sobota, 16 listopada 2013

17. "On jest mój ty głupia dziewczyno-powiedziała wariatka" - Dziwne popołudnie cz. 1

Szłam dość długo bo niezbyt wiedziałam gdzie jest ten hotel. To śmieszne nie? Mieszkam tu tyle lat.... praktycznie od urodzenia.... i nie mam zielonego pojęcia gdzie to jest. Czemu nie spytałam o adres? Bo nie myślałam, że zdecyduje się pójść?.... byś może. Zrezygnowana chciałam gdzieś siąść... ale trudno w parku znaleźć coś suchego podczas ulewy. A zresztą ja też jestem cała mokre. Usiadłam na ławce i odgarnęłam z twarzy poprzylepiane do niej mokre kosmyki włosów. Zaczęłam intensywnie myśleć... Mam dwie opcje. Albo daję sobie spokój i wracam do domu albo szukam dalej. Serce coś mi podpowiadało bym wybrała tą drugą opcje. Ten czarodziej bardzo mnie zaintrygował tymi swoimi blond włosami i szarymi oczami. Hmmm.... to musi być gdzieś tu. Bo tylko w tej okolicy są hotele. Wstałam i poszłam tam gdzie mnie oczy poniosły. Szłam prosto, potem skręciłam w lewo, później w prawo i potem prosto.... minęłam już 4 hotele ale ani śladu "Akwenów". Tak szłam i szłam, aż w końcu postanowiłam z bólem serca odpuścić. Chciałam wrócić do domu.... ale pojawił się kolejny problem. Kompletnie zapomniałam drogi i nie wiedziałam gdzie jestem. Zatrzymałam się i spojrzałam na wysoki szklany budynek. To chyba był jakiś biurowiec. Z kilku okien popatrzyły na mnie jakieś kobiety. Spojrzały na mnie krytycznym okiem i wymieniły ze sobą kilka zdań. Miałam wrażenie jakby mnie znały i wcale nie miały o mnie dobrego zdania. Szybko opuściłam głowę w dół. Spojrzałam na szyby naprzeciwko mnie i się przeraziłam. Wyglądałam okropnie. Cała mokra jakbym przed chwilą wskoczyła do wanny pełnej wody. Włosy, które zazwyczaj są puszyste całkowicie oklapły ubrania były przemoknięte całkowicie i kurczowo przylegały do mojego ciała. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę jak mi zimno. To będzie cud jeśli jutro się nie obudzę z katarem. Przy okazji zobaczyłam tabliczkę z napisem "ul. Phenikusa". Przynajmniej wiem gdzie jestem.... Chociaż nie. Nie wiem. Dalej nie wiem gdzie jestem! i jak trafić do domu. I gdy tak stałam sobie przed wielkim biurowcem wpadł na mnie jakiś mężczyzna. O mały włos nie upadłam do wielkiej kałuży. Gdyby nie jego dłoń, którą w ostatniej chwili chwyciłam to by było wielkie "plum". W sumie to by nie zmieniło mojego stanu suchości bo bardziej mokrym to się chyba być już nie da... ale by to wyglądało na 100% głupio. Będąc blisko ziemi pozbierałam zakupy nieznajomego i dopiero spojrzałam na jego twarz. Cała ochota wygarnięcia mu, że nie patrzy jak chodzi mi minęła. Na prawdę doznałam szoku. To była ta osoba, której szukałam od ponad 30 minut.
-Ola! Cześć! Już myślałem, że nie przyjdziesz.
-Hej Tim!. Przepraszam, że czekałeś ale...- zaśmiałam się na co on podniósł prawą brew do góry.- nie mogłam trafić.- na te słowa blondyn parsknął śmiechem. Jego wybuch skwitwałam obrażoną miną. Skrzyżowałam ręce na piersiach i odwróciłam się do niego tyłem jak mała dziewczynka. Ten przytulił mnie i lekko cmoknął w policzek na co lekko się zarumieniłam.
-Chodź ty moja zmokła kuro... bo wyglądasz okropnie- znowu się zaśmiał.
-Ej! No wiesz! To nie moja wina, że od ponad 30 minut szukam pewnego blondyna o imieniu Tim...
-On to musi byś szczęściarzem, że taka ładna dziewczyna się tak dla niego poświęca.- wywróciłam oczami i nagle... poczułam dziwne uczucie w  brzuchu, a cały świat zaczął się kręcić. Zrobiło mi się niedobrze. Zamknęłam oczy i to chyba była najlepsza decyzja, którą podjęłam dzisiejszego dnia. Gdy je otworzyłam znajdowaliśmy się w całkiem innym miejscu. Przed moimi oczami znajdował się wielki złoty budynek, który był otoczony wielkim i pięknym ogrodem. Centralnym punktem ogrodu była wielka fontanna. 
-Witaj w "Akwenach czekolady"- powiedział puszczając mi perskie oczko i otworzył drzwi. Podeszliśmy do recepcji... to znaczy on podszedł bo ja stałam przy drzwiach ociekając z wody i chłonąc wszystko wzrokiem. Ściany tego pomieszczenia były kremowo zielone, sofy, na których siedziało kilka osób.... tak na oko siedemnastolatków, były czarne z białymi poduszkami. Podłoga była wykładana ciemnymi panelami, a gdzieniegdzie były otworki w kształcie kwadratów, w których znajdowało się mnóstwo tycich bursztynków. Z sufitu zwisały trzy kryształowe żyrandole. Na recepcji nie zabrakło również roślin i tyciej fontanny czekolady. No i gdy tak na wszystko się gapiłam Tim podszedł do mnie i włożył mi w dłoń truskawkę w czekoladzie. Od razu wepchnęłam ją do buzi.... Normalnie niebo w gębie! Pyszna
-To co teraz robimy?- spytałam oblizując wargi i palce ubrudzone czekoladą.
-Idziemy do mojego pokoju. Ale najpierw przedstawię Cię moim znajomym.- na te słowa poczułam jak w moim żołądku coś się przewraca. Zaczęłam się stresować, ale starałam się tego nie okazywać. Tim chyba jednak zauważył to co staram się ukryć więc chwycił mnie za dłoń i razem podeszliśmy do sofy. Jako pierwszy odezwał się czarnowłosy przystojniak z brązowymi oczami.
-Tim! Jesteś. No nareszcie.... a to kto?- spytał patrząc na mnie swoimi radosnymi oczami- nie mówiłeś, że przyprowadzisz towarzyszkę- dodał patrząc znacząco na nasze splecione dłonie. Automatycznie puściłam dłoń i odsunęłam się najdalej jak mi na to pozwalała sofa stojąca po mojej lewej stronie. Czarnowłosy chłopak podszedł do mnie i podał mi dłoń.
-Travis.- powiedział. Ja również podałam mu swoją dłoń. On... co mnie zaskoczyło.... pochylił się delikatnie musnął ustami. Nieśmiało uśmiechnęłam się pokazując swoje białe zęby. Ciekawe czy wszyscy czarodzieje są tacy szarmanccy.
-Ola- odpowiedziałam czerwieniąc się. Trzy dziewczyny widząc to zaśmiały się.
-On tak zawsze-powiedziała ta z czarnymi włosami. Była bardzo podobna do Travisa. Tak samo brązowe oczy, ten samy jasny odcień skóry.- Diana. Siostra bliźniaczka tego debila- zaśmiała się wstając. Przytuliła mnie i stanęła koło brata, który obdarzył ją lekkim kuksańcem w bok. To wszystko wyjaśnia czemu są tacy podobni.
-Amanda- powiedziała blondynka podając mi dłoń. Lekko ją uścisnęłam. Amanda wyglądała na miłą ale i ostrą zarazem. 
-Amanda to moja kuzynka- dopowiedział Tim, który stał za mną.- nie radzę Ci jej stawać w drodze gdy jest zła bo może to się źle skończyć.- zachichotał. Spojrzałam na blondynę, która próbowała nieudolnie ukryć swoje rozbawienie.
-Także jak zrobisz coś nie tak mojemu kuzynkowi to wiesz z kim będziesz mieć do czynienia.- zaśmiała się blondynka posyłając mi buziaka.
-A ja jestem Mija.... ale często nazywają mnie Ruda- uśmiechnęła się wskazując na swoje piękne długie włosy. Zaśmiałam się bo mina, którą zrobiła była na prawdę zabawna. Piegowata piękność podeszła do mnie i przytuliła mnie .
W sumie cała paczka składa się z pięciu siedemnastolatków.
-Ej Tim... to wpadnij do nas za 10 minut.
-Ok- w tym momencie czwórka czarodzieji zniknęła.
-Umiecie się teleportować?!- spytałam z lekkim podziwem.
-Każdy dobry czarodziej to potrafi- chwycił mnie za rękę... znowu. Ja automatycznie starałam się wyswobodzić z uścisku lecz on nie puszczał. Znowu to dziwne uczucie w brzuchu i ...pojawiliśmy się na którymś piętrze przed drzwiami z numerem 254. Przekręcił kluczyk i otworzył drzwi.  Moim oczom ukazał się nieduży pokoik. No... pokoik był może mały ale bałagan w nim był ogromny. Wszędzie walały się butelki, puszki i inne opakowania. Oprócz tego było tu mnóstwo walizek i ubrań. Kolejna rzecz, która mnie zdziwiła to to, że nie było tu łóżek. Z tego co widzę na rozmiary pokoju powinny tu stać dwa.
-Tim?- zawołałam do chłopaka, który był w łazience.
-Tak?
-Gdzie są łóżka? I w ogóle kto tu mieszka?- na te pytania blondyn się zaśmiał. 
-Łóżka są piętro wyżej. W pokoju nikt nie mieszka, ale należy do mnie i Travisa.
-Piętro wyżej? Ale jak?
-Zaraz zobaczysz.... potrzymasz?- otworzyły się drzwi od łazienki i podał mi reklamówkę.
-Tak...- chwyciłam i zajrzałam do środka. Zawartość była dość dziwna. Jakieś krakersy ciastka i.... dużo puszek z piwem. OK.... nie skomentuje tego co się w tej chwili stało w moim brzuchu. Troszkę się zdenerwowałam. Mówiąc troszkę mam na myśli bardzo. Bo szczerze powiedziawszy nigdy nie piłam piwa. Raz czy dwa skosztowałam wina od mamy i trochę szampana na jej przyjęciu. Zdenerwowałam się.... bo domyślam się, że szykuje się impreza... i to z moim udziałem.
-Tim? Po co Ci te wszystkie.... yyyy... Piwa?- spytałam się trochę przejętym głosem.
-Na spotkanie. Jak chcesz to sobie wybierz. Tylko zostaw kilka tych zielonych.... bo to ulubione Amandy a wiesz jaka ona jest. Poczekaj jeszcze chwilkę.- odpowiedział tak beztroskim głosem jakby to była normalka. 
-Ok.- zawołałam siadając na szafce. Czyli jednak się szykuje impreza i moje początkowe przypuszczenia się sprawdzają. W mojej głowie zapanował wielki chaos. Mianowicie miałam mnóstwo pytań i niepewności. W co ja się wpakowałam?! Nie wiem czy te towarzystwo jest dla mnie odpowiednie...ale już za późno żeby sie wycofać. Co tam... może mi się spodoba. Raz się żyje. Spróbuję się dobrze bawić. Chociaż tyle mi sie chyba należy po tych wszystkich problemach z Ariss.
Tim wyszedł z  łazienki i wyglądał... olśniewająco. W przeciwności do mnie.
-Tim...-zaczęłam.
-Hmm...?
-Dasz rade może jakoś przywrócić mój wygląd..... żebym wyglądała jakoś normalnie?
-Pewnie! Poczekaj.... - podszedł do mnie i szepnął mi do ucha- zamknij oczy.-gdy poczułam jego oddech na swoje szyi po moich plecach przebiegł dziwny dreszcz. Nie był on tak samo przyjemny jak ten gdy stoję blisko Marka... nie! Miałam o nim nie myśleć.
Posłusznie zamknęłam oczy. Po kilku cichych świstach i niezrozumiałych słowach usłyszałam prośbę otworzenie oczu. Podeszłam do lustra i wyglądałam na prawdę bardzo ładnie.
-Dzięki... widzę, że magia na prawdę ułatwia życie.
-No jak widzisz... a teraz chodź.- powiedział i chwycił mnie za rękę. Po raz kolejny się teleportowaliśmy. pojawiliśmy się jak mówił piętro wyżej, koło pokoju z numerem 299. Tim nie pukając otworzył drzwi i ruchem ręki zaprosił mnie do środka. Pomieszczenie było duże... Miałam wrażenie jakby było powiększone. W pokoju stało 5 łóżek. Domyśliłam się, że dwa z nich należą do chłopaków. Wszystkie łóżka były złączone ze sobą tworząc wielkie łoże. Był też stolik, na którym stało czarne radio. Ogólnie był porządek. Zaczęłam się stresować... mam tylko nadzieję.... że będzie ok.
Spojrzałam w stronę balkonu. i  zobaczyłam Travisa z dziewczynami. mieli już puszki piwa w ręce.
-Ładnie to tak bez nas?- zaśmiał się blondyn trzymający mnie za rękę. Nawiasem mówiąc nie mam pojęcia kiedy ją chwycił. Mija podeszła do nas i dała nam po czerwonej puszce.
wszyscy weszli do środka i zamknęli balkon. wyjrzałam przez okno. Za oknem lało dalej... spojrzałam na czarodziei...i  zorientowałam się że nie są wcale mokrzy. Druga rzecz, która mnie zaskoczyła była sofa, której jeszcze chwilę temu tu nie było. Wszyscy usiedli i Diana poklepała miejsce obok siebie. Podeszłam i usiadłam obok niej. dziewczyna widząc, że się stresuje próbowała mi dodać otuchy swoim pięknym uśmiechem.
-No to powiedz nam coś o sobie.- Powiedziała Amanda otwierając zieloną puszkę. Wszyscy poszli w jej ślady. Wszyscy... tylko nie ja. Tak jakoś nie byłam pewna czy tego właśnie chce. Zastanawiałam się teraz i zastanawiałam. Miałam wrażenie, że minęła już godzina, a tak na prawdę tylko  kilka sekund.
-Coś się stało Ola?- zapytała Diana widząc moje niezdecydowanie.
-Nieee.... tylko widzicie...- spuściłam głowę w dół- ja nigdy wcześniej nie piłam - poczułam jak robi mi się gorąco i jak moje policzki robią się cale czerwone. Bałam się, że zaraz wszyscy spojrzą na mnie jak na idiotkę albo zaczną się po prostu śmiać. Nic jednak takiego nie nastąpiło. Tim siedzący po mojej drugiej stronie objął mnie ramieniem... ładnie pachniał.
-Nie masz  się czego bać. To Ci pomorze zapomnieć chociaż na jakiś czas.- szepnął do ucha... znowu zadrżałam.... mam nadzieję, że tego nikt nie zauważył.
Hmmm... tak głębiej się zastanawiając.... kusząca propozycja. Bo problemy mam... i to duże... moje opory zmalały. Wzięłam głęboki oddech i lekko drżącymi rękami otworzyłam swoją puszkę.... otrzymałam wielkie brawa, usłyszałam mnóstwo głośnych okrzyków i cichy szept Tima.... niestety był tak cichy, że w morzu hałasu się gdzieś zgubił. Zaśmiałam się.... i już chciałam zrobić pierwszego łyka gdy czyjaś ręka mnie powstrzymała. Popatrzyłam na Tima niezrozumiałym wzrokiem... bo to była jego dłoń.
-Chciałbym wznieść toast.- na te słowa niektórzy się zaśmiali, Diana uderzyła się w czoło, a Travis skomentował "Jak zwykle".
-Za to by to popołudnie było udane i byśmy nie mieli już więcej problemów.- wszyscy wstali i stuknęli się puszkami co wyglądało dość komicznie.
Taaak.... Zero problemów to byłby cud. Upiłam łyka. Smak był dziwny taki.... niespotykany. Wzięłam kolejnego i kolejnego. Lekko się skrzywiłam bo ten napój nie należał do słodkich... lecz do gorzkich... ale było dobre. Piłam dalej. Nie żeby było jakieś pyszne. Piłam bo... no tak po prostu. Może w podświadomości chciałam pozbyć się ciążących na mnie problemów. i tak piłam jedną puszkę po drugiej. Gadając i śmiejąc się z wszystkiego.
Po jakimś czasie rozglądnęłam się i zauważyłam, że wszystko ma jakieś żywsze...a może zawsze takie były. Nie wiem. Jakoś ciężej mi się teraz na tym skupić i dokładniej pomyśleć. Wpadały mi do głowy różne pomysły. Nie wiem jak znalazłam się na ziemi i patrzyłam się na sufit. Potem zaczęłam tańczyć w dziwny sposób. Na koniec wykonując piruet potknęłam się o puszkę stojącą na ziemi i wpadłam na Tima.
-Ej! nie rozlewaj- zawołała Amanda i wyrwała mi puszkę z ręki.
-Oddaj.
-Później-powiedział Tim przytulając mnie do siebie.
-Trzeba tu trochę ogarnąć- stwierdziła Mija.
Spojrzałam na nią i zaczęłam się śmiać. Nie wiem dlaczego. Dziwnie się poruszała. Jakoś w zwolnionym tempie.
-Co cie znowu bawi?- spytał Tim. Bo tylko on i ja zostaliśmy na kanapie.
-To, że wszyscy się śmiesznie ruszają.- Tim rozejrzał się, przechylił głowę...
-Rzeczywiście- zaśmiał się.
Siedziałam tak wtulona w niego przez jakieś 10 minut. Naszła mnie jakaś dziwna ochota. Spojrzałam na Tima. Miał takie piękne blado-niebieskie oczy. W pewnym momencie nasze głowy zbliżyły się do siebie. Dalej wpatrywałam się w szare tęczówki chłopaka... i już kompletnie nad sobą nie panowałam. Pocałowaliśmy się. Ale nie krótko tylko długo i zachłannie. W tamtej chwili nie myślałam o niczym. Ani o tym, że teraz się całuję, ani o tym, że inni się na nas gapią, ani o tym, że widzę tego chłopaka drugi raz w życiu. W tym momencie miałam w głowie całkowitą pustkę i cieszyłam się chwilą. Zamknęłam oczy i dalej cieszyłam się chwilą. Zatraciłam się całkowicie w marzeniach. Gdy brakowało nam powietrza delikatnie odsunęliśmy się od siebie. Otworzyłam oczy i przez chwilę widziałam... Marka. Potrząsnęłam głową i znowu zobaczyłam Tima. Jak zwykle się zaczerwieniłam i odwróciłam wzrok od uśmiechniętej twarzy czarodzieja. Potem poczułam się strasznie zmęczona więc przytuliłam się do Tima i zasnęłam.
~*~*~*~*~*~*~*~
Hej wam wszystkim!
Po pierwsze witajcie po dłuuuuugiej przerwie! Matko nie byłam tu od wakacji.
To znaczy byłam ale.... nie dodawałam rozdiału opowiadania głównego.
Po drugie dziękuję baaardzo wszystkim osobom czekajacym na nowy rozdiał... z tego co widzę codziennie ktoś wchodził :D Jest mi niezmiernie miło!
Mam nadzieję że się wam podoba.
nie wiem kiedy pojawi się kolejna część tego rozdziału. Nie dodałam całości bo jest on na prawdę długi.
Proszę zostaw po sobie ślad w postaci komentarza.... opinię czy coś ;P 
Pozdrawiam
Wasza
Lila <3


wtorek, 17 września 2013

Reklamówka

Szłam ulicą. Wokół pełno ludzi. Mógłby to być każdy. Ale ja dobrze wiedziałam do kogo należał ten wzrok. Odwróciłam głowę.... i nic. Nie widziałam ani jej ani jego. Ani ich wspólników. W lewym uchu słyszałam jak komisarz  Wolski mowi mi do ucha że teren niby chroniony, że mnie obserwują.... ale co z tego. I tak wezmą pieniadze i uciekną.
-Jestes blisko kosza. - taak koniec jest bliski. Jeszcze tylko kilak kroków. Już nawet widze ten zasrany pojemnik na smieci. Dzieliła mnie niewielka odległość.  Po drodze patrzyłam na wszystko. Chłonęłam wszystko wzrokiem. Kazdy szczegół budynku, każdą twarz, każde drzewo i nawet Tesco, które stoi po drugiej stronie.
No i jestem koło kosza. Podnoszee  drżącą rękę....drżącą bo się boje. Bo wiem że koniec jest już na wyciągnięcie ręki. W końcu wrzucam tą reklamówkę do kosza  i wiem że właśnie wyrzucam 15  milionow. Ta myśl wcale nie pomagała mi z odejściem z tego świata.  Gdy odwracałam się by spojrzeć ostatni raz na błękit nieba powiedziałam "dzięki Ci panie za te głupie życie" po sekundzie usłyszałam strzał. Był celny i precyzyjny bo  poczułam wielki ból w lewej części klatki piersiowej. Popatrzyłam na miejsce gdzie niby jest moje ostatkiem sił bijące serce. Moja biała koszula już zrobiła się cała krwisto czerwona. Teraz już wiem jak na prawdę wygląda ten kolor.Wogóle nie jest podobny  do mojej ukochanej czerwonej sukienki.  Zanim zasnęłam na zawsze słyszałam w lewym uchu mnóstwo krzyków, wokół mnie były strzały,  krzyki ludzi... no bo w koncu jest 15:30. Moje oczy powoli zaczęły sie zamykać. Zanim to nastąpiło moim oczom ukazała się ostatnia osoba którą chciałam tu widziec.
-Co ty tu robisz?! Uciekaj! - powiedziałam. To znaczy chcialam powiedzieć ale z moich ust wydobył się tylko niezrozumiały bełkot i krew.
-Spokojnie. Biorę kase i spadam. Dzieki za wszystko. Kocham Cię. .. Wybacz. Przepraszam...nie chcialam żeby to tak wyszło. Kocham Cię
-Ja Ciebię też- wybełkotałam. Ona wstała,  wyciągnęła z pomarańczowego pojemnika czarną reklamówkę,  włożyła ją do swojego czarno niebieskiego plecaka. Ostatni raz podeszła do mnie.
-Na prawdę przykro mi że chodnik jest twoją mogiłą. Przepraszam. Kocham Cię. Zobaczymy się za niedługo. - powiedziała moja przyjaciółka. Pocałowała mnie w policzek i wycelowała w moją głowę swój pistolet. Usłyszałam juz ostatni huk i popłynęłam na zawsze.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Heeej :)
W ramach przeprosin wymyśliłam taką opowiastke. To jest pierwsza część.  Nie wiem ile ich bedzie ale na 100% kiedys dodam kolejne czesci :) Tak jakoś sobie szlam ulicami po Katowicach i wpadło mi takie coś do głowy xD
Pozdrawiam z historii
Wasza
Lila <3

piątek, 9 sierpnia 2013

16, "On jest mój ty głupia dziewczyno - powiedziałam wariatka" - Ola vs. Ariss

Na pierwszej lekcji było jeszcze ok. Nie spóźniłyśmy się na WF i Zelda się nie wściekała. Świetnie się bawiłyśmy grając w zbijaka. Schody zaczęły się dopiero wtedy jak zdzwonił dzwonek na przerwę. Gdy w szatni zostałyśmy już tylko ja i Kiara usiadłam na ławce udając, że wiążę sznurówki.
-Chodź Ola bo się spóźnimy.
-Zaraz.
-Na co czekasz?
-Wiążę sznurówki. Nie widać?
-Przecież były zawiązane.
-Ale za mocno... Idź już. Ja Cię dogonię.
-Wszystko w porządku? -spytała niepewnie.
-Tak. To tylko sznurówki. Idź, idź.
-No dobra.-powiedziała i wyszła.
Jak ja bym chciała razem z nią wyjść i niczym się nie martwić.... marzenie ściętej głowy. Bałam się wyjść. Zawsze po WF-ie on czeka na mnie, a ja nie chcę go spotkać. O! I znowu o nim myślę. Wiem, że to dziecinada... ale nie potrafię nie myśleć o tym człowieku. Załamana usiadłam na ławce w szatni i spuściłam głowę w dół. Problemy i smutki wróciły. Niestety. Chyba po raz pierwszy chciałabym, żeby WF był na wszystkich lekcjach.
-Nie ma go.- z zamyślenia wyrwał mnie znajomy głos.
-Nie wiem o co Ci chodzi. odpowiedziałam i zaczęłam się zastanawiać. Bo w końcu nie wiem czy mam skakać z radości, że los mi sprzyja i spokojnie mogę dążyć do swojego głupiego celu (zapomnieć o nim), czy może załamać się, że tak się to skończyło. Ta druga opcja wydawała mi się o wiele lepsza.
-Wiem, że dobrze wiesz.-powiedziała Kiara siadając obok mnie.-Ola. Przecież nie będziesz go unikać
-Właśnie, że będę! To przeze mnie ma kłopoty Po co w ogóle on...- zadrżał mi głos i znowu. Dlaczego?! Dlaczego znowu się rozkleiłam?! Dlaczego to tak boli?! Tyle pytań, a na żadne nie znam odpowiedzi.
-Ola...- powiedziała delikatnie Kiara- spokojnie. To nie twoja wina. A co jeśli przyjdzie na lekcje ? Ty nie pójdziesz na zajęcia bo jest tam Mark? Pomyśl logicznie- na dźwięk jego imienia po moim ciele przebiegł niemiły dreszcz.
-Nie.... po prostu.... usiądę daleko. ...Kiara. Ja przepraszam...
-Zamknij się!- wrzasnęła bo już nie wytrzymała. Ja umilkłam natychmiastowo. -Przestań się użalać na d sobą! To jest nie do zniesienia. Ciągle się obwiniasz.... a Mark nie jest na Ciebie wcale zły. Ani trochę. Rozmawiałam z nim. Myślę, że ty też powinnaś to zrobić. Wyjaśnicie sobie wszystko. I ustalicie... jak będzie lepiej.
-Lepiej będzie jak go zostawię w spokoju.
-Ale ty tego nie potrafisz zrobić! Kobieto zrozum to! Ja widzę co się z tobą stało.
-Co się ze mną stało?- spytałam lekko zdezorientowana.
-Zakochałaś się! Dlaczego ty tego nie dostrzegasz.
-Nie prawda! Ja się nie zakochałam! Nigdy. I teraz też nie.
-Ale głupoty opowiadasz. Dlaczego nie chcesz uwierzyć w swoje szczęście i dopuścić do tego by nie było happy endu? Mówię Ci! Nie zmarnuj tej szansy bo innej może już nie być. Przemyśl to.- powiedziała i wyszła, bo jakieś 5 minut temu zadzwonił dzwonek na lekcję, na którą się nie wybieram. Wyszłam z szatni  i niewiele myśląc skierowałam się w stronę parapetu na korytarzu szkolnym.Usiadłam na nim i zaczęłam myśleć. Może jednak się zakochałam... i Kiara ma racje? Z jednym się zgodzę na pewno. Nie potrafię nie myśleć o tym człowieku. Ciągle siedzi mi w głowie. Ale żebym ja się zakochała? Dziwna sytuacja... bo ja nie wiem jak to jest.... to skąd mam mieć tą głupią pewność, że Kiara ma lub nie ma racji. Ale beznadzieja. No... i na takich bezsensownych rozmyślaniach minęło mi 40 minut. Miałam wielkie szczęście, że żaden nauczyciel mnie nie przyłapał. Gdy tylko zadzwonił dzwonek poszłam pod swoją szafkę i ją otworzyłam.
-Nie ładnie tak opuszczać lekcje.- przywitał mnie dziś już po raz kolejny głos przyjaciółki.
- Od czasu do czasu można sobie powagarować.- powiedziałam nie wzruszonym głosem. Nie robiąc sobie nic z niezadowolonego głosu koleżanki pakowałam książki na kolejne lekcje.
-To do Ciebie nie podobne.
-Świat się zmienia kochana.
-Ola! Ogarnij się. Denerwujesz mnie od samego rana. Wybierasz się może na kolejne lekcje czy też zamierzasz sobie powagarować?
-A myślisz, że po co pakuję książki na historię?
-Nie boisz się, że spotkasz Marka?
-Nie.
-Dlaczego?
-Bo go nie ma w szkole.- odpowiedział głos pewnej dziewczyny.
*******
W małym domu na obrzeżach miasteczka Golden spał sobie chłopak o zielonych oczach. Obudziło go rytmiczne stukanie o okno. Otworzył jedno oko i ujrzał za szybą wielką ulewę. Nastolatek usiadł na łóżku i zaczął myśleć. "A może to był tylko głupi koszmar i tak na prawdę dziś będzie normalnie." Miał wielką nadzieję, że to tylko sen.... ale coś... jakiś głos w głowie podpowiadał mu..., że to jednak zdarzyło się na prawdę. Jego rozmyślania przerwało ciche pukanie do drzwi.
-Proszę! - zawołał, a w drzwiach ukazała się mała Blue ubrana w mundurek podstawówki ( chodzi na -3 poziom, co oznacza, że ma 10 lat)
-Tatuś Cię woła.- powiedziała i zamknęła drzwi.
Jak chłopak patrzył na siostrę ... wiedział , że coś jest nie tak. Miała duże przestraszone oczy, a twarz była za poważna i pozbawiona jakichkolwiek rumieńców. Czyżby tata znów się kłócił? Wizyta wiewiórki jeszcze bardziej przekonała go, że wczorajsza awantura nie była snem. Mark szybko poszedł do łazienki, wziął orzeźwiający prysznic, umył zęby i ubrał na siebie zielony t-shirt i jeansy. Spojrzał za okno ( widok szarego nieba i ulewy wcale nie poprawił mu humoru) i otworzył drzwi. Od razu usłyszał krzyki Andree. "Jejku.... to, że jest na mnie zły nie oznacza, że musi się wyładowywać na wszystkich domownikach." pomyślał przygnębiony Mark. Powoli zszedł po schodach i gdy tylko tata go zobaczył zawołał ironicznie:
-Nasz śpiący królewicz się obudził?!- zawołał głośno. Trochę zbyt głośno.
-Jestem tu tato i nie musisz krzyczeć. Tak obudziłem się.
-Będziesz dziś sprzątać strych... a jutro piwnicę.
-A szkoła?
-O 16:30 przyjdzie Ariss i da Ci notatki. Potem się będziesz uczył do 20:00. Gdy Cię zawołam zejdziesz na dół na kolację.
-Będzie ktoś ze mną w domu?
-Tak. Meaki. Załatwiłem Ci wolne w podstawówce kochanie.- powiedział do żony.
-A kto mnie zastąpi? Przecież oni mają za kilka tygodni test kończący podstawówkę.
-Pani Roserse. No... Masz go nie wypuszczać z domu- ostatnie zdanie powiedział szeptem do Meaki.
-Chodź Blue.- powiedział do córki, chwycił ją za rękę i wyszedł.
Po 5 minutach Meaki spytała się syna 
-Co chcesz na śniadanie?
-Jajecznicę.
-Nie ma jajek...
-To coś innego.
-Pójdziesz do sklepu.
-Ale tata zakazał.
-Ale Andree nie musi o niczym wiedzieć.
-Mamo... muszę iść do szkoły porozmawiać z dziewczynami.
-Oczywiście, że musisz. Dlatego ubierasz kurtkę i idziesz.
-Dziękuję Ci!- zawołał i przytulił mamę.
-Tylko nie wróć za późno.
-O.k.
********
-Ariss.... możesz nie wtrącać się  w nie swoje sprawy?- zapytała poddenerwowana Kiara.
-Nie swoje sprawy, tak?
-Tak... Powiedz mi.... gdzie wczoraj byłaś? Czemu nie było cię w szkole?- spytała ją patrząc jej prosto w oczy.... z wyrazem twarzy godnym wściekłego gangstera.
-A co? Stęskniłaś się? Jak to powiedziałaś? Aha. Nie twoja sprawa.
-Coś ty zrobiła Markowi. Wiesz, że zrujnowałaś mu życie? Tego chciałaś?
-Ja? Nieee... Ja mu tylko pomogłam. To TY mu zrujnowałaś  życie. To TWOJA wina. -wrzasnęła wskazując na mnie palcem. Do tej pory stałam cicho i przyglądałam się całej tej akcji... ale teraz czułam, że jestem coraz bardziej wściekła.
-On jest mój ty głupia dziewczyno!- "powiedziała wariatka"- te dwa słowa od razu przyszły mi do głowy i na moich ustach na chwilkę zagościł malutki uśmiech.
-Śmieszy Cię to? On jest mój i tylko mój! Zrozumiałaś?!
-On jest niczyją własnością. Nie jest mój ani twój.
-Dobre żarty! Jak mogłaś mi go zabrać z przed nosa!- chwyciła mnie za moją koszulkę i przyciągnęła mnie do siebie.
-Mówiłam, że Cię zniszczę- szepnęła mi do ucha i odrzuciła mnie najmocniej jak się da. Ja przewróciłam się, ale nic mi się nie stało. Wściekła wstałam i podeszłam do niej.
-Jesteś wredną szują, która nie potrafi uszanować drugiego człowieka- wykrzyczałam jej prosto w twarz. Na której zagościł kpiący uśmieszek.
-Tylko na tyle Cię stać?- spytała i potem.... już się nie kontrolowałam. Wymierzyłam jej siarczysty policzek. Zaskoczona Ariss chwyciła się za twarz gdzie został czerwony ślad mojej dłoni.
-Już ja Ci pokarzę !- zaczęła się do mnie zbliżać z pazurami jak kocica, ale natrafiła na przeszkodę. Tą przeszkodą był nie kto inny jak Mark w swej własnej osobie. Byłam w szoku. Ariss z resztą też. Była tak zaskoczona, że na początku nie potrafiła się wysłowić.
-Ale... Ale....Ale.... Ale jak to?! Przecież tobie nie można wychodzić z domu! Ja mam do Ciebie przyjść z lekcjami.... Co ty tu robisz?!
-A skąd to wiesz- odezwała się w końcu Kiara zaskoczona zwrotem akcji. Podeszła do mnie i chwyciła mnie za rękę. 
-Zamknij się idiotko. Mark. Powiem wszystko ojcu jeśli zaraz stąd nie pójdziesz!
-Nie obrażaj moich przyjaciół.... i wiesz? Jeśli chcesz to idź do niego. Naskarż i nigdy więcej mi się nie pokazuj na oczy!
-Nie Mark. Nie chcę byś tyle cierpiał z powodu tej gówniary. Widzisz ile zła Ci zrobiła?
-Nie Ariss. To ty mi to wszystko zrobiłaś. Szczerze Cię nienawidzę. Wiesz co mam prośbę.
-Dla Ciebie wszystko skarbie.
-Odwal się ode mnie i moich przyjaciół.
-Wszystko oprócz tego. Maaaark. Też mam prośbę. Przesuń się  bym mogła jej wydrapać oczy!- powiedziała i już miała go minąć kiedy wszyscy usłyszeli głos pana Lunichia. (stary sprzątacz szkoły)
-So tu sie dsieje? So to ma snasyć? Rosejść sie. Jus! 
Gdy doszedł do nas ujrzał dziwną scenę. Dwie dziewczyny trzymają się za ręce, przed nimi stoi wysoki chłopak trzymający za nadgarstki wyrywającą się blondynkę.
-Panno Lars. Prose powiedsiedż so sie tu dsiało?
-Ariss wściekłą się na Olę, a Mark prubuje ją uspokoić.
-A o so sie wściekła?
-Proszę Pana ! To nie tak.!- Zawołała Ariss.
-Sicho Panno Logh.
-Nie wiadomo o co. Po prostu zaczęła krzyczeć.- dokończyła swoją opowieść Kiara.
-Sobrze Panno Logh. Pszemyslisz swoje sachowanie w godsinnej kosie po leksjach.
-Nienawidzę Cię !- powiedziała przez zęby w moją stronę i odeszła.
Po tym całym zamieszaniu byłam strasznie skołowana. Nawet nie zauważyłem kiedy Kiara sobie poszła, a Mark zaczął mnie przytulać. Ja automatycznie odwzajemniłam gest. O tak. Tego mi brakowało. Ogólnie...., to tego człowieka mi brakowało. Ale takie rzeczy wcale nie pomogą mi o nim zapomnieć.  Gdy zdrowy rozsądek powrócił oderwałam się od niego i spojrzałam mu w oczy, które są na prawdę piękne. Wtym momencie mówiły wszystko. Radość, smutek, zakłopotanie i tęsknota? Chyba...
-Mark...
-Cii... powiedział kładąc mi palec na usta. Zbliżył swoją twarz do mojej tak, że dzieliły nas milimetry. Zamknęłam oczy czekając na dalszy rozwój wypadku.... ale mój głupi rozsądek jak zwykle wrócił. I uważam, że teraz mógł by nie wracać.Otworzyłam gwałtownie oczy i odskoczyłam od niego jak oparzona. Nie wierzę! Ciągle w mojej głowie były te dwa słowa. "Nie wierzę!" Prawie się pocałowaliśmy! Na szczęście nikt tego nie widział. 
-Mark. Przepraszam Cię.... ale nie możemy. Nie możemy anie tego ani się przyjaźnić. Tak będzie lepiej. Przykro mi.
-Może dla mnie w pewnym sensie tak.... ale z drugiej strony.... nie.! A i dla Ciebie to też nie jest lepiej.
-Trudno. Kichać na mnie. Ty jesteś ważniejszy. Posłuchaj... Musisz teraz wracać do domu bo będziesz mieć jeszcze większe kłopoty przeze mnie. Znowu.
-Mama wie, że tu jestem.
-Ale tata nie. I lepiej by było jakby się nie dowiedział. Idź Mark.... Idź do domu.
-Ale Ola. Musisz mnie posłuchać. Możemy się przyjaźnić. Coś wymyślimy. Zobaczysz. Będzie dobrze- na te słowa zaśmiałam się.
-Oj Mark.... Trzeba żyć realiami. Jeśli będziesz w moim towarzystwie to nic nie będzie dobrze. Nie ma co się oszukiwać.
-Ale...
-Cii...- teraz ja przyłożyłam palec do jego ust. Zbliżyłam głowę do jego policzka i lekko pocałowałam.
-Wybacz...- powiedziałam ocierając pierwszą łzę. Odwróciłam się i poszłam w kierunku klasy na historię. Jednak tam nie doszłam. Po drodze wstąpiłam do toalety. Tam też zostałam na resztę lekcji. Co się ze mną dzieje? Rzeczywiście to do mnie nie pasowało.... kiedyś. A teraz? Myślę, że trochę się zmieniłam.
Do łazienki przychodziła na każdej przerwie Kiara. Raz nawet widziałam w drzwiach Ariss. Ale gdy tylko mnie ujrzała odwróciła się i wyszła z toalety pokazując mi środkowy palec na pożegnanie. Od Kiary dowiedziałam się, że Mark wrócił do domu. Ten fakt ucieszył mnie bardzo. A co ja robiłam w łazience przez 3 godziny lekcyjne? Słuchałam muzyki, poprawiałam makijaż i fryzurę, czytałam i sprzątałam w torbie. Nareszcie był na to czas. Wywaliłam wszystko na podłogę i zaczęłam sortować książki na jeną kupkę, śmieci do kosza, a inne potrzebne rzeczy na inną kupkę. Zajrzałam też do piórnika. Był tam jakiś papierek. Już miałam go wyrzucić ale pomyślałam, że zajrzę co tam pisze. Rozwinęłam go i przeczytałam  "Akweny czekolady. Tim." Wtedy przypomniałam sobie o blondynie. Zapraszał mnie do hotelu jak skończę lekcje. Hmmmmm...... dlaczego nie? Tak. Pójdę do niego. No i gdy zadzwonił dzwonek ma rozszerzenia ja wzięłam kurtkę i wyszłam ze szkoły.
~*~*~*~*~*~*~
Hej!
Tak! Wyrobiłam się!
Mówiłam Klaudia że zdążę przed 14:00? ;D
Co do rozdziału.... podoba mi się. Mam nadzieje, że długość jest zadawalająca xD
Jutro wyjeżdżam na dwa tygodnie.... więc w sobote przyszłego tygodnia nie będzie rozdziału :(
Jeszcze jedna sprawa mnie trapi.........KOMENTARZE
Mam nadzieję, że pod tym rozdziałem będzie więcej niż 2:P
Pozdrawiam
Lila <3
P.S. 
Rozdział dedykuję  Klaudi i Black :)

środa, 24 lipca 2013

15. "On jest mój ty głupia dziewczyno!"-powiedziała wariatka - Poranek z zagadką

Jak się obudziłam to na początku nie ogarniałam gdzie się znajduję. Dopiero później moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności i zorientowałam się, że jestem w sypialni mamy. Delikatnie wstałam i wróciłam do swojego pokoju. Spojrzałam na zegarek, który pokazywał 6:45. Odsłoniłam rolety i moim oczom ukazał się deszcz. Nie! To była ulewa! Postanowiłam otworzyć okno. Do pomieszczenia wleciał przepiękny zapach. Uwielbiam woń deszczu. Jest taki świeży i orzeźwiający. Po jakimś czasie, gdy już się nawdychałam, wykonałam poranną toaletę. Później ubrałam jasne jeansy i białą bluzkę z czarnym kotem. Na mojej twarzy pojawił się delikatny makijaż, a w uszach zabłyszczały złote kolczyki od babci. A właśnie! A propo babci. Dawno u niej nie byłam. \przydałoby się ją odwiedzić.
Gdy wyszłam z łazienki było 5 po siódmej. Zeszłam na dół i trochę się zdziwiłam bo Ziree jeszcze nie wstała. Spojrzałam na grafik jej pracy i puknęłam się w czoło. Rzeczywiście dzisiaj nie musi  tak wcześnie wstawać bo ma na popołudnie.
-No trudno. Trzeba samemu sobie zrobić śniadanie.- powiedziałam do siebie. Gdy kończyłam robić jajecznice podbiegła do mnie Sisi.
-Cześć piesku! Co tam? Chcesz coś zjeść?- zapytałam i zaśmiałam się w myślach, że mówię do pieska jak do człowieka.
-Chętnie!- odpowiedział głosik. Zdumiona popatrzyłam w stronę pupila.
-CO?- wrzasnęłam najgłośniej jak potrafiłam.
-Nic. Mówiłam tylko, że chętnie coś bym zjadła. Podasz mi chrupki?- odpowiedział głosik. A raczej Sisi. Bo tak mi się przynajmniej zdawało.
-Od kiedy ty mówisz?
-Tak dokładnie toooo... od urodzenia.- odpowiedział piesek i zaśmiał się.
-Kiedyś to ja słyszałam jak szczekasz, a nie mówisz.- powiedziałam jeszcze bardziej przekonana, że właśnie rozmawiam z Sisi.
-No bo Cię wyznaczyłam jakoś kilka dni temu.
-Co to znaczy "wyznaczyłam"?- i w tym momencie do kuchni weszła Ziree.
-Co to za krzyki? I z kim rozmawiasz.... i dlaczego Sisi ciągle szczeka.
-Oh. Przepraszam, że Cię obudziłam, ale coś mnie bardzo zdziwiło. Prawda Sisi?
-Tak- odpowiedział piesek.
-Widzisz?! To mnie właśnie zdziwiło.
-Co?- spytała zdezorientowana mama.
-No to, że Sisi mówi.- powiedziałam i poczułam jak ciągnie mnie za spodnie.
-A co w tym dziwnego, że Sisi szczeka?
-Ale przecież Ona mówi w ludzkim języku!- i tu pojawiła się bezcenna mina mojej mamy wyrażająca wszystkie emocje jakie przeleciały przez jej  głowę. "oszalała", "ma schizy", "lunatykuje?", "uderzyła się w głowę".
-Skarbie wszystko w porządku?
-Czyli ty tego nie słyszysz?
-Czego?
-Eeee... nie ważne.- usiadłam przy stoliku i wpadłam na świetny pomysł by wyjść z tej sytuacji z twarzą. - Wiesz co mamusiu?
-Chmmm...?
-To tylko sen-Tylko sen.- powtórzyła.
-Tak. Tylko sen. Więc idź i śnij dalej.
-Śnij dalej...- powiedziała i poszła na górę do swojej sypialni. Gdy usłyszałam trzask drzwi... załamałam się.
Tak bardzo bym chciała żeby to był sen, ale żadne szczypanie mi nie pomagało. Do głowy przychodziły mi dwie odpowiedzi. Albo oszalałam i mam schiz, albo... no właśnie. Albo co? Talent, moc? Nie wierzę. Muszę o tym porozmawiać z Kiarą. Miejmy nadzieję, że nie weźmie mnie za wariatkę tak jak mama.
Spojrzałam na zegarek. Tsa... jest 7:30. Muszę już iść bo się spóźnię, a Zelda- nauczycielka WF-u tego nie toleruje. Mówiąc nie toleruje mam na myśli, że za każde spóźnienie trzeba robić jakieś ciężkie ćwiczenia dodatkowo.
Ubrałam kurtkę i wyszłam. Poczułam mokry i zimny deszcz, który moczy mi twarz i włosy... Właśnie! Zapomniałam opaski. No i się wróciłam. Pobiegłam na górę, chwyciłam białą plastikową opaskę i włożyłam na głowę. "Tak lepiej"-pomyślałam i zeszłam na dół. Po raz kolejny wyszłam z domu. Po drodze spotkałam Kiarę i razem poszłyśmy do szkoły... jednak nie wspomniałam jej ani słowa o porannym incydencie.
~*~*~*~*~*~*~*~*~
Hej Wam!
Przepraszam, że krótki.... no ale to jest poranek... zawsze ma takie małe rozmiary bo tam się dzieje tylko troszke ;D
Mam nadzieję, że wam się podoba ten rozdział i troszkę rozjaśnia wątek o "tajemniczym głosiku" :P
Rozdział dedykuje Black z bloga http://fred-weasley-carmen-black.blogspot.com/
Który również wam polecam bo jest genialny! :D
Tak więc mam jeszcze komunikat, że raczej nie dodam w sobote rozdziału bo jadę nad morze z przyjaciółką :D
Tak... donapisania za tydzień!
Pozdrawiam...
Lila <3
P.S.
Zapraszam do komentowania. Bardzo mnie cieszą :P

wtorek, 23 lipca 2013

Miniaturka Harry Potter

Pewnego marcowego ranka Hermiona pakowała książki do swojej starej torby. Była już po śniadaniu i za 10 minut będą zaczynać się zajęcia. Dziewczyna spojrzała na swój plan lekcji. Pierwsze są eliksiry z ślizgonami. Pierwsza myśl jaka przyszła jej do głowy brzmiała "O nie! Dlaczego muszę oglądać twarz tego nietoperza z samego rana?!". Spodziewała się kłopotów. Gdy Miona spakowała wszystkie prace domowe i książki ( a było ich bardzo dużo) zostało jej 5 minut do lekcji, więc powolnym krokiem ruszyła w stronę lochów. Oczywiście nie obyło się bez długiego czekania na schody, którym akurat w tym momencie zachciało się ruszać. Gdy gryfonka była niedaleko wielkiej sali zadzwonił dzwon oznajmujący początek zajęć. Zdenerwowana dziewczyna zaczęła biec. Byle tylko się nie spóźnić Gdy dochodziła do lochów ktoś chwycił ją w pasie i wciągnął do starej i pustej klasy. Przestraszona Miona gdy tylko została puszczona zaczęła się cofać. Gdy jej plecy dotknęły zimnej ściany serce zaczęło jej szybciej bić. Spojrzała się w kierunku porywacza. Było ciemno więc nie widziała jego lub jej twarzy.
-Kim jesteś i czego chcesz?- powiedziała lekko drżącym głosem z nadmiaru emocji. Przeciwnik, bo był to mężczyzna, zaśmiał się cicho.
-Nie poznajesz mnie? To ja. Wiktor.- po tych słowach gryfonka usłyszała ciche lumos i ujrzała barczystego chłopaka bardzo blisko siebie. Chwycił ją za nadgarstki i powoli zbliżył swoją twarz do jej. Był niebezpiecznie blisko. No i tak jak się spodziewała Krum zbliżył się jeszcze bardziej i pocałował ją. Krótko, ale stanowczo.
-Wiktor! Jak ja dawno Ciebie nie widziałam. Słuchaj... bo ja mam teraz eliksiry i muszę iść. Możemy się spotkać po moich zajęciach?- spytała dziewczyna ciągle drżącym głosem.
-To ja wymykam się z Durmstrongu żeby się z tobą spotkać, a ty chcesz mnie zostawić? Najwidoczniej w ogóle nie tęsknisz za swoim chłopakiem.
-Wiktor! Nie mów tak! Tęsknię za tobą, ale muszę iść na lekcje. Snape na 100% odejmie nam punkty jeżeli jeszcze chwilę tu zostanę.- już chciała iść w stronę drzwi, ale on jej nie puszczał. Hermiona widziała niezadowoloną twarz swojego chłopaka więc powiedziała - kocham Cię i każdego wieczoru myślę o tobie... ale teraz muszę iść- i gdy to powiedziała odwróciła głowę w inną stronę. Nienawidzi kłamać. Jednak w tej sprawie musi to robić. Nie chce go zranić.... i boi się jego reakcji. Tak na prawdę to wcale go nie kocha, a boi się go. Przeraża ją ta jego brutalność i siła, którą wykorzystuje w każdym momencie. Nigdy nie zapomni jak ją spoliczkował za to, że nie pozwoliła mu się do niej dobierać.
-Miona! Kochanie ty moje. Co się z tobą dzieje. Nie piszesz do mnie w ogóle... nie wiem co mam myśleć.
-Przepraszam. Nie miałam czasu.- powiedziała ze spuszczoną głową w dół.
-A na co miałaś czas? Na obściskiwanie się z innym?- powiedział i mocniej chwycił jej nadgarstki. Prawie je miażdżył.
-Ałć! To boli. Puszczaj.- zaczęła się wyrywać.
-Nie! Posłuchaj mnie ty szlamo! Ja wiem wszystko! Ty mnie nie kochasz. Znalazłaś sobie innego i mnie zdradzasz i wykorzystujesz! Jesteś okropną szmatą! Zrywam z tobą. Nie spodziewałem się, że jesteś taka dwulicowa.- Spoliczkował ją, by następnie brutalnie pocałować.
-Żegnaj Hermiono.- powiedział i wyszedł zostawiając ją samą. "Czyli tak to się potoczyło" myślała gryfonka. W sumie... wszystkie przykre słowa spłynęły po niej jak deszcz po rynnie. W ogóle jej to nie zabolało. Poczuła ulgę. Z jednej strony cieszyła się, że już z nim nie jest... ale z drugiej... szkoda, że ma o niej takie zdanie." Trudno. Będzie musiał żyć w kłamstwie." Jej przemyślenia przerwał dzwon oznajmujący koniec pierwszej lekcji. Gryfonka poprawiła swojego kucyka i wyszła z pustej sali. Szczęśliwym trafem wpadła na swoich przyjaciół.
-Gdzieś ty była?- zawołał Ron.
-Martwiliśmy się o Ciebie- dopowiedział Harry.
-Może jakieś cześć na początek? No więc tak - "nie zaczyna się od więc" zbeształa się sama siebie w myślach- coś... a raczej ktoś mnie zatrzymał. Muszę wam coś powiedzieć. Zerwałam z Krumem.
-Nareszcie!- zawołali chłopcy równocześnie co bardzo zdziwiło gryfonkę. Zatrzymała się gwałtownie i już miała mówić "co to ma znaczyć" gdy ktoś, kto szedł za nimi, wpadł na nią. Tym kimś był Draco Malfoy cały uhahany... nie wiadomo dlaczego. Tak jak mówiłam Draco wpadł na zaskoczoną dziewczynę. Większym zdziwieniem dla Hermiony było to, że zamiast zacząć wyzywać ją od szlam... on tylko się uśmiechnął. Zaraz, zaraz! Od kiedy Draco Malfoy się uśmiecha???? I to jeszcze do niej? No tak... Zmienił się. Tak przynajmniej twierdzi Harry. Gdy Miona sobie myślała, ślizgon wymienił kilka słów z Potterem i poszedł w swoją stronę. Z zamyślenia wyrwał ją głos wybrańca.
-Wszystko ok?
-Tak, tak. Co robiliście na eliksirach?
-Mieliśmy uwarzyć wywar żywej śmierci. Oczywiście blond Fretka razem z Zabinim najlepiej go uwarzyli i najszybciej za co dostali 20 punktów. - powiedział Ron. Po krótkiej chwili ciszy Harry i Ron wybuchnęli niepohamowanym śmiechem.
-Co was tak bawi? Mam coś na twarzy?- spytała zdezorientowana Miona.
-Nie...-powiedział Harry i dalej się śmiał- wspomnienia wracają <śmiech> Draco jako fretka wyglądał prześlicznie <śmiech>
-Mógł go już tak zostawić.- powiedział Ron na koniec.
-No dobraaa...chłopaki! Przestańcie się już śmiać. Pewnie byłoby to dla niego to jest wkurzające gdyby usłyszał.- powiedziała i ugryzła się w język. Co ją podkusiło żeby to powiedzieć?
-A co ty tak go bronisz?- spytał Rudy.
-Po prostu...- zawahała się- po prostu tak uważam Ron. Nie było by Ci raczej miło gdybym ciągle wypominała jak wyglądałeś na balu bożonarodzeniowym. - zachichotała gdy zobaczyła jak radosna wyraz rudzielca momentalnie się zmienia.
Gdy trójka przyjaciół doszła pod klasę od transmutacji Harry spytał się swojej koleżanki.
-Hermino?
-Tak?
-Co byś powiedziała na lekcję latania na miotle?- spytał bliznowaty.
-CO?! Wiesz przecież, że nie lubię tego. Co ci w ogóle strzeliło do głowy?- obruszyła się.
-A nic. Tak się pytam... to  może gdzieś razem wyskoczymy? Skoro jesteś wolna to nikt nie będzie już zazdrosny, że jestem z tobą sam na sam.- to ostatnie zdanie powiedział jej na ucho. Twarz Rona stała się takiego samego koloru co jego włosy.
-Harry.... nie wiem czy to dobry pomysł.
-O.k Jeśli nie chcesz to zrozumiem.
-Ale się nie obrazisz jak Cormac kiedyś tam?
-Nie no co ty! Jesteśmy przyjaciółmi i tak może zostać.- trochę spochmurniał ale starał się tego nie okazywać.
-To może ze mną wyskoczysz?- spytał z nadzieją Weasley.
-Ron... byliśmy ze sobą razem i nie wyszło. Jesteśmy przyjaciółmi! A ty Harry... proponuję Ci zabrać się za Ginny. Ona Cię kocha! Ty też! Wiem to!
-Dzięki. Jesteś najlepszą przyjaciółką na świecie.- zaśmiał się i przytulił ją do siebie. -RON!-Wrzasnął po jakiejś chwili.
-Co.- odpowiedział znudzonym tonem głosu.
-Mam złoty znicz!
-Jak to? Skąd? - ożywił się.
-Znalazłem w szatni za koszem na śmieci. Ma złamane skrzydełko, ale może kiedyś go naprawię.
No i tak... Lekcje mijały, na przerwach Hermiona rozmawiała z przyjaciółmi, czytała książki, ale po jej głowie chodziła jedna myśl. Draco się do niej uśmiechnął. A był to jeden z piękniejszych uśmiechów jaki widziała.
Gdy dzwon zadzwonił trzy razy znaczyło to, że czas na obiad. W wielkiej sali już czekał na nich dyrektor- Albus Dumbledor i inni nauczyciele. Gdy mężczyzna z długą brodą klasnął w dłonie na stołach pojawiły się różne potrawy. Miona na obiad nałożyła sobie kotleta devolay, purre ziemniaczane i marchewkę z jabłkiem. Na deser planowała zjeść budyń czekoladowy. Podczas posiłku gryfonka co chwilę spoglądała na stół ślizgonów. A tak dokładnie patrzyła się na Dracona Malfoya, który również patrzył się na nią. Po pewnym czasie, gdy uczniowie zaczynali jeść swoje desery, do wielkiej sali wbiegł Filch. Upadł na podłogę i zawołał:
-Śmierciożercy są na błoniach!
W sali zapanował szum i harmider. Dyrektor wstał i zawołał:
-SPOKÓJ! Wszyscy zostańcie w tej sali i nie obawiajcie się niczego. Zostaniecie tu pod opieką Hagrida. My zaś pójdziemy "dowiedzieć się o co chodzi"- po tych słowach wszyscy nauczyciele opuścili to pomieszczenie. Nastała głucha cisza. Po chwili dało się usłyszeć jakieś chrapanie. To Hagrid zasnął bo za dużo wypił kremowego piwa, które tak na niego działa. W sali jak za odjęciem ręki nastał znowu szum, bo każdy rozmawiał ze sobą i robił to coraz głośniej by przekrzyczeć swoich sąsiadów. Tylko Hermiona nie rozmawiała. Martwiła się czego śmierciożercy szukają w hogwarcie po upadku Voldemorta?
-Boisz się?- spytał Malfoy, który nie wiadomo  jak i kiedy pojawił się obok niej.
-Malfoy! Co ty tu robisz? I nie! Nie boję się. A co? Martwisz się o mnie?
- Tak jakby.
-Niby czemu
-Nie wiem...- odpowiedział szczerze i zaśmiał się. Usiadł koło niej. Mionę trochę zdziwiło zachowanie ślizgona. Był... miły. To do niego nie pasowało. Nie dla niej! Ta tajemniczość bardzo zaintrygowała ją.
-Grenger...
-Co?
-Słyszałem, że zerwałeś z Krumem.
-No nie... ty tez już to wiesz? Jakim cudem?
-Normalnym.
-A co w związku z tym, że z nim zerwałam?
-Umówisz się ze mną?- Hermiona z wrażenia otwarła usta, by potem je zamknąć. Nie potrafiła nic powiedzieć.
-Żartujesz!
-Nie pytam serio.
-Żartujesz! Nie wieżę ci!
-Jak mam Ci udowodnić, że mówię prawdę?
-Nie wiem. Po prostu nie mogę... nie potrafię w to uwierzyć.
-To uwierz! Wiara czyni cuda.- zaśmiał się po raz kolejny tym swoim pięknym śmiechem.
-Muszę się zastanowić.- i odwróciła głowę w inną stronę. Zaczęła myśleć. "Merlinie! Zerwałam z Krumem dziś rano, a już trzecia osoba chce się ze mną umówić... ale randka z Draco była by ciekawym doświadczeniem."
-Grenger...
-Co znowu jeszcze się .... AAAAAAAAAAAAAAA!- wrzasnęła kiedy Draco rzucił w nią makaronem z miski, która stała obok.
-Malfoy! Ty wredna świnio!- zawołała co on skwitował tylko śmiechem. Dziewczyna żuciła w niego makaronem z tej samej miski. Niestety nie trafiła w niego tylko w kogoś z Ravenclavu. Ta osoba zaś rzuciła kurczakiem w kogoś z Gryfindoru, a ten ktoś z domu lwa rzucił w jakiegoś puchona, który ze zdenerwowania wylał szklankę soku dyniowego na dziewczynę z Slytherinu. I tak w oto ten sposób w wielkiej sali rozpoczęła się wielka bitwa na jedzenie. A Hagrid oczywiście sobie smacznie spał.
Po 25 minutach zabawę przerwało otwarcie się drzwi. Do pomieszczenia weszło całe grono pedagogiczne. Doznali wielkiego szoku widząc bardzo wielki bałagan.
-Kto to zrobił proszę wstać.- zawołał dyrektor. Nie miał gniewnego tonu głosu. Raczej starał się nie wybuchnąć śmiechem i nie powiedzieć " czemu to się działo beze mnie"
-Ja- powiedział Draco i wstał. Hermiona też czuła się winna więc dołączyła do niego z słowami
-I ja.
- W takim razie Pan Malfoy i Panna Grenger to posprzątają- wskazał palcem całą wielką salę.- A teraz proszę się rozejść.
I tak Dumbledor zabrał im różdżki z słowami "Jak skończycie zgłoście się do mnie do gabinetu. Hasło to musy świstusy". Wszyscy uczniowie gapiąc się na sprawców jedzeniowej bitwy opuścili pomieszczenie. Gdy w sali został tylko Draco i Hermiona przyszły skrzaty i dały im gąbki, miotły, mopy i wiaderka.
-Musisz poćwiczyć nad celem, Grenger.- powiedział Draco gdy zaczęli pracować.
- To nie moja wina, że tobie zachciało się we mnie rzucać!- zawołała i zaczęła się śmiać bo Draco był cały w pianie.
-Tak cię to bawi? Poczekaj! Ty też tak będziesz wyglądać!- i zaczął ją gonić po całym pomieszczeniu z wiadrem pełnym piany.
Resztę pięć godzin gryfonka ze ślizgonem sprzątali w mokrych od piany i brudnych od jedzenia ubraniach. Ale nie żałowali. Mile spędzili czas w swoim towarzystwie. Na koniec Hermiona zgodziła się na randkę co blondyn przyjął z niemałym zaskoczeniem. Pożegnali się pod portretem grubej damy, bo Draco uparł się, że musi ją odprowadzić. Oczywiście zapomnieli o różdżkach i rano zderzyli się pod posągiem pilnującym gabinet dyrektora.
Po randce, między Hermioną a Draconem powstało coś na kształt miłości.
Ostatniego wieczoru w hogwarcie... bo byli w ostatniej klasie... Miona siedziała ze swoim chłopakiem pod drzewem i oglądali piękny zachód słońca. Do głowy dziewczyny wpadło głupie pytanie.
-Draco?
-Tak?- objął ją ramieniem.
-Pamiętasz tą bite na jedzenie co była kilka miesięcy temu?
-Tak.
-Kto zwyciężył?- Draco zaśmiał się i odpowiedział:
-Oczywiście, że ja! I otrzymałem przepiękną nagrodę- i pocałował czule Hermionę w usta.
~*~*~*~*~*~*~
Hej!
Witam was wszystkich :P
Mam nadzieję, że urodzinowa miniaturka przypadła wam do gustu xD
Nie wiem czy dzisiaj dodam rozdział głównego opowiadania....
Postaram się ;D
Dziękuję wam bardzo za ponad 3000 wejść *-*
Dzięki!
Wspaniały prezent :P
No to ....
Mam nadzieję, że się podoba...
komentarze nie gryzą xD
Pozdrawiam 
Lila <3

piątek, 12 lipca 2013

środa, 10 lipca 2013

14. Wredna dziewczyna - Kłótnie...

Przez alejki parku szedł Mark z Kiarą i rozmawiali.
-Jak myślisz... Dlaczego Ola uciekła?
-Nie mam pojęcia, ale obawiam się, że dzisiejsze wydarzenia mocno nadszarpnęły naszą znajomość.
-Też tak myślę. Ale czekaj... nie rozumiem. Ola jest na mnie o coś zła?
-Czemu tak myślisz?
-No nie wiem... jeżeli tak to nie wiem dlaczego. To ja powinienem być zły na nią, że przez nią będę mieć w domu kłopoty.
-A nie jesteś? Przecież wiesz do czego Ariss jest zdolna.
-Wiem, wiem... ale widzisz. Zaczynając z wami gadać wiedziałem co robię i jakie będą tego być może skutki uboczne.
-To dlaczego to zrobiłeś?
-Już Ci mówiłem.
-Kłamałeś.
-Nieprawda.
-Kłamałeś jak z nut. Takie kity to możesz wciskać Ariss, a nie mnie. Ja dobrze wiem czemu to zacząłeś.- powiedziała Kiara i zatrzymała się. Mark dopiero po chwili zorientował się, że koło niego nikt nie idzie więc zrobił to samo i odwrócił się w jej stronę.
-To po co pytasz skoro wiesz?- powiedział twardo i wyraźnie Mark.
-Bo chcę usłyszeć to z twoich ust i być w 100% pewna, że mam rację.
-Trudno. Będziesz musiała żyć w tej niepewności bo ja Ci teraz tego nie mam zamiaru mówić.- odwrócił się na pięcie i już miał iść dalej gdy nagle coś twardego uderzyło go w głowę. Okazało się, że była to gałązka, którą Kiara uniosła swoją mocą.
-Ałć! Za co to?
-Bo nie chcesz mi powiedzieć i się ode mnie odwróciłeś gdy Ja jeszcze nie skończyłam do Ciebie mówić.- Po tych słowach zrezygnowany Mark usiadł na ławce i poklepał miejsce obok siebie by Kiara usiadła koło niego. Ona zadowolona, że dopięła swego wykonała jego prośbę.
-No to słucham.- Nastała cisza.
-Ja...-zająknął się- Mi...- nie potrafił nic powiedzieć.
-No wykrztuś To z siebie!
-Mi się Ola podoba!- powiedział na jednym tchu.
-Brawo! Nareszcie to powiedziałeś!- zaśmiała się Kiara.
-Bardzo śmieszne. Tylko wiesz? Teraz mam problem bo dziewczyna moich marzeń zaczęła mnie unikać. I to wszystko przez tą kretynkę Ariss. A już zaczęło nam się układać. Nawet chyba zdobyłem jej zaufanie. Tak myślę.- dodał po krótkim namyśle.
-Zwalasz całą winę na Ariss. I temu Ci się nie dziwię i nawet przyznam Ci racje. Dziwi mnie jeden fakt. Ciągle martwisz się o Olę. Mówisz tak jakbyś w ogóle nie przejmował się tym co zastaniesz w domu.
-Tata sobie trochę pokrzyczy, po dramatyzuje i w końcu kiedyś mu przejdzie. A jeśli nie to ma pecha. Moja sprawa, moje decyzje, moje życie.
-Co zamierzasz zrobić z Olą?
-Jak to co? Jutro jest normalny dzień. Będę z nią gadać i siedzieć w ławce tak jak wczoraj i przedwczoraj.
-Dobra. Mam nadzieję, że wszystko w końcu się ułoży. Powodzenia w domu.-powiedziała Kiara wchodząc na swoje podwórko.
-Dzięki. Do zobaczenia.- powiedział Mark i pomachał do dziewczyny.
-Hej! Do jutra.-uśmiechnęła się i zniknęła z drzwiami.
Mark resztę drogi myślał o Oli, o tym co go czeka w domu i jakie będą tego konsekwencje. "Na 100% będzie jakiś szlaban lub coś w tym stylu" pomyślał. Szczerze powiedziawszy troszkę się bał. No bo w końcu to jego tata, który w akcie desperacji może zrobić wszystko. Nawet zmienić mu szkołę. Tego by nie przeżył. Do Marka dopiero kilka metrów przed domem dotarło, że jednak może mieć większe kłopoty niż myślał.
Chłopak doszedł do domu i już miał nacisnąć klamkę gdy nagle drzwi się same otworzyły. Markowi serce stanęło... ale okazało się, że to jego młodsza siostra Blue. Piegowata dziewczynka zdziwiła się, że jej starszy brat stał przed drzwiami.
-Czemu nie wchodzisz? Przecież jest otwarte.
-Właśnie miałem otwierać. Gdzie idziesz?
-Do sklepu po coś słodkiego.
-Jest tata?
-Nie, a co?
-A nic. Tak się pytam.
-Dobra. To ja lecę.- Blue wyszczerzyła swoje białe ząbki i poszła.
Mark wszedł do domu. ściągnął buty i kurtkę, a potem wszedł w głąb domu.
-Hej mamo.
-Cześć. Jak w szkole?
-Nie najgorzej.-odpowiedział brunet nalewając sobie soku pomarańczowego.
-Co słychać u Loopiego?
-Nie wiem.
-Jak to? To twój przyjaciel.
-Ostatnio nie gadamy ze sobą.
-Pokłóciliście się?- spytała zatroskana.
-Nie.
-A co się stało?
-Nic.
-To czemu nie rozmawiacie?- zdenerwowała się Meaki.
-Bo tak chciały biedronki... Mamo! Nie wiem czemu. Po prostu tak wyszło.
-Dobrze, dobrze. Już tak się nie wkurzaj.- odpowiedziała Pani Dov. Wiedziała, że tego tematu nie warto drążyć. Choć bardzo była ciekawa dlaczego jej syn nie rozmawia z najlepszym przyjacielem.
-A z kim rozmawiasz w szkole?- dopytywała się Meaki. Chłopak wiedział, że ona nie odpuści. Wiedział również, że rozmowy z Meaki są tak samo fajne jak z Kiarą czy Olą. Jest jego przyjaciółką i wie, że wszystko co jej mówi zostaje między nimi. Z Blue jest podobnie. Odziedziczyła to po matce.
-Z takimi dziewczynami.- odpowiedział zrezygnowany Mark.
-O! Które to? Ta ładna blondynka Ivessa? Jest urocza. Może zaprosisz ją kiedyś do nas? Może Ci się z nią ułoży i w końcu znajdziesz tą jedyną. Ta Ivessa jest piękna i mądra... no i utalentowana. Nadawała by się...- i już chciała mówić dalej, ale Mark szybko jej przerwał.
-NIE! Ona jest ładna, ale leci na kasę.
-No to może wracasz do Lorence?
-Nie. Lorence to skończony temat. Jest głupia i fałszywa.- posmutniał Mark wspominając swój nieudany związek z tą szatynką.
-To może w końcu dałeś szansę tej biednej Ariss?-Marka wtedy zatkało.
-Ariss?!
-No co? Jest ładna, mądra utalentowana. Czegoś więcej chcieć- zaśmiała się. Dobrze wiedziała, że to nie o nią chodzi, ale chciała się trochę z nim podroczyć.
-Ale za to pusta, nienormalna i zadufana w sobie!
-Wiem, wiem... Tak sobie tylko żartuję, a ty wszystko bierzesz wszystko na poważnie. To co? Zdradzisz mi imiona... albo imię? I powiedz... ale szczerze... podoba Ci się jedna z nich?
-Wiesz mamo... to jest troszkę skomplikowane.
-Postaram się zrozumieć.
-Możesz uznać to za głupie ale... tylko się nie wściekaj.
-Nie rozumiem ale ok.
-Bo nie myśl, że ja o tym nie myślałem. Bardzo dokładnie przemyślałem każdą decyzję.
-Jesteś GEJEM?- wypaliła Meaki.
-CO? Przecież powiedziałem, że zacząłem gadać z dziewczynami!
-No tak. Faktycznie. Wybacz. To co z tą decyzją?- i w tym momencie Mark usłyszał trzask teleportacji. " O nie! tylko nie to! Nie teraz!"- pomyślał zrozpaczony chłopak. Andree Dov właśnie wchodził do domu. Gdy tylko zobaczył syna zmroził go swoim spojrzeniem. Meaki widząc to nieco się zdiwiła.
-Hej Mea! Jak Ci minął dzień?- spytał żonę.
-Całkiem nieźle. A tobie?
-Niezbyt- tu spojrzał na Marka- Musimy porozmawiać- dodał ostro.
-A może po obiedzie?- zapytała mama. Tata tylko kiwnął głową i zniknął za drzwiami do salonu.
-Oj szykuje się długa i ciężka rozmowa.- powiedział Mark i w tym momencie do domu weszła ruda dziewczynka.
-Ej wiewiórko! Masz coś dla mnie?- zapytał chłopak.
-Łap batonika- rzuciła mu ciastko i poszła na górę. Zmartwiony Mark usiadł przy stole i obserwował jak rudowłosa kobieta krząta się po kuchni.
******
Cała rodzina Dov właśnie kończyła jeść obiad. Mała Blue po zjedzeniu zmyła talerze  (potrafi tryskać wodą z palców) i pobiegła pobawić się w swoim pokoju. Przy stole został Andree, Meaki i Mark. Pierwszy odezwał się młody Dov:
-Tato. Wiem o co Ci chodzi i wiedz, że zaraz wszystko Ci wytłumaczę.
-Ale Ja nie wiem o co chodzi, a chyba mam takie prawo.-odpowiedziała kobieta.
-Chodzi o to, że nasz rodzony syn okrywa hańbą naszą rodzinę będąc w związku z córką tej... jak jej tam? Aha! Już wiem. Light.- ostatnie słowo powiedział z taką odrazą jakby to było najokropniejsze słowo na świecie.
-Z tą dziewczynką co urodziła się bez mocy?
-Tak.
-Ja nie jestem z nią w związku!
-To o tym chciałeś mi powiedzieć?- spytała Meaki syna, który wpatrzony w ojca tylko kiwnął głową.
-Z moich informacji wynika, że jesteście szczęśliwą parą od kilku tygodni.
-Kto Ci takich bzdur naopowiadał?
-Dobry informator.
-Ariss? Zazdrosna i podła dziewczyna? Jeżeli tak to daruj sobie. Radze Ci nie wierzyć w żadne jej słowo.
-Nie!-zawahał się Andree.- z resztą to nie jest ważne. Nawet jeżeli z nią nie jesteś to dlaczego z nią rozmawiasz?
-A co w tym złego?
-To, że to dla Ciebie zakazane! Ona jest inna! W ogóle nie powinno jej tu być!
-Ale jest! i nic tego nie zmieni.- wrzasnął Mark- Nie mów tak o niej.
-Co się dzieje?- Zawołała z góry Blue.
-Nic, skarbie.- odpowiedziała mama- Tatuś po prostu głośno rozmawia z twoim bratem.
-Aha.- powiedziała i wróciła do swojego pokoju głośno zamykając drzwi.
-Odpowiedz. Czemu z nią zacząłeś rozmawiać!
-To moja sprawa.
-Odpowiadaj!
-Nie! Ty nigdy nic nie rozumiesz. Zawsze myślisz tylko o  sobie i o tym jak zrobić żeby Tobie było dobrze.
-Ach Tak? To proszę. Oświeć mnie ! Bo na prawdę nic teraz nie rozumiem- wrzasnął Pan Dov.
-Andree...- Meaki powiedziała do męża i spojrzała na niego wzrokiem proszącym aby przestał. Ona doskonale wiedziała. Mark zakochał się w Lightenównie.
-Nie Meaki. Jak nasz syn coś zrobił niech teraz się tłumaczy. Wiesz, że jakby ktoś z mojej pracy zobaczył Cię w towarzystwie tej dziewczyny dowiedzieli by się wszyscy pracownicy biura? Całą moja reputacja legła by w gruzach! Szacunek?! Prysnął by w jednej chwili. Wszystko co wypracowałem przez tyle lat zniknęło by i już nigdy nie wróciło. A dlaczego? Bo mój syn wpadł na głupi pomysł by spotykać się z dziwadłem!
-Nie nazywaj jej tak! Ona ma imię! I widzisz? Ciągle mówisz o sobie! Nie pomyślisz o moim szczęściu!
-Czasem trzeba zrezygnować z własnego... jak to ująłeś "szczęścia" dla dobra rodziny.
-Chyba twojego dobra...
-Nie będziesz tu ze mną dyskutował! Co Ci padło na mózg by spotykać się z tym dziwadłem?
-Mówiłem, że Ona ma na imię Ola!
-Nie obchodzi mnie to!- wrzasnął po czym nastała cisza. Po jakimś czasie Mark spytał się spokojnym głosem:
-Mogę coś powiedzieć?
-No! Tłumacz się.
-Nie mam takiego zamiaru.
-No to nie masz nic więcej do dodania. Naraziłeś rodzinę i w ogóle nie czujesz jakiejkolwiek winy! Jak można być takim głupcem. Masz się do niej nie zbliżać. Zapomnij o niej. Ma być tak jak kiedyś. Wiedz, że ja się dowiem czy z nią rozmawiałeś czy nie. Masz szlaban! Zakaz wychodzenia z domu!- nakręcał się jeszcze bardziej- i Ty- tu spojrzał na Meaki- masz dopilnować by nie ruszał się z tond.
-A szkoła?- zapytał coraz bardziej bezradny i załamany Mark. Nie miał bladego pojęcia, że to wszystko może się tak skończyć.
-Codziennie będzie do Ciebie przychodzić Ariss. Jest to bardzo miła osoba. To ją powinieneś wybrać a nie jakąś... Olę. Zaraz wyślę do niej Pegi- i zagwizdał. Po chwili na poręczy krzesła usiadła kolorowa papuga. Andree chwycił długopis i napisał krótki list. Przywiązał do nogi Pegi i wypuścił ptaka przez okno.
-A teraz marsz do pokoju! I to jest moje ostatnie słowo w tym temacie.- i wyszedł do salonu.
-Jak ochłonie to z nim pogadam. I do Ciebie też zajrzę - powiedziała Meaki i znów zaczęła sprzątać w kuchni.
Zrezygnowany Mark wszedł na górę.
-Co się stało?- spytała zatroskana Blue wyglądając ze swojego pokoju.
-Chodź wiewiórko. Wszystko Ci opowiem- chwycił siostrę za rękę i wszedł do swojego pokoju.
*****
Przez całą drogę do domu byłam smutna i załamana. Już nie płakałam ale oczy mnie strasznie bolały. W gardle dalej czułam wielką gulę. Myśl, że mam się nie odzywać do Marka przerażała mnie. To tak, jakby ktoś zakazał mi oddychać. Nie mam zielonego pojęcia dlaczego tak jest, ale to jest chore i okropne. Próbuję sobie wmówić "to zwykły chłopak z klasy". Ale niestety mój mózg dobrze wie, że ten chłopak nie jest mi obojętny. A ja głupia nie chcę mu wierzyć. W tym momencie okłamuję sama siebie... ale czasem tak trzeba.
Gdy weszłam do domu Ziree pytała się mnie co się stało. Ja tylko odpowiedziałam ciche "nic". Obiad jadłyśmy w całkowitej ciszy. Po spożytym posiłku poszłam na górę, założyłam słuchawki i włączyłam muzykę na maksa. Położyłam się na łóżku. Słuchając głośnych dźwięków piosenki jednej z ulubionych wokalistek uspokoiłam się i zasnęłam. Niestety sen nie był ukojeniem, bo przyśnił mi się właśnie On. Stałam na wyspie, na środku oceanu. On wsiadał na łódź i powoli odpływał. Podbiegłam do brzegu ale On był już daleko. Zawołałam błagalnie:
-MARK! Wracaj! Nie zostawiaj mnie.- on tylko uśmiechnął się i pomachał na pożegnanie. Po chwili na łodzi pojawiła się Ariss. Chłopak chwycił ją za dłoń i lekko pocałował w ust. Poczułam jak coś we mnie krzyczy z bólu i zazdrości. Jak coś pęka i tłucze się na miliony maluteńkich kawałków. To było moje biedne serce. Do moich uszu dobiegł szyderczy śmiech Ariss.
-Mówiłam, że Cię zniszczę?! Zrobię to właśni teraz!- zawołała blondynka.
-Nie kotku. Zrobimy to razem- powiedział Mark do Ariss i razem chwycili pistolet. No i strzelili we mnie. W chwili, w której kula trafiała mnie, obudziłam się. Dookoła było ciemno. Usiadłam na łóżku cała zalana potem i zatrzęsłam się z zimna. Poczułam się taka samotna... nigdy wcześniej się tak nie czułam. Znowu zaczęłam płakać. Miałam już tego dość, ale nie potrafiłam tego powstrzymać. Uświadomiłam sobie, że nigdy nie będzie moim przyjacielem bo to niemożliwe. Bo wtedy chyba uświadomiłam sobie, że bardzo mi na nim zależy. O wiele bardziej niż na przyjacielu.
Poszłam się ogarnąć. Przebrałam się w piżamę umyłam zęby, twarz i po cichu weszłam do sypialni mamy. Delikatnie odsunęłam kołudrę i przytuliłam się do mamy. Ona odwzajemniła uścisk. Kij z tym, że jeśli się obudzi przede mną odczyta wszystkie moje wspomnienia. Potrzebowałam wtedy bliskości. I właśnie w ten sposób zasnęłam w ramionach mojej kochanej mamusi.
*****
Meaki po rozmowie z Markiem już wszystko wiedziała na 100%. Jej syn każdą decyzję bardzo długo i dobrze przemyślał. W sumie podzielała zdanie Marka, bo nie uważała Oli za złą osobę. To, że nie ma mocy nic nie znaczy. Może dla niektórych jest to jakiś wyznacznik lepszości. Przypomniało jej się stare przysłowie jej mamy"Inna nie znaczy gorsza". Jak najbardziej się z tym zgadza. Meaki zrozumiała również, że jej syn zakochał się w Oli na zabój. Teraz tylko tą wiedzę musi przekazać Andree w odpowiedni sposób.
Meaki weszła do sypialni. Jej mąż jeszcze nie spał, ale leżał w łóżku i nad czymś rozmyślał. Spodziewała się nawet nad czym. Położyła się obok niego. Widać, że był zdenerwowany bo długo się nie odzywał. Po jakichś 10 minutach Meaki przytuliła się do Andree. On odwzajemnił uścisk i pocałował żonę we włosy.
-Meaki musimy po...- zaczął, ale nie skończył, bo jego usta zostały zamknięte pocałunkiem. Trochę zdziwiony skąd się wziął taki nagły przypływ miłości odwzajemnił pieszczotę, która z delikatnego cmoknięcia w usta przerodził się w zachłanny i pełen namiętności całus z języczkiem. Ręka Andree powoli powędrowała na plecy Meaki by rozpiąć jej stanik. Gdy udało mu się pozbyć tej części garderoby rzucił  ją na podłogę. Potem zaczął całować. No i tak po pewnym czasie wypełnionym wzdychaniami i jękami i różnymi pieszczotami, Meaki usiadła okrakiem na brzuchu męża. Powoli schyliła się, a burza jej rudych włosów spłynęła kaskadami na twarz rozochoconego Andree. Najwidoczniej nie miał dość bo ciągle całował ją po brzuchu.
-Kochanie... pamiętasz jak się we mnie zakochałeś?
-Tak- odpowiedział rozmarzonym głosem.
-Co byś czuł jakby ktoś zakazał Ci się ze mną spotykać?
-Nie rozumiem do czego zmierzasz... możemy porozmawiać później jak skończymy- i zaczął całować ją zachłannie w usta. Kobieta stanowczo odepchnęła go od siebie i położyła się koło niego.
-NIE- powiedziała ostro.-Andree...- zmieniła ton głosu na bardzo słodki. Chwyciła twarz męża w dłonie i skierowała ją tak, że patrzyli sobie w oczy.
-Jeżeli dalej nie wiesz o co mi chodzi to Cię oświecę i wyjaśnię, że chodzi o naszego syna.
-A tak dokładniej?- spytał całując delikatnie jej płatek ucha.
-Mark zakochał się w Oli.- w tamtym momencie Andree usiadł na łóżku i spojrzał na nią morderczym wzrokiem.
-I co? Mam pozwolić mu obściskiwać się z nią publicznie? Nie ma mowy!
-Dlaczego?!
-No bo tak. A teraz skończmy gadać i dokończmy to co zaczęliśmy!- i przyciągnął ją do siebie.
-O nie, nie, nie, nie. Nie mój drogi. Zero przyjemności dopóki nie zmienisz zdania.- Meaki wstała i ubrała jakąś koszulkę, która leżała na krześle.
-Dobranoc.- powiedziała i odwróciła się do niego plecami- Prześpij się z tym i przemyśl dobrze.- to były ostatnie słowa jakie wypowiedziała tego wieczoru.
~*~*~*~*~*~*~
Hej wszystkim!
Na początku chciałabym was przeprosić za to że rozdział spóźniony. Ale jak widzicie jest dłuższy i dłużej go pisałam. Jestem z niego chyba zadowolona :P
Dziękuje za komentarze i ponad 2700 wejść.
Tak na koniec chcę wam przypomneić, że komentowanie nie boli ;D Spokojnie możecie je dodawać. Dla was to jakaś chwilka, a dla mnie bardzo ważne!
No.... na razie nie wiem kiedy wyjeżdżam ale jak będzie tego blisko to wam napiszę.
Pozdrawiam
Lila <3
P.S.
Ach... zapomniałabym! Rozdział dedykuję Klaudii mojej nowej czytelniczce! Masz świetnego bloga! Polecam wam go  /.http://historia-jakiej-nie-znaliscie.blogspot.com/.
No to teraz na pewno cześć :P

niedziela, 30 czerwca 2013

13. Wredna dziewczyna - Znacząca rozmowa

Ariss nacisnęła przycisk i winda otworzyła się. Weszła do niej i gdy zamknęły się drzwi dziewczyna nacisnęła guzik koło, którego był numerek 7. Z głośników leciała muzyka. Ariss zaczynała się denerwować. Wiedziała, że od tej rozmowy nie ma już ucieczki. Nie może wrócić, bo Pan Dov już na nią czeka. "Będzie dobrze" pomyślała. Nagle winda się zatrzymała. Ariss spojrzała na strzałkę. Wskazywała, że znajduje się na 5 piętrze. Drzwi otworzyły się. Do windy weszła kobieta z wózkiem, na którym leżało 5 filiżanek kawy. Kobieta nacisnęła guzik obok dziewiątki. Potem winda zatrzymała się po raz kolejny. Tym razem strzałka wskazywała siódemkę. Ariss wyszła i rozejrzała się wokół. Winda zamknęła się za nią i dźwięki muzyczki ucichły. Wokół dziewczyny zapanowała głucha cisza przerywana jedynie jej oddechem. Korytarz był inny niż hall. Podłoga była czarna i lśniąca. Na środku leżał długi czerwony dywan. Na końcu korytarza, przy wielkim oknie wisiały purpurowe kotary, a ściany były obite ciemną boazerią. Lampy przypominały średniowieczne świeczniki. Po obu stronach korytarza było pełno drzwi. Ariss szła po czerwonym dywanie i szukała pokoju z numerem 419.  Nagle zobaczyła drzwi z napisem: 419 Pan Andree Dov. Dziewczyna zatrzymała się. Próbowała opanować swój strach i skupić się na celu. Po co tu przyszła? Żeby coś osiągnąć i nie zamierza stchórzyć. Podniosła rękę i głuchą ciszę przerwało ciche pukanie.
-Proszę!- odezwał się pan Dov.
Dziewczyna weszła do gabinetu. Klimat umeblowania był praktycznie taki sam jak korytarz. Pod ścianą stały wielkie regały z mnóstwem książek, w kącie stała wielka roślina, a przy oknie stało wielkie drewniane i zapewne bardzo drogie biurko. Podłoga i ściany były takie same jak na korytarzu.
-Dzień dobry- powiedziała Ariss do pana Dov'a.
-Witaj Ariss. Nie powinnaś być teraz w szkole?-zauważył mężczyzna.
-Tak, tak. Powinnam, ale nie mogłam pozwolić na to by Pan był okłamywany. Po prostu moje sumienie mi na to nie pozwala. To takie straszne. Muszę Panu o czymś powiedzieć . To bardzo ważne.
-Zamieniam się w słuch.-odpowiedział lekko zdenerwowany.
-Niestety. Z wielkim bólem serca, muszę złożyć skargę na pańskiego syna. Nie... Muszę donieść na pańskiego syna.-poprawiła się. Wszystko mówiła z udawanym smutkiem, a tak na prawdę bardzo starała się nie wybuchnąć śmiechem.
-Co takiego zrobił Mark?- zaniepokoił się jeszcze bardziej.
-Niech się Pan uspokoi. Wiem, że to nie będzie łatwe. To w końcu Pański syn.-tu pokręciła głową- co on najlepszego wyrabia. Mimo wszystko niech Pan będzie spokojny.
-Postaram się. No? To co się stało?
-No bo...- zająknęła się Ariss. Już tu jest. Nie może niczego spaprać. Dopiero teraz poczuła jak się jej ręce pocą, a serce wrzuciło na szybszy bieg.
-O co chodzi Ariss? To coś poważnego?
-markspotykasiępotajemniezoląlight.- powiedziała tak szybko i nie wyraźnie, że nawet sama siebie nie potrafiła zrozumieć.
-CO, co, co? Nie zrozumiałem... możesz powtórzyć?
-Mark....spotyka się... potajemnie z...- i już chciała powiedzieć imię tej cholernej dziewczyny, ale nie potrafiła.
-No z kim!
-...
-Aris Logh! Odpowiadaj natychmiast!
-MARK SPOTYKA SIĘ POTAJEMNIE Z OLĄ LIGHT!- wykrzyczała najgłośniej jak potrafiła. Poczuła wielką ulgę, a na sercu zrobiło się jej cieplej. Zrobiła to! Już nic i nikt jej nie przeszkodzi. Teraz spojrzała na ojca Marka. Pan Dov nic nie odpowiedział. Był w szoku. Nie mógł uwierzyć, że jego syn jest taki głupi i lekkomyślny. Był po prostu zaskoczony i przerażony tym co usłyszał. "No to teraz czas na moją tajną broń" Pomyślała Ariss. Z całych sił skupiła się i zaczęła wkładać swoje myśli do głowy taty Marka.
"Mark mnie okłamuje","Co jeżeli jeszcze coś ukrywa", "Mark spotyka się z tą dziwną dziewczyną", "Jeżeli ktoś się dowie lub ich razem zobaczy moja reputacja legnie w gruzach", On okrywa hańbą naszą rodzinę", Co jeżeli  się całowali", "Muszę przerwać ten związek", "Muszę zakazać mu spotykać się z tą dziewczyną i  jeżeli sam nie potrafi sobie wybrać dziewczyny to sam to zrobię i to będzie już do nie odwołania"," Gdyby nie Ariss to dalej by mnie okłamywał", "Ona jest dobrą kandydatką dla mojego syna". Pan Dov uśmiechnął się do "swoich" myśli. Ariss widząc, że jej plan się powiódł, postanowiła przerwać, w delikatny sposób, tę sesję.
-Wszystko w porządku?- spytała się zatroskanym głosem.
-Tak, tak. Wybacz, ale zamyśliłem się. Dziękuję Ci bardzo za tą cenną informacje. Teraz muszę Cię przeprosić, ale musisz wyjść.
-Oczywiście, proszę Pana. Do widzenia.
-Do widzenia, do widzenia...-odparł zamyślony nad czymś mężczyzna. Ariss już była przy drzwiach gdy nagle ją olśniło.
-Panie Dov?
-Tak?
-Czy mogłabym liczyć na dyskrecję z Pańskiej strony?
-Naturalnie młoda damo- uśmiechnął się do niej.
-Dziękuję bardzo. Do widzenia.
-Żegnaj.
Gdy Ariss tylko wyszła z biurowca podskoczyła radośnie. Jej plan zadziałał. "Oj czekaj kotek. Zobaczysz, że ja zawsze mam to co chcę". Z taką myślą dziewczyna zasnęła pod jakimś drzewem w Parku.
*****
Zajęcia skończyły się. Miałam nadzieję, że moi przyjaciele poszli sobie do domu. Wyszłam z kabiny i podeszłam do umywalki. Moja twarz wyglądała okropnie. Cały makijaż został rozmyty, a na moich policzkach były widoczne czarne stróżki łez. Wyszłam ze szkoły i niestety... przeliczyłam się. Przed budynkiem pod moim ulubionym drzewem czekali na mnie Mark i Kiara. Gdy tylko mnie zobaczyli podbiegli w moją stronę. Pierwszy przyleciał Mark.
-Ola!- wrzasnął i przytulił mnie. Ja próbowałam go odepchnąć i coś powiedzieć, ale on był silniejszy i nie pozwolił mi dojść do słowa. W końcu mnie puścił.
-Matko! Jak ty strasznie wyglądasz- zaśmiał się. Mi jednak nie było do śmiechu.
-Dzięki za komplement- gdy to powiedziałam od razu mina mu zrzedła. 
-Ej no! Przecież wiesz, że żartowałem!- Ja jednak szłam dalej przed siebie. Musiałam bardzo się starać by przy nich się nie rozkleić po raz kolejny.
-Ola! Wracaj!- tym razem zawołała Kiara. Ona nawet nie wie jak bardzo bym chciała wrócić i rzucić się im w ramiona. Ale nie mogłam. Muszę pozbyć się tego chłopaka z mojej głowy. Tylko , że ja nie wiem jak. 
Gdy byłam w parku usiadłam pod drzewem i zaczęłam płakać. Jeszcze wczoraj było wszystko dobrze. Gdybym kilka dni wcześniej wiedziała, że to się tak skończy nie zaczęłabym z nim gadać. Teraz ten chłopak zakorzenił się w moim sercu i nie wiem jak wyrwać tą piękną roślinę z serca. Rany pozostaną na zawsze bo jestem pewna, że nigdy go nie zapomnę na dobre. Na prawdę nie chciałam Markowi zepsuć życia. Dlaczego ja? Teraz muszę się do niego nie odzywać, unikać go, udawać,że go nie ma. Ma byś tak jak dawniej... Tylko czy ja będę to potrafiła zrobić? Niby znamy się 2 dni, a czuję jakby to była wieczność. Oj Mark, Mark... Coś ty ze mną zrobił.
Gdy tak rozmyślałam jakiś przechodnia zatrzymała się koło mnie. Ja nie spojrzałam na niego ani razu , dopóki nie usłyszałam jego głosu. Podniosłam głowę i moim oczom ukazał się wysoki mężczyzna. Miał blond włosy (prawie białe) i błękitne oczy. Uśmiechnął się przyjaźnie i spytał:
-Czemu płaczesz?
-Nie ważne.
-Jeżeli przez chłopaka to wiedz, że na pewno nie jest wart twoich łez.
-Nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz.
-Czyli powodem twojego płaczu jest chłopak... ach- westchnął i usiadł koło mnie.-Chcesz chusteczkę?- ja tylko kiwnęłam głową. Wyciągnął z kieszeni jakiś patyczek. Popatrzyłam na niego jak na kretyna. On tylko zaśmiał się i machnął patykiem. Nagle ni stąd ni zowąd w jego ręce pojawiła się chusteczka. Podał mi ją. Byłam w szoku. W jego oczach widziałam tą głupią satysfakcję, że udało mu się mnie zaskoczyć. Wtedy wpadło mi coś do głowy:
-Jesteś czarodziejem!
-Brawo! Czyli jednak uważasz na lekcjach.-zaśmiał się.
-Ha, ha, ha bardzo śmieszne. Co tu robisz...eee...jak masz na imię?
-Tim.
-Ja jestem Ola. No to co tutaj robisz Tim?
-Jestem na wycieczce z klasą i w sumie za 10 minut mamy zbiórkę.
-Na ile dni tu przyjechaliście?
-5 dni. Dziś jest trzeci.
-Aha...-odpowiedziałam głupio- w jakim hotelu mieszkacie?
-Akweny czekolady.
-Może wpadnę do Ciebie jutro po południu.
-Spoko. Do zobaczenia.-wstał i już miał odejść gdy odwrócił się do mnie powiedział:-Pamiętaj! Nie płacz już.- puścił mi oczko i odszedł w tylko sobie znanym kierunku.
~*~*~*~*~*~*~*~
Hej! 
Jak już kiedyś mówiłam: Jestem zmienną osobą xD
Dodaję dziś rozdział na prośbę mojej przyjaciółki :D
A i oprócz tych sobót to może czasem wieczorem coś napiszę
Życzę miłej niedzieli
Pozdrawiam wszystkich
Wasza
Lila <3
P.S.
Rozdział dedykuje Zuzie :* Mojej przyjaciółce którą kocham! <3 :P

sobota, 29 czerwca 2013

Koniec roku...

Hej!
Ta.... no i nadszedł ten upragniony przez wszystkich koniec roku...
Ogłaszam, że koniec roku nie oznacza końca działalności na blogu
Nie oznacza również większej ilości notek
Będę się starała dodawać je systematycznie co SOBOTĘ
No ale może.... czasem jak będzie mi się nudzić to wstawię xD
Ale co jakiś czas będę gdzieś wyjeżdżać i jestem na 100% pewna, że tam nie ma internetu :(
Także tego ten....
Życzę wszystkim udanych wakacji :D
Pozdrawiam 
Lila <3

piątek, 21 czerwca 2013

Życie jest niesprawiedliwe cz.1

Pewnego popołudnia Ania wracała do domu. Niektórzy ludzie dziwnie się na nią patrzyli, bo w prawej ręce trzymała laskę, choć była młodą osobą. Miała 16 lat. Niektórzy patrzyli na nią ze smutkiem i współczuciem. Jednak Ona nie widziała ani tych pierwszych ani tych drugich spojrzeń. Anian jest niewidomą dziewczyną, która świetnie sobie radzi w życiu. Można nawet zaryzykować stwierdzenia, że niekiedy lepiej od tych co wszystko widzą.
Owego popołudnia Ania zbliżała się do przejścia dla pieszych. Żeby dojść do domu musi przez nie przejść. Niestety nie ma świateł dla pieszych, a ruch uliczny nie jest wcale mały. Ania jednak ma sposób na takie sytuacje. W końcu od kilkunastu lat chodzi tą drogą do domu. Dziewczyna zaczęła słuchać. Słyszała śpiew ptaków, szum wiatru i inne odgłosy natury. Nic co słyszała nie przypominało warkotu samochodów. Ania postanowiła przejść przez jezdnię. Gdy postawiła pierwszy krok ktoś zawołał:
-Stój!- więc się zatrzymała i dla bezpieczeństwa cofnęła o dwa kroki w tył.- Chcesz się zabić?!- zawołała zdyszana kobieta. Najwidoczniej biegła w jej stronę.
-Dlaczego pani tak uważa? Ja tylko chciałam przejść na drugą stronę. Co jest w tym tak strasznego?
-Co jest strasznego?- spytała roztrzęsionym głosem- Nie wiem- dodała ironicznie. -Może straszne było to, że pakowałaś się prosto pod koła samochodu?!
-Nic nie słyszałam- powiedziała Ania. Nawet nie do końca wiedziała, czy te słowa były skierowane do tej Pani, czy może bardziej do siebie samej.
-To się patrzy. Nie masz oczu dziecko? Jak przechodzi się przez ulicę trzeba uważać, a nie bujać w obłokach.- odpowiedziała kobieta. Wtedy coś zakuło Anię w serce. Zrobiło się jej słabo i smutno. Upadła na ziemię, a oczy zaszkliły się od łez. Zaczęła płakać. W sumie pogodziła się już daaaawno z tym, że nie widzi... ale jak ktoś wypomina jej to lub krzyczy na nią z tego powodu zawsze tak reaguje. Ania usłyszała pisk. To w uszach zaczęło jej piszczeć. Zaczynała coraz szybciej i płyciej oddychać.
-Dziecko co się dzieje?- Spytała przestraszona kobieta. Jednak ona jej nie słyszała. Pojawiły się jej mroczki przed oczami i zemdlała. Po pewnej chwili obudziła się. Nie leżała już na chodniku tylko na ławce która stała obok.
-\Co się stało?
-Nic. Chcę pani wyjaśnić, że ja nie widzę i nie miałam pojęcia, że tam jedzie jakieś auto. I mam też prośbę. Mogłaby pani już na mnie nie krzyczeć? Zawsze, gdy ktoś na mnie krzyczy mdleje.- Pani Manson ( bo tak miała na nazwisko) dopiero teraz zorientowała się jak wielki błąd popełniła.
-Oj. Przepraszam cię. Nie wiedziałam. Pomóc Ci?
-Nie trzeba. Poradzę sobie.
-Ja nalegam. Uważam, że powinnam Ci pomóc. Przynajmniej przeprowadzić Cię przez ulicę. Zgódź się. Przecież Ci nic nie zrobię, a będziesz bezpieczniejsza.
-No dobrze.- powiedziała Ania i wstała z ławeczki. Zaczęły iść po ulicy.
-Gdzie mieszkasz?- spytała się kobieta, gdy doszły na drugą stronę.
-Na Kwiatowej.
-To jeszcze kawał drogi!
-Poradzę sobie. Dziękuję za pomoc.
-Nie dziękuj tylko chodź.- i chwyciła ją za rękę.
Podczas drogi Ania rozmawiała z panią Manson na  różne tematy np.: gdzie się uczy, co lubi robić i jak sobie radzi. Dziewczyna na każde pytanie kobiety odpowiadała szczerze, choć nie znała tej Pani w ogóle. Ale cóż poradzić. Taką już jest osobą. Szczerą i zawsze uśmiechniętą.
Gdy doszły do domu Ani, pożegnały się i każda poszła w swoją stronę.
~*~*~*~*~*~*~*~*~
Hej!
Dzisiaj postanowiłam dodać pierwszą część mojej pierwszej miniaturki.
Składa się ona z 2 części ( drugą dodam jakoś w środku tygodnia)
Miniaturka w ogóle nie ma nic wspólnego z głównym opowiadaniem :)
Mam nadzieje, że się wam podoba.
Liczę na wasze opinie w komentarzach.
Pozdrawiam
Lila <3
P.S.
Ja nie mogę się doczekać wakacji a wy?
Jeszcze tylko tydzień!

piątek, 14 czerwca 2013

12. Wredna dziewczyna - W szkole i nie tylko

-Trrrrrrr- rozległ się dzwonek na przerwę. Lekcja ciekawostek o naszym świecie i nie tylko była dziś strasznie nudna.
-Cześć Dziewczyny!- przywitał nas Mark.
-Hej Mark!- odpowiedziałam równocześnie z Kiarą. Roześmiałyśmy się i  poszliśmy dalej.
-Muszę wam coś powiedzieć. Coś tak czuję, że będę mieć dziś kłopoty.-powiedział Mark.
-Dlaczego? Nie zrobiłeś pracy domowej? Hahahahahaahah- roześmiała się Kiara. Spojrzałam na nią z niezadowoleniem i przestała się śmiać.
-Kontynuuj....- powiedziałam patrząc na zielone oczy chłopaka. Są takie piękne.
-No więc...- zaczął mówić.
-Nie zaczyna się zdania od więc- wtrąciła Kiara i puściła mu oczko.
-Dobra. Wczoraj popołudniu w parku prowadziłem dość ciekawą wymianę zdań z naszą jakże ulubioną koleżanką Ariss- oznajmił Mark. Te ostatnie słowa były tak pełne sarkazmu, że zrobiło mi się niedobrze. I w końcu wiem czemu się ze mną nie spotkał. Bo Ariss pierwsza go spotkała.
-Mam dla Ciebie dobrą wiadomość! Ariss dziś nie ma w szkole!- zawołała Kiara z takim entuzjazmem, jakby właśnie wygrała Totolotka.
-Kiara, coś mi się zdaje, że lepiej by było jakby Ariss pojawiła się dzisiaj w szkole.- powiedziałam trochę zszokowana tym co zobaczyłam. Twarz Marka była pełna strachu i przerażenia.- Wszystko w porządku?- spytałam się z troską chłopaka.
-Nie. Nic nie jest w porządku. Dostane dziś taką awanturę w domu, że hoho! I do tego... zobaczymy czy  nie będzie gorzej.
-Dlaczego!- Zawołałam spanikowana. Martwiłam się o niego. Bardzo... Nie, bardzo to za mało powiedziane. Cholernie się o niego bałam. Od początku tygodnia zauważyłam, że się zmieniłam. Zaczęło mi zależeć na Marku. Tak jak zależy mi na Kiarze. Jest moim nowym przyjacielem. Nie jestem pewna czy w przyszłości nie przerodzi się to w coś innego, ale nie będę sobie robić nadziei... kto by się we mnie zakochał. Jesteśmy kumplami...TYLKO! Owszem jest przystojny... ale przecież nie mogłam się zakochać! Ja...nigdy. Chociaż...Nie wiem. Takie bitwy z myślami zdarzają mi się coraz częściej. Gubię się w swoich uczuciach.
Poszliśmy w trójkę na stołówkę, bo była przerwa obiadowa. Tam Mark opowiedział nam szczegółowo rozmowę z Ariss. Jak On o tym opowiadał zrobiło mi się jakoś... tak dziwnie.... jakbym zagotowała się z wściekłości i zazdrości. Jak Mark skończył mówić Kiara dalej nie ogarniała po co to wielkie halo. Czasem mam ochotę potrząsnąć nią i wrzasnąć do niej by w końcu to do niej dotarło.
-Mark. To przecież twój tata. Co on Ci może zrobić- zaśmiała się.
-Kiara... nie zapominaj, że ja nie jestem normalna. Jestem po prostu inna i niektórzy nie toleruję mnie. Nie każdy jest tak cudowny jak wy- zaszczebiotałam coraz wyższym głosem ze zdenerwowania. W gardle stanęła mi wielka gula, a do oczu zaczynały napływać łzy.
-Mark. Tak bardzo Cię przepraszam. Przeze mnie masz kłopoty- mówiąc to nie wytrzymałam i pierwsze łzy popłynęły mi po policzkach.
-Ola! Nie opowiadaj głupot.- powiedział i mnie przytulił. Potem dołączyła się Kiara i przytulaliśmy się w trójkę. Z czyjegoś punktu widzenia to musiało wyglądać komicznie. dwójka osób przytula rozryczaną dziewczynę. Normalnie tulą się jak teletubisie.
-Możesz nam wytłumaczyć dlaczego Twój tata miałby nie zaakceptować twojej znajomości z Olą?-spytała spokojnie Kiara.
-Wiesz co to jest podział społeczny? Na czym polega?-dziewczyna kiwnęła głową- No. To mój tata znajduje się w tym przedziale, który jest najwyżej położonym. Każdy tam wie o Oli, że nie ma mocy i każdy kto by się z nią zadawał i pokazał z nią razem okryłby rodzinę hańbą. Cały szacunek zniknął by od tak- i pstryknął palcami- Dlatego większość szkoły tak Cię unika i tak traktuje- tu spojrzał na mnie. W jego oczach ujrzałam jakieś uczucie, ale nie mogłam odgadnąć co to. Troska? Współczucie?
-Moi rodzice i ja nie przejmujemy się żadnym podziałem. To jakaś głupota. Ola jest świetną osobą i nie powinna być tak traktowana.
-Powiedz to innym.
-Moi rodzice od razu ją zaakceptowali.
-Bo jesteś cudowna tak samo jak twoja rodzina- powiedziałam połykając łzy.
-Ale to nie wszystko-powiedział Mark z jeszcze smutniejszym wyrazem twarzy- Tata wściekłby się nie tylko dla tego, że się z Tobą kumpluje. To by może jakoś zniósł, bo sam lubi kontakt z ludźmi z innych światów. Dla niego porażką będzie to, że coś przed nim ukrywałem.
-To może nie będzie tak źle...-powiedziała z nadzieją Kiara.
-Nie liczył bym na to. Ważna też jest forma przekazu. Ariss chyba niezbyt dobrze to zrobi. Pewnie coś tam jeszcze podkoloryzuje... wiecie jaka ona jest. A ojciec za nic w świecie po czymś takim mi nie uwierzy.
-To straszne!-rozryczałam się już na maksa- Bardzo Cię przepraszam, że jestem błędem twojego życia!- powiedziawszy to wybiegłam ze stołówki.
-Ola czekaj!- zawołała za mną Kiara, ale się nie zatrzymałam. Wbiegłam do toalety dla dziewczyn. Zamknęłam się w kabinie i siedziałam tam z 2 godziny. Kiara była tu chyba 10 razy, ale na żadne prośby i pocieszenia nie odpowiadałam. Ciągle płakałam i myślałam o tym co zrobiłam Markowi. Przeze mnie ma kłopoty.... to znaczy będzie mieć kłopoty. Po co w ogóle On zaczął ze mną gadać, skoro wiedział, że to wszystko może się tak skończyć. Przeklęta Ariss. Zawsze musi wszystko zepsuć. Wtedy właśnie postanowiłam, że już więcej się do niego nie zbliżę.
*****
- Co z nią?- spytał załamany brunet na przerwie.
-Ciągle siedzi w łazience i płacze. Raz coś usłyszałam jak burczała pod naosem "przeklęta Ariss" I wiesz co? Całkowicie się z nią zgadzam. Gdyby nie ona to teraz razem byśmy sobie gadali.
-Prędzej czy później ojciec i tak by się dowiedział.
-Ale nie w taki sposób!
-Masz racje.-Nastała cisza. Wyszli na dwór i usiedli pod ulubionym drzewem Oli.
-Mark?
-Chmm...
-Powiedz mi... dlaczego zacząłeś się z nami zadawać skoro wiedziałeś, że to może się tak skończyć?- Dziewczyna uważała to pytanie za całkowicie niepotrzebne... przecież od razu widziała jak Mark patrzy na Olę. Podoba mu się.
-A tam... moje towarzystwo mi nie odpowiadało, a zauważyłem, że wy jesteście dość ciekawe.- próbował skłamać, ale mu to zbytnio nie wychodziło.
-Dobra, dobra... takie kity to ty możesz Ariss wciskać. Mnie nie okłamiesz. Dobrze wiem, że Ola Ci się podoba.
-Nie wiem o co Ci cho...-nie zdążył nawet dokończyć zdania bo zadzwonił dzwonek.- Widzisz? Dzwonek. Chodź bo się spóźnimy.- i wywinął się od odpowiedzi. Kiara uniosła oczy ku niebu i zaśmiała się. Mark powoli zaczął wchodzić do klasy.
-Ej czekaj!- zawołała i podbiegła do niego.
-Co?
-Jak da Ci się pomóc?
-Nie da się. Kto wie... może ona właśnie teraz rozmawia z  moim ojcem- i usiadli w ławkach.
*****
(poranek od strony kogoś innego)
-Hej mamo! Idę do szkoły- zawołała blond-włosa dziewczyna.
-Co tak wcześnie? Do lekcji została Ci jeszcze godzina.
-Muszę przed lekcjami porozmawiać z taką jedną osobą-i tu na jej twarzy pojawił się szatański uśmieszek.
-Dobra. Jak chcesz. Na stole masz kanapki.
-Dzięki. Do zobaczenia!
-Pa!- i wyszła. Właśnie za to uwielbiała swoją matkę. Nigdy nie wtrynia się w jej sprawy. Ariss miała dzisiaj dużo  do załatwienia, ale miała dobry humor. Zamierzała dokonać dzisiaj czegoś bardzo fajnego. Tak fajnego, że ta smarkula się nie pozbiera. Po prostu nigdy więcej się nie zbliży do JEJ Marka. 
Gdy Ariss powoli dochodziła do swojego pierwszego celu wyciągnęła zeszyt i długopis z torby. Wyrwała kartkę i napisała na niej krótki list. Treść była prosta do zrozumienia:  "Zobaczysz! Zemsta jest słodka!" Na dole widniał jej podpis. Ruszyła w stronę krzaków przed domem Marka i schowała się tam. Po pewnym czasie w drzwiach ujrzała zrozpaczonego Marka razem z ojcem. Uśmiech na jej twarzy gwałtownie się powiększył. Gdy tylko Pan Andree się teleportował, dziewczyna podeszła do płotu i wsadziła między drewienka list. "Teraz do biura"- pomyślała. Minusem planu było tak, że do pracy pana Dov'a idzie się na początku tak samo jak do szkoły i ktoś mógł by ją zobaczyć. Ariss zarzuciła kaptur na głowę kaptur i wyszła zza zakrętu. Na przeciwnym końcu ulicy ujrzała tą głupią idiotkę. Przyspieszyła kroku i w parku skręciła zamiast do szkoły, do biurowca. Po 5 minutach marszu Aris usiadła na ławce i  wygodnie oparła głowę o brzeg oparcia. Myślała sobie " I cóż teraz może pójść nie tak. Jak ojciec zakaże mu się z nią spotykać to będzie musiał to zrobić. Jeszcze przyjdzie do niej jak pies z podkulonym ogonem i będzie błagać o wybaczenie. Dlaczego on nie dostrzega tego jaka jest cudowna i piękna! Przecież jakby chciała to każdy chłopak w szkole byłby jej." Potem przeanalizowała każdy szczególik planu, wstała i poszła w kierunku wielkiego  wieżowca.
 Podeszłą do drzwi, które same się otworzyły. W środku ujrzała marmurową podłogę, kryształowe żyrandole i sofy ze skóry. Po dwóch końcach korytarza znajdowały się schody, a po środku stał kontuar. Za nim rozmawiała przez komunikator jakaś kobieta. Stała tyłem więc Ariss nie mogła zobaczyć jej twarzy. Widziała tylko burzę czarnych loków. Podeszła do kontuaru i odchrząknęła. Nie poskutkowało. Odchrząknęła drugi raz. Tym razem głośniej, ale to też nie zadziałało.
-Przepraszam?- spytała niepewnie. Wtedy kobieta odłożyła komunikator i odwróciła się do niej. Przywitała ją uśmiechem. Okazało się, że Mardy ( tak miała napisane na plakietce) miała ciemną skórę, pełne usta i czekoladowe oczy.
-Witam. W czym mogę pomóc?- spytała uprzejmie recepcjonistka. 
-Szukam Pana Dov'a.
Niestety ale od 15 minut ma spotkanie.
-A ile ono jeszcze potrwa?
-Jakąś godzinę.
-Dobrze. To poczekam tutaj- powiedziała Ariss i usiadła na jednej ze skórzanych sof. W hallu nie panował zbytni ruch. Od czasu do czasu do budynku wchodzili jacyś eleganccy mężczyźni lub ślicznie ubrane kobiety.  Raz nawet przyjechała winda i wyszedł z niej znany prezenter telewizyjny. Po godzinie ruch w hallu zwiększył się. Po schodach schodzili ludzie w garniturach z czarnymi teczkami i złotymi spinkami przy koszulach. Ariss domyśliła się, że spotkanie właśnie dobiegło końca. Jej myśli potwierdziła Mardy podchodząc do niej:
-Pan Dov czeka na Panią w swoim gabinecie.- uśmiechnęła się.
-Dziękuję.- odpowiedziała dziewczyna i gdy Mardy miała odejść Ariss spytała się:
-A gdzie jest ten gabinet?
-Pokój nr 419. 7 piętro- i wskazała na windę.
~*~*~*~*~*~*~
Hej!
Po pierwsze dziękuję za komentarze!
Po drugie za dużą liczbę wejść! Ponad 2000! *-*
Po trzecie mam nadzieję że wam się podoba :P
Dzięki wam że jesteście.
Dedykuję ten rozdział wszystkim moim stałym czytelnikom!
Zapraszam do komentowania
Pozdrawiam
Lila <3