PIEKŁO
piątek, 4 lipca 2014
7. Gubię się. Kim jesteś?
PIEKŁO
piątek, 27 czerwca 2014
6. Przeznaczenie
Przed oczami zobaczyłam Arona. Był cały i zdrowy nie licząc lekkiego rozcięcia nad lewym okiem.
Christin... na razie udaje nam się odeprzeć atak co sama pewnie odczułaś. Uzyskaliśmy z tobą połączenie po tym jak ktoś przeniósł cię z powrotem na ziemię. Nie mamy pojęcia kto to zrobił. Ale wydłużył ci czas zanim Ludzie Szkła znowu przebiją się przez zaporę. Żeby znaleźć maskę musisz szukać czegoś charakterystycznego, czegoś co ma wspólne cechy z maską. Twoja intuicja powinna cię sama do niej zaprowadzić. Powodzenia... i pamiętaj! Nie masz dużo czasu!
Po tych słowach znowu wszystko widziałam normalnie i mogłam myśleć. Co jest charakterystyczne dla Maski? Ciemność, złoto, pióra... Rozejrzałam się dookoła. Nikt na mnie nie patrzył. Każdy szedł w swoją stronę. Jednak czułam się obserwowana. No nic. Przecież kto normalny chodzi w koszuli szpitalnej i za dużym płaszczu po mieście? Żeby nie rzucać się w oczy weszłam do pierwszego sklepu z ubraniami jaki spotkałam. Zabrałam kilka rzeczy do przymierzalni. Pierwszy raz od wyjścia z domu zobaczyłam się w lustrze. Zakryłam dłonią usta. Całkiem się zmieniłam. Mam rude włosy, złote oczy i coś dziwnego.... jakby małe czarne wzorki przy prawej kości policzkowej. Podeszłam bliżej do lustra. Te wzorki to nie byle co. "Destiny" W takie słowo układały się małe zawijaski. Czy moim przeznaczeniem jest to bym wyglądała...tak? I bym szukała maski i miała nienormalne życie? Aż w głowie mi się nie mieści, że jestem jakąś Księżniczką. Przymierzyłam pierwszą czarną sukienką, która zdawała się być zbyt strojna i na jakieś specjalne okazje, ale zbyt bardzo mi się podobała bym mogła jej nie kupić. Jakoś miałam wrażenie, że jest idealna. Długa do ziemi ze złotymi kryształkami. Przy ramiączkach przyszyto parę czarnych piór, dekolt ozdobiony czarnym tiulem a do tego czarna róża do włosów. Tak. Wszystko idealnie pasowało... do maski. Przeznaczenie? Chyba tak. Wychodząc ze sklepu ujrzałam ciemnowłosego mężczyznę z brązowymi oczami. Miałam wrażenie jakby mnie obserwował. Po czyjej jest stronie? A może to tylko przypadkowa osoba? Coś mi się zdaje, że gdyby to była przypadkowa osoba to nie szłaby za mną na dworzec metra. Kolejny pociąg pojedzie za 10 minut... Kurde. Nie dobrze. Ten facet ciągle mnie śledzi. Stanęłam oparta o filar i zaczęłam czuć ból. Tak. To znowu ogień. Znowu dostał się do mojej głowy. Co ja takiego zrobiłam przez ten czas, gdy go nie było? Przymierzałam jakąś durną sukienkę? Tak... Zmarnowałam czas, którego mam tak niewiele. Bez sensu. Co ja zrobiłam. Myśl Christin... Gdzie może być ta maska. Do którego metra musisz wsiąść? W którą stronę pojechać? Coś mi mówi, że tam gdzie leży Maska Losu jest zielono. Zobaczyłam to w trakcie pobytu w szpitalu gdzie zielony kubek zaczął błyszczeć. Gdzie jest najbliższy park?... No jasne! Hyde Park! Muszę tam się dostać jak najszybciej. Spojrzałam na zegar. Jeszcze tylko kilka minut. Rozejrzałam się po dworcu. Nigdzie nie widzę tajemniczego mężczyzny. Odwróciłam się w drugą stronę i .... myślałam, że dostanę zawału. Mój prześladowca stał kilka centymetrów za mną. Dałam mu w twarz i szybko odsunęłam się od niego. Ten szybko załapał mnie za ręce i zaciągnął w kierunku jakiegoś zaułku. Krzyczałam, to zasłonił mi dłonią usta, wyrywałam się, gryzłam i kopałam. Nic to jednak nie dawało. Do tego piekielne płomienie w głowie, które tym razem znacznie szybciej rozprzestrzeniały się po mojej głowie w kierunku szyi. Gdy facet przycisnął mnie do ściany odsłonił mi usta i wywrzeszczałam
"Kim ty do cholery jesteś!?"
Hej wszystkim ;)
I jak? Podoba się?
Nareszcie wakacje!
A propo wakacji... rozdziały będę starała się dodawać co tydzień.
Pewnie nie zawsze mi to wyjdzie xpp
Rozdział dedykuje Black i Klaudii ;D
Pozdrawiam i życzę miłych wakacji ;D
Li
środa, 18 czerwca 2014
5. Coś poszło nie tak
~*~*~*~*~*~*~*~*~
piątek, 13 czerwca 2014
4. Dzień drugi
piątek, 6 czerwca 2014
3. Dzień trzeci
piątek, 30 maja 2014
2. Dzień czwarty
piątek, 23 maja 2014
1. Dzień piąty
piątek, 16 maja 2014
19. Miły weekend- Sobota
-Kiara! Co ty tu robisz tak wcześnie?
- Wcześnie!- zaśmiała się- spójrz na zegarek. Tak też zrobiłam i okazało się że była 12:30. No ładnie. Spróbowałam w stać ale poczułam straszny ból głowy. dlaczego mnie bo... aha! tak. nieszczęsna wizyta u Tima.
-Co ci? - spytała kładąc się obok mnie.
- Powiem ci wszystko ale nie teraz- posłałam jej tajemniczy uśmiech i poszłam do łazienki. Ubrałam kolorowy kombinezon, włosy związałam w wysokiego koka i w wesołych podskokach pobiegłam do Kiary.
- Chodź na dół umieram z głodu! - zawołałam. Radosne jak małe dziewczynki wpadłyśmy do kuchni gdzie mama piła kawę i czytała gazetę. Spojrzała na nas i lekko się uśmiechnęła. Byłyśmy takie radosne. Na śniadanie zjadłam kilka tostów z serem. Po skończonym posiłku ubrałam sandałki i zawołałam
- Mamuś! Wychodzimy gdzieś i... nie wiem kiedy wrócę. Pa!
Już chciałam wyjść ale... No właśnie. Ale.
-A uścisk? -zawołała za mną. Zawahałam się, ale jednak odwróciłam się i spojrzałam na nią przepraszającym wzrokiem
-Nie teraz mamo.- powiedziałam smutno i wyszłam, żeby tylko nie myśleć o wczorajszych kłopotach. Później z nią pogadam. Nie chcę by wszystko wiedziała przez swój dar. Wszystko jej wyjaśnię. Tak wiem... zachowałam się jak ostatni cham.. ale ona na pewno rozumie. Bo przecież ile było takich sytuacji, że nie pozwalałam jej się mnie dotknąć. Później i tak wszystko jej mówiłam. Nie ma sensu naciskać.
Przez całą drogę do parku starałam się nie myśleć o kłopotach i innych sprawach, jednak mój humor diametralnie się zmienił. Z pełnej chęci życia na zrezygnowano pesymistkę.
-Nie Ola! Nie rób mi tego teraz. To nasz dzień. Wyznania i poważne rozmowy na poważne tematy potem.- popatrzyła mi w oczy. Miała je takie radosne i pełne blasku, że nie potrafiłam jej odmówić.
-Zgoda.- uśmiechnęłam się i poszłyśmy dalej.
Dotarłyśmy do parku. Usiadłyśmy na czerwonym kocu w kratę, który zabrałam z domu i zaczęłyśmy gadać, śmiać się z byle czego. To było piękne. Piękne jak wszystko co nas otaczało. Wokół rosło pełno różnokolorowych kwiatów, gdzieniegdzie wyrastały pojedyncze drzewa, a cały ten widok dopełniał wielki staw, w którym odbijało się piękne letnie słońce. A najlepsze w tej całej sytuacji jest to, że jestem tu z Kiarą. A jesli jestem z nią... to znaczy, że jestem na 100% sobą. Uwielbiam z nią spędzać czas, a zwłaszcza soboty gdzy mamy wolne i możemy robić co tylko nam się podoba.
JA
piątek, 9 maja 2014
18. "On jest mój ty głupia dziewczyno!"-powiedziała wariatka - Dziwne popołudnie cz.2
-To jest twoja dziewczyna?- spytała się Mija.
-Nie- odpowiedziałem, a po namyśle dodałem- jeszcze.
-A kiedy się poznaliście?- spytała podekscytowana tą sytuacją Diana.
-Wczoraj.
-Jak to wczoraj?!- zawołała Amanda.
-Cii! Normalnie. Siedziała w parku pod drzewem cała zapłakana to podszedłem.
-A czemu płakała?- zdziwił się Travis.
-Przez jakiegoś chłopaka.
-Myślisz, że ją zostawił?- zmartwiła się Diana.
-Być może.... Dlatego potrzebuje teraz MOJEGO wsparcia. I zobaczycie, że za niedługo będziemy razem.- mówiąc to pogłaskałem Olę po ramieniu. Jest taka delikatna i piękna. Jak ktoś mógł ją zostawić?
No i siedzieliśmy tak chyba godzinę gdy Ola się obudziła. Popatrzyła na mnie zaspanymi oczami i wymamrotała:
-Mark?
-CO?!- zdziwiła się Diana. Ja w sumie też bo o co jej chodzi? Jaki Mark?
-O...Gdzie ja jestem?- spytała zbita z tropu.
-Z nami- zaśmiał się przyjaźnie Travis.
-Aha! Tim- spojrzała na mnie dość przenikliwie i wyszeptała - już pamiętam.- Ola lekko pobladła i zamknęła oczy.
-Chodź do mnie księżniczko. Muszę Cię trochę ogarnąć.- podszedł do mnie i wziął na ręce.
-Jeszcze tu wrócimy- powiedział przez ramię i zniknęliśmy.
Tak jak myślałam pojawiliśmy się piętro niżej. Tim dał mi jakąś fiolkę i kazał wypić. Posłusznie wykonałam jego prośbę. Płyn był ohydny! Ale muszę przyznać, że poczułam się nieco lepiej. Później dał mi gumę do żucia i spryskał mnie perfumami jednej z dziewczyn. Na koniec cmoknął mnie w czoło i znowu podniósł, a ja nie miałam już siły protestować. Znowu się teleportowaliśmy.
-Uchu.... moje perfumy- zaśmiała się Diana. Uśmiechnęłam się przyjaźnie i dalej kurczowo trzymałam się Tima, żebym mu czasem nie spadła.
-Przyszliśmy się pożegnać.- powiedział blondyn. Na te słowa wszyscy wstali i podeszli do nas. Chłopak lekko opuścił mnie na ziemię. Zostałam wyściskana jak należy i od każdego usłyszałam coś w stylu "miło było cię poznać" lub "trzymaj się" albo "mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy". Potem Travis powiedział coś Timowi ściszonym głosem na co blondyn wybuchnął śmiechem. Potem spoważniał i powiedział:
-Pomyślę. -potem razem zaczęli się śmiać.
Ok... nie wiem o co chodzi, ale Travis od tego momentu jakoś inaczej na mnie patrzył.
-Hej wszystkim!- Zawołałam i zniknęliśmy. Usłyszałam ciche pyknięcie i pojawiliśmy się w tym samym miejscu gdzie wczoraj rozmawialiśmy. Miałam wrażenie jakby od tego czasu minęło kilka lat. Ale... dlaczego pojawiliśmy się tutaj a nie od razu pod moim domem? Przecież pada deszcz.
-Pamiętasz to miejsce? Tu się wczoraj poznaliśmy.
-Jak bym mogła zapomnieć.- zaśmiałam się. W sumie to dobrze, że go poznałam. Czuję się... w miarę ok. To znaczy.... byłam w tym momencie ogarnięta pustką. W mojej głowie nie było kompletnie nic. Szufladka z napisem Mark w końcu ucichła. Zadziwiające jak alkohol wpływa na człowieka. Nagle zapragnęłam takiej nicości na zawsze. Nic mi nie przeszkadza. Nikt i nic nie rani. Po prostu jestem. Jak roślinka egzystuje na świecie do puki nie skończy się mój czas. Do puki nie przeminę. Po prostu jestem. Nikt i nic mnie nie obchodzi. Nie ma żadnych głosów w mojej głowie co mam robić a czego nie powinna. Co należy a czego nie wypada. Nic. Jest jedna wielka cisza. Nic się nie liczy. czyż to nie piękne? I tak ogarnięta pustką stałam w deszczu z Timem twarzą w twarz i patrząc sobie w oczy. Nie czułam nic. Ani smutku z wcześniej, ani radości z chwili obecnej. Ale co się dzieję obecnie? Mianowicie Tim całuje moje usta i dotyka moich włosów i pleców. Całuje mnie z taką namiętnością i zachłannością ale ja.... nie czułam nic. Ta chwila i każda wcześniejsza nic dla mnie nie znaczyła. Zwykła odskocznia od codzienności. Wiem, że potem będę tego żałować. Że jutro wszystko wróci być może ze zdwojoną siłą... ale co tam. Pogłębiłam pocałunek i wplotłam dłonie w jego platynowe włosy. Dałam się ponieść. Ale nic nie czułam. Beznadziejna sytuacja. Mam nadzieję, że on sobie nic nie pomyśli. Że też traktuje to tak jak ja. Że nic dla niego nie znaczę bo będzie kolejną osobą, którą zranię. Która będzie przeze mnie cierpiała. Gdy po jakimś czasie się od siebie odkleiliśmy miałam wrażenie, że on promienieje szczęściem. Chwycił mnie pod rękę i poszliśmy dalej. To znaczy potem się go uczepiłam i szłam zawieszona na nim bo nie potrafiłam sama ustać na nogach. Doszliśmy do mojego domu. Bezmyślnie weszłam od razu do środka nie kłopocząc się tym czy mama jest w domu czy jej nie ma. Poszłam prosto na górę bo już w miarę trzymając się ściany potrafiłam chodzić. Tim był jak cień i podążał tuż za mną najpewniej mnie asekurując i będąc gotowym w każdej chwili mnie złapać. Chyba coś do mnie mówił jak wchodziliśmy do mojego pokoju. Ogólnie to chyba całą drogę coś do mnie mówił, ale ja całkowicie go olewałam. Miałam dość wszystkiego. Nawet pustki, która mnie ogarniała jak na mój gust już trochę za długo. Bolała mnie głowa i miałam wrażenie, że wszystko się rusza. A problemy wracają. Nie tylko te stare ale i te nowe, których sobie narobiłam przez ostatnie godziny.
-OLA!- wrzasnął Tim bo dopiero teraz dostrzegł, że do mnie nic nie dociera.
-CO!- zawołałam zdenerwowana. Dlaczego na mnie krzyczy? Jakim prawem. Nawet go nie znam. Jakim prawem wszedł do mojego domu. Dlaczego minie całował kilkakrotnie. Dlaczego mnie poznał. Dlaczego tego cholernego dnia podszedł do mnie w parku? Co się dzieje?
-Ej! Spokojnie. Bez nerwów. Nic się złego nie dzieje.
-Przepraszam. Jestem jakoś rozchwiana emocjonalnie. -stwierdziłam ziewając.
-Spokojnie. Nic się nie stało- próbował mnie uspokoić i pogłaskał mnie po ramieniu. Nagle poczułam jak strasznie mi zimno i zaczęłam się trząść.
-Zimno mi. I jest mi niedobrze.
-Zaraz ci pomogę. To normalne w twoim stanie. Niczym się nie przejmuj. Ja się wszystkim zajmę. A teraz Ci radzę wziąć porządną kąpiel, umyć się dokładnie, wziąć eliksir, który postawiłem tu na szafce i iść spać.- powiedział i pogłaskał mnie po głowie. Poczułam się osaczona. Nie chcę już by tu był. Pospiesznie pokiwałam głową i poszłam wykonać te czynności.
niedziela, 23 lutego 2014
Niezamknieta bramka
Zadzwonił telefon.
-tak?
-czy rozmawiam z Oscarem Timhpo?
-przy telefonie- odparł młody blondyn.
-tu komisarz Michalak Wiem że jeat pan blisko z Joanną Cis. Z przykrością muszę powiedzieć że dziewczyna została dziś w okolicach godziny 15:30 zastrzelona. - Oscar zaniemówił. Nie potrafil nic powiedziec. Jeszcze dziś rano widział się z nią na zajęciach. Razem studiowali sztukę.
-Jak to! Dlaczego! Jak! - tylko tyle był w stanie powiedzieć. Do oczu napłynęły mu łzy.
-Spokojnie. Czy mógłbym pana prosić na komisariat na przesłuchanie jutro o 16 ?
-taaak.-powiedzial i sie rozłączył. Rzucił telefonem o ścianę i usiadł na ziemi. Wstrząsnęły nim dreszcze smutku i gniewu. Gwałtownie wstał że aż zakręcił mu się w głowie. W głowie w której miał wielki bałagan. Bo za kilka dni chciał sie jej oświadczyć. Poszedl szybkim krokiem na korytarz. Chwycił kurtke i kluczyki. Trzasnął drzwiami od domu. Nawet nie spojrzał czy są zamknięte. Zbiegł szybko na dół. Otworzył swoje volvo i od razu odpalił. Jechał szybko.... za szybko jak na teren zabudowany. Na szczęście nie spotkal podrodze policji. Podjechał pod mały zielony domek. Nic nadzwyczajnego. Wyszedł z auta. Nawet nie zgasił silnika. Otworzyl bramkę i drewniane drzwi. Wszedł do kuchni. Tak jak myślał Sandra byla sama w domu i właśnie przygotowywała obiad. Wyraz twarzy miała.... tajemniczo smutny.
-SANDRA! - blondynka podskoczyła i wpuściła nóż na ziemie.
-Oscar. Co ty tu ro..
-zamknij sie do cholery jasnej! Jak mogłaś do tego dopuścić! Myślałem że ją chronisz razem ze mną. Myślałem że mogę ci zaufać.
- to nie tak! Oni by mnie zabili! Ja na prawde nie chciałam.
-tak? Dlatego z zimną krwią strzelilaś jej w głowę i zwiałaś z kasą? ! Tak ja wiem jaki był plan. Znałem go bardzo dobrze.
- to nie ja! Ja bym nie potrafiła!
-kłamiesz!- wrzasnął i chwycił ją za nadgarstki.
- zdradziłaś ją! I dla tego ona nie żyje! Czy ty wiesz co zrobilaś. Jak moglaś do niej strzelić!
-ja nie strzeliłam!
-ta jasne... uważaj że ci uwierze. Gdzie masz forsę!
- nie mam! To nie ja byłam na ulicy. To nie ja zabrałam kasę to nie ja w nią strzeliłam!
-czemu ciągle kłamiesz! To nie przywróci jej życia! - wrzasnął i odepchnął ją mocno. Przerażona dziewczyna spadała. Nie wiedziała jak i na co upadnie. Wszystko działo sie tak szybko. Słyszała krzyk mezczyzny. Chyba Oscara ale to nie był taki krzyk jak wtedy. Nie był oskarżycielski tylko przerażony. Potem uslyszala kilka strzałów. I wielki ból głowy. Walnęła głową o kant szfy. Zasnął.... i się już nie obudziła.... ale przyczyną jej śmierci nie było uderzenie w głowę. Powodem jej śmierci były dwa strzały. W głowę i serce. Po kilku minutach w małym zielonym domku nastała cisza przerywana szlochem. Kobieta siedziała z pistoletem w rękach przy ciałach swoich przyjaciół..... ale czy może ich nazywać swoimi przyjaciółmi skoro zrobiła im sie taką krzywdę? Ciągle szeptała "przepraszam kocham was" po 15 minutach zadzwonil telefon Sandry. Dzwonil jakis nieznany numer. Zabójczyni wstała z podłogi, schowała broń do swojego czarno-niebieskiego plecaka i wyszła z domku. Zamknęła drzwi i bramkę i poszła do swojego auta.
~*~*~*~*~*~
Oto druga czesc miniaturki kryminalnej. Pierwsza nazywała sie reklamówka. Mam nadzieję że się podoba
Planuje w tym tygodniu dodac rozdział opowiadania głównego
A tym czasem dobranoc :)