stało? Wysoki blondyn ciągle coś do niej mówił, a ona go olewała. To do niej też całkowicie nie pasowało.
Gdy weszli do domu panny Light Ariss czekała cierpliwie aż chłopak wyjdzie. Po jakimś czasie znudzona chciała zrezygnować gdy obiekt o blond czuprynie pojawił się na horyzoncie. 
Podeszła do niego i najzwyklej w świecie zapytała
-Skąd znasz Light?
-A co cię to obchodzi?- spytał mierząc ją wzrokiem.
-Pytam bo widziałam jak się całujecie. Jesteście razem?
-Na razie nie.
-Na razie? Hahahah- zaśmiała się najgłośniej jak potrafiła.- Jesteś kretynem jeśli tak mówisz.Nie wiesz, że ona jest zakochana w niejakim Marku?
-Wiem, że coś tam są jakieś przeciwności, że jakaś dziewczyna też go kocha i w jakiś sposób udowadnia swą miłość-Ta..
-Czekaj! Pozwól dokończyć. Szczerze? Chciałbym, żeby tej dziewczynie w końcu udało się im wybić siebie z głowy. Bo myślę, że Ola nie będzie chciała ze mną być do puki o nim nie zapomni.
-Ta dziewczyna to ja. Jestem Ariss Logh.
-Miło mi. Tim Wodsoon. Zapraszam na kawę. Może uda nam się coś wymyślić - puścił do niej oczko.
-Przykro mi, ale jestem umówiona. Proszę to mój adres. Napisz do mnie.- powiedziała Ariss i skierowała się w stronę domu Marka by przekazać mu notatki z dzisiaj.
~*~*~*~*~*~*~*~*~
Ta dam... :D
Witam wytrwałych i cierpliwych... zapewne nie dużo was zostało.
Tak że... DO WSZYSTKICH CO ZOSTALI
przepraszam i kocham.
Oto druga część rozdziału który miałam dodać... kurwa nie wiadomo kiedy xD
No nie ważne 
Pewnie żeby wiedzieç o co chodzi będziecie musieli przeczytać poprzedni...
No nic... przepraszam
Taki czas... że albo nie ma czasu albo nie ma weny albo nie ma tego i tego.
No...ludki... 
Rozdział dedykuje Klaudii, która nie straciła we mnie wiary ; )
Pozdrawiam i dziki
Plis... komenty ;)